Wstęp

Przyjaciołom z parczewskiego ogólniaka

g
g
ggg„Faun Timtom” jest zbiorem składającym się z trzech miniatur literackich, których cechy sprawiają, że można je zaliczyć do fantastyki naukowej. Utwory posiadają również znamiona tradycyjnych nowel, dla których zagadnienia nauki stanowią ważną aczkolwiek nie zawsze wyraźnie dostrzegalną osnowę.
gggJednym z głównych elementów tej osnowy jest zderzenie tradycyjnego pojmowania rzeczywistości – opartego na pojęciach uformowanych przez Newtona, Einsteina i współczesnych fizyków – z alternatywnymi koncepcjami.
gggKoncepcje tego typu oferuje teoria kwantowa, nawiązanie do postulatów której w nowelach być może wywoła w czytelniku podniecające odczucie, że bajeczność rzeczywiście istnieje i jest w zasięgu ręki.
gggPoza zagadnieniami z pogranicza nauki, legendy i baśni, zbiór łączy również jego krakowska sceneria, jak też historyczne tło przemian w Polsce i Europie Wschodniej pod koniec dekady lat osiemdziesiątych. Elementem łączącym nowele jest także fakt, że poza rolą suwerennego dzieła literackiego, stanowią one wariacje na główne tematy przyszłej powieści autora.

„Lajkonik”
g
gggTłem noweli „Lajkonik” są pierwsze wolne wybory w powojennej Polsce w czerwcu 1989 roku. W ich przededniu główny bohater, Tomek, przypadkiem natrafia na informacje, które mogą zaważyć na losie kraju, ale które równie dobrze mogą być wytworem umysłu szaleńca. gggKiedy Tomek relacjonuje zajście swojemu dziadkowi, mieszkańcowi nadbużańskiej wioski, ten daleki jest od zbycia informacji jako błahostka. Jego reakcja zapewne nie zdziwiłaby tych, którzy znają Wacława jako oryginała i dziwaka, który być może jest niespełna rozumu, tak jak osobnik od którego Tomek usłyszał intrygującą wiadomość w Krakowie.
gggWacław wierzy, że od niego zależy by zażegnać narodową katastrofę, która ma wydarzyć się w dzień wyborów. Decyduje zapobiec temu używając swojej pomysłowości, a do planu wciąga Tomka i dwóch sąsiadów. Błyskotliwy plan udaje się i podejrzani osobnicy zostają zatrzymani. Tomek przyłącza się do celebrowania sukcesu, aczkolwiek później, z perspektywy czasu, nie może oprzeć się podejrzeniu, że cały spisek był wytworem bujnej wyobraźni dziadka, a sukces brawurowej akcji, w której brał udział, to wynik niewiarygodnego zbiegu okoliczności.
gggTakie podejrzenie będzie również udziałem czytelnika, co doda atrakcji lekturze tej wartko toczącej się, pełnej humoru opowieści, uzupełnionej ciekawymi informacjami historycznymi i wątkiem romantycznym. Niektórzy spośród czytelników pozostaną również z refleksją, że być może nasze umysły biorą udział w tworzeniu rzeczywistość. Szczególnym przykładem tego procesu byłyby jednostki żyjące jakby gdyby w innym wymiarze – dziwacy, pomyleńcy, artyści – którzy, jak Wacław, ledwie zważają na prawa zewnętrznego świata.
gggMiłośnikom legend opowieść może przywieźć na myśl wyczyn przewoźników wiślańskich pod Krakowem w zamierzchłej przeszłości, którym przypisano zasługę ocalenia grodu przed najazdem tatarskim, co jeśli wierzyć podaniom zostało upamiętnione tradycją Lajkonika.

„Faun Timtom”

gggNowela „Faun Timtom” jest opowieścią o młodym mieszkańcu Krakowa, Piotrze, który tak jak jego rodacy zmaga się z rzeczywistością przeobrażeń w kraju pod koniec dekady lat 80-tych.
gggDyktowane wymogami czasu chaotyczne usiłowania popychają go w tryby działalności przestępczej i ustawiają na torze międzynarodowego antydemokratycznego spisku. Związane z tym wypadki, które mogą skończyć się dla bohatera tragicznie, wprowadzają element przygody i pomagają oddać realia okresu, w którym historia się wydarza.
gggNa tle tych wydarzeń Piotrowi przydarza się szczególny rodzaj przygody. W czasie jednej ze swoich zawodowo-turystycznych wypraw przywozi z Turcji używkę w postaci słodkiego kremu, która zażyta wywołuje barwne i realistyczne sny. Podczas takiego snu, kontynuującego się przez kilka nocy, Piotr odwiedza baśniową krainę zaludnioną faunami, nimfami, elfami i innymi bajecznymi stworami.
gggJest to tylko sen i kiedy Piotr budzi się, jest z powrotem w normalnym życiu. Dostrzega jednak, że sen i jawa nie są od siebie zupełnie odizolowane, co nie dziwi go, bo potwierdza to jego podejrzenia, ze postulaty mechaniki kwantowej, tj. Reguła Nieoznaczoności, nie są tak absurdalne jak by się zdawało. Być może postrzegalna rzeczywistość, w której istniejemy, jest tylko jedną z niezliczonych alternatywnych możliwości i przedostanie się z jednej rzeczywistości do drugiej, lub nakładanie się ich na siebie, jest możliwe.

„Jesienne konwalie”

gggAkcja noweli „Jesienne konwalie”, jak sugeruje tytuł, wykracza poza ramy zwykłej codzienności. Jest to opowieść o krótkiej chwili z życia krakowskiej studentki Joanny, której szczególnego rodzaju wrażliwość umożliwia wstęp do innej rzeczywistości, wzbogaconej elementami jej tęsknot, marzeń i lęków. Burzliwość ustrojowych przemian w Polsce na przełomie lat 80-tych i 90-tych nasila intensywność jej przeżyć i sprzyja niecodziennym reakcjom, czego rezultatem są wypadki opisane w noweli.
gggRzeczywistość, do której dostaje się Joanna w czasie przedstawienia kabaretu „Piwnica pod Baranami” wyposaża ją w nadzwyczajne cechy i pozwala na niezwykłe doświadczenia i doznania. Joanna potrafi fruwać w powietrzu, odwiedza bajeczne krainy, zakrada się do myśli innych ludzi, spotyka postacie znane z przeszłości i manipuluje krajobrazy. Przeżywa również romans z egzotycznym kochankiem, którego przymioty z pewnością mają związek z jej dziewczęcymi fantazjami.
gggMiguel jest Argentyńczykiem polskiego pochodzenia, który z walizką pieniędzy ucieka od bandytów i skorumpowanej władzy. Są oni zabójcami jego ojca, który padł ofiarą własnej naiwności by zaufać przestępcom inwestując dorobek życia w odradzającym się rodzinnym kraju. Romans między Joanną i Miguelem obfituje w przygody: dziewczyna ratuje i ukrywa kochanka, tańczy z nim do muzyki światowych gwiazd estrady na Kopcu Kościuszki, bierze udział w strzelaninie i pogoni i wreszcie gotowa jest wyjechać z nim do Argentyny.
gggKiedy w końcowej części utworu Joanna dochodzi do siebie po chwilowej utracie przytomności, pamięta jedynie strzępy wydarzeń w sposób, w jaki pamięta się fragmenty snów. Czytelnik zdaje sobie jednak sprawę, że przez kilka sekund łańcuch wydarzeń tworzący jej życie został przecięty przez alternatywny ciąg wypadków i że film jej życia zatrzymał się na jednej klatce, by dać początek innej jego wersji.
gggSiedząca postać Joanny na początku noweli zamiera razem z widownią spektaklu „Piwnicy”, a to co rozgrywa się przed oczami czytelnika poprzez resztę utworu to alternatywna wersja jej istnienia. Niektórym spośród czytelników podsunie to myśl, że być może postrzegalna rzeczywistość, w której istniejemy, jest tylko jedną z możliwych wersji i przedostanie się z jednej do drugiej nie jest wykluczone.

O autorze

gggRobert Panasiewicz mieszka i tworzy w Australii, dokąd wyemigrował w 1991 roku. Literaturą pasjonuje się od wczesnego dzieciństwa, a świadome próby pisarskie podjął w czasie studiów w Krakowie. Zadebiutował powieścią „Saul” wydaną w 2004 roku przez Polsko Australijskie Towarzystwo Kulturalne w Australii Zachodniej.
g
Ilustracja pochodzi z książki „The Pagemaster” Davida Kirshnera & Ernie Contrerasa, ilustrowanej przez Jerry Tiritilli (Kingfisher, 1994 r)

Jesienne konwalie

gggPrzedstawienie kabaretu w tchnących wielowiekową atmosferą podziemiach po raz kolejny nie zawiodło Joanny i wprawiło ją w szczególny stan. Przyspieszonemu biciu serca i oddechowi towarzyszyło znajome uczucie lekkości i przebiegające po kręgosłupie mrowie. Zaduch spowodowany liczną tego wieczora widownią i unoszącym się dymem papierosowym przyprawiał ją chwilami o zawrót głowy.
gggOd lat przychodziła na spektakle, w których muzyka, poezja i humor tworzyły unikalną miksturę działającą na jej zmysły jak odurzający trunek. Przez ponad trzy dekady kabaret niezmiennie dostarczał artystycznych wzruszeń ratując wykonawców i publiczność od rozpaczy w beznadziei i nudzie mijającej epoki. Oderwane od rzeczywistości, przyprawione subtelnym humorem i upoetycznione teksty i piosenki stwarzały pozory alternatywnego świata, który dawał Joannie schronienie od chaotycznej i niepokojącej rzeczywistości.
gggNigdy nie wierzyła, że doczeka czasów bez pierwszomajowych pochodów, święta Manifestu Lipcowego, cenzury i pustek w sklepach. Kiedy komunistyczny marazm znikł niemalże jak pod dotknięciem czarodziejskiej różdżki, niepewność i bezradność w obliczu przemian zakłóciły dla niej i wielu innych euforię spełnienia marzeń.
gggNawet specjaliści od ekonomi czy nauk socjalnych nie potrafili w pełni przewidzieć konsekwencji zmiany ustroju, jaka nastąpiła przed ponad rokiem. Joanna nie posiadała ani wiedzy z żadnej z tych dziedzin, ani przedsiębiorczości, która pozwoliłaby jej skorzystać z przemian jako okazji do interesów. Wydarzająca się przed jej oczami kapitalistyczna rewolucja inspirowała w niej uczucie lęku i zagubienia, na które sztuka stanowiła skuteczną aczkolwiek chwilową odtrutkę.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 1gg g
g
g
ggg Utrata ojca cztery lata temu i jej niewytłumaczalne, psychosomatyczne dolegliwości, z których nie potrafiła się zwierzyć nawet najbliższym, dodatkowo sprawiały, że czuła się odosobniona i osamotniona. Bólom i zawrotom głowy często brakowało racjonalnego podłoża, które mogłaby wskazać szukając rady lekarza. Natomiast skargi na palpitacje, utratę koncentracji czy chimeryczne niedomagania układu pokarmowego nadawałyby się dla psychologa lub psychiatry, gdyby Joanna przełamała opory i tam właśnie zwróciła się po pomoc.
gggChwilowe omdlenia w momentach wyjątkowo silnych przeżyć Joanna interpretowała jako nerwowe reakcje swojego nadpobudliwego organizmu. Żartobliwie traktowała je czasem jako umysłową wersję erotycznego szczytu. Na serio jednak podejrzewała, że zapaści tego typu mogą mieć związek z niedomaganiem układu krążenia lub być łagodną formą epilepsji.
ggg Zaabsorbowany spektaklem siedzący obok niej Tomek zbyt mocno dzielił jej delikatność natury i potrzebę głębszych duchowych doznań by zapewnić jej psychiczną podporę. Drażniło ją czasem to ich narzeczeństwo, w którym emocje i namiętności odgrywały drugoplanową rolę wobec intelektualnego i duchowego pokrewieństwa. Rozsadek podpowiadał jej jednak, że mimo iż tego rodzaju związek nie zaspokajał jej wszystkich potrzeb, stanowił on solidny fundament do budowania przyszłości.
ggg Od czasu do czasu ukradkiem spoglądała w kierunku bruneta w brązowym prochowcu po drugiej stronie widowni. Solidnie i proporcjonalnie zbudowany, z drapieżnym wyrazem twarzy i spiętymi w koński ogon włosami zdawał się należeć do świata przygodowych, egzotycznych powieści i niezupełnie pasował do publiczności piwnicznego kabaretu.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 2gg g
g
g
ggg Pluskający jak woda górskiego potoku dźwięk pianina i erotyzmem przepełniony, szepcący głos aktorki śpiewającej o „rozkoszy pieszczot męskich” i „słodkich spotkań przeczuwanych” przyprawił ją o dreszcze i nieskoordynowane bicie serca.

gggggggggg“Może znów tak dziwnie jak i wczoraj
ggggggggggBędzie twarz się jego do mnie śmiała
ggggggggggMoże znów tak dziwnie jak i wczoraj
ggggggggggDotknie się bezwstydnie mego ciała”

ggg Słowa wnikały do umysłu Joanny jak impulsy elektryczne. Pochyliła głowę i od obezwładniającego dreszczu przenikającego jej ciało przymknęła oczy. Na sekundę czy dwie wszystko wokoło przestało istnieć, a ona poszybowała na wyżyny ekstazy by stanąć twarzą twarz z oślepiającym źródłem wszystkich potencjalnych światów i rzeczywistości.
gggNa scenie zjawił się konferansjer. Zamiast czarnego kapelusza tym razem miał na głowie wysoki, spiczasty kapelusz czarodzieja, udekorowany złoconymi gwiazdami. Jego peleryna połyskiwała wszystkimi kolorami tęczy. W ręku trzymał batutę, która w kontekście jego stroju wyglądała jak czarodziejska różdżka. Słowa zapowiedzi następnego numeru, wykrzykiwane tonem ulicznego sprzedawcy, wypadały z niego spontanicznie jak fajerwerki iskier strzelających z końca batuty .
ggg – Proszę państwa, proszę państwa, a teraz specjalnie dla was spektakl o jakim marzyli wasi przodkowie i do jakiego tęsknić będą wasze wnuki. Tylko tu, tylko dzisiejszego wieczoru ujrzycie państwo nadzwyczajne wydarzenie. W jednym miejscu i czasie zobaczycie na żywo to, co jedna z osób na widowni – nie powiem która – wybrała lub wymarzyła spośród naszego przeszłego i przyszłego repertuaru.
ggg Szmer przebiegł po widowni. Oto mieli doświadczyć fragmentów trzydziestoczteroletniego dorobku kabaretu i na dodatek mieć wgląd w jego dokonania, które się jeszcze nie wydarzyły.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 3gg g
g
g
ggg – Tak proszę państwa, nie było pomyłki: naszego przeszłego i przyszłego repertuaru. A teraz, kto ma oczy niech patrzy, kto ma uszy niech słucha.
ggg To powiedziawszy machnął różdżką, z której wysypał się jeszcze większy snop iskier i scenę zakryły kłęby oparów. Po chwili widownia ujrzała pierwszego spośród szpaleru artystów, pojawiających się i znikających w magicznych wręcz okolicznościach.
gggOkrzyk zachwytu starszej pani powitał młodego wykonawcę śpiewającego piosenkę o intymnym zetknięciu podczas spaceru przez łan jęczmienia. Ktoś inny wykrzyknął imię następnej wykonawczyni, która z właściwą sobie subtelną odrobiną erotyzmu i poczuciem humoru zaśpiewała piosenkę “Taka głupia to ja już nie jestem”.
gggNastępnie z mgły, która pochłonęła piosenkarkę, wyłonił się klaun na mównicy i do łez rozbawił widownię parodią przemówienia przywódcy narodu z lat sześćdziesiątych. Po nim blondyn o łagodnej, smuklej twarzy, którego bez trudu rozpoznała większość widowni, akompaniując sobie na fortepianie zaśpiewał autoironią zabarwiony, melodyjny utwór o tym jak dobrze być poetą.
gggPotem dziewczyna o smutkiem przepełnionych oczach i długich kasztanowych włosach zaśpiewała w towarzystwie męskiego głosu, którego właściciel był niewidoczny, piosenkę o miłości słonia i pchły. Na zakończenie przedziwną fantasmagorię o utarczce z aniołami na Placu na Groblach wykonał artysta, którego młodą, przystojna twarz ukrywała broda. Żadne oznaki rozpoznania przez widownię nie powitały ostatnich dwóch utworów.
ggg Pogrążająca się w ciemności scena i znajomy dźwięk dzwonka konferansjera oznajmiły zachwyconej publiczności zakończenie spektaklu.
ggg – Dobranoc, dobranoc państwu – żegnał się z widownią niski, ciepły głos konferansjera, który zdawał się dobiegać z każdego zakamarka sali. – Dziękujemy. Kura się upiekła i niestety musimy ją zjeść sami.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 4gg g
g
g
gggAbsurd ostatnich słów opadających wśród widowni wolno i miękko jak magiczny pył nie zdziwił nikogo, a jedynie spowodował rozmarzone uśmiechy i porozumiewawcze spojrzenia.
ggg Wychodząc późnym wieczorem na Rynek z bramy Pałacu pod Baranami, Joanna wyobraziła sobie dla zabawy, że jest narratorem własnego życia. Ku swojemu zachwytowi wzbiła się w powietrze i pląsając lekko i tanecznie z upodobaniem przypatrywała się sobie i Tomkowi trzymającym się jak Jaś i Małgosia za ręce.
ggg Opustoszały Rynek odbijał echem ich kroki, a księżyc nad głowami święcił jak olbrzymia latarnia. Powietrze drżało tonami elektrycznej gitary samotnego grajka opartego o ścianę kamienicy. Wygrywał nostalgiczny, znany Joannie filmowy temat. Pomyślała, że ta muzyka tworzy idealne tło dla samotnie spacerujących nocą po Rynku zakochanych. Ujrzawszy przechodzącą parę muzyk pomachał im ręką i pozdrowił po angielsku zachrypłym, znajomym głosem.
gggAnioł, który właśnie przelatywał, przysiadł na głowie Mickiewicza na pomniku i z brodą podpartą na ręku w zadumie przysłuchiwał się melodii.
ggg Samotna para przesuwała się lekko i miękko jakby oboje płynęli gondolą jednym z kanałów Wenecji, a nie spacerowali wąwozem ulicy Grodzkiej. Szybując lekko ponad ich głowami Joanna zapragnęła wzbić się wyżej by zobaczyć panoramę miasta i natychmiast jak rakieta wystrzeliła w górę. Najpierw zrobiła kilka pętli i zygzaków dla czystej przyjemności bujania w przestworzach, a potem nad Wawelem zwolniła do statecznego lotu szybowca.
gggPołyskująca w blasku księżyca wstęga Wisły zdawała się jak ona sama płynąć w powietrzu jak falująca na wietrze kokarda, muskając wzgórze z katedrą i pałacem na wierzchołku, które podświetlały różnokolorowe światła. Kątem oka Joanna dostrzegła dwie malutkie figurki oddalające się w stronę Kazimierza. Z żalem rozstała się z widokiem Wawelu i szaleńczym nurkowym lotem ruszyła w ich stronę.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 5gg g
g
g
ggg W mgnieniu oka znalazła się znowu przy wracającej do domu parze. Niewidocznie pląsała w powietrzu z ciekawością przyglądając się wypisanym na twarzy Tomka troskom, między innymi i tę o bezpieczeństwo własne i dziewczyny. Dawną wszechobecność milicji, stojącej na straży przestrzegania prawa i utrzymania władzy proletariatu, stopniowo zastępowali źle płatni, obawiający się własnego cienia urzędnicy w mundurach. Dzięki temu niewidoczny przedtem jak szczury w ciemnych zakamarkach kryminalny element, teraz wypełzał bezwstydnie i bezkarnie grasował po ulicach.
ggg Tomek odetchnął z ulgą, kiedy twarz Joanny znikła za ciężkimi drzwiami starej kamienicy. Joanna pomyślała, jak dobrze byłoby towarzyszyć mu w drodze do domu i natychmiast znalazła się frunąc ponad idącym ulicą Tomkiem.
gggBryczka zaprzężona do czarnego konia zatrzymała się obok niej i woźnica grzecznie otworzył drzwiczki. Joanna gestem ręki dystyngowanej damy z dobrego towarzystwa wskazała na chłopaka idącego trotuarem. Fiakier uśmiechnął się łobuzersko spod sumiastego wąsa i strzelił z bata.
ggg Przemknęli tuż obok Tomka i ostrym łukiem unieśli się w górę, po czym bryczka skręciła i przeleciawszy nad jazgocącym tramwajem znikła w ścianie kamienicy. W locie Joanna uchwyciła obrazy śpiącego dziecka, chrapiącej staruszki i kochającej się pary. Wylecieli znów nad ulicę, tym razem lecąc do góry nogami, zrobili następną pętlę i wystrzelili w górę by powrócić i towarzyszyć chłopakowi niewidzialnie klekocząc ulicą jak zwykła dorożka ze zwykłym dorożkarzem i zwyczajnym koniem.
ggg Joanna dostrzegła dwóch dryblasów w skórzanych kurtkach stojących bez celu przed oświetloną witryną sklepu kilka kamienic dalej. Dotknęła ramienia fiakra, który zrozumiał ją bez słów, strzelił z bata i koń ruszył kłusem. Kiedy przepływali obok stojących, Joanna delikatnie zdmuchnęła niewidzialny pył z dłoni w ich kierunku. Odwróciła się i dostrzegła, że jeden z nich chwycił się za brzuch a drugi przygarbił z bólu. Obaj ruszyli pokracznym biegiem i znikli w pobliskiej bramie.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 6gg g
g
g
ggg Po zatoczeniu jeszcze jednego koła, bryczka znowu znalazła się obok piechura. Joanna rzuciła fiakrowi złoty pieniążek i w biegu wyskoczyła z dorożki prosto w realność myśli Tomka. Wydostawszy się szczęśliwie ze złowrogiego sąsiedztwa zaułków Kazimierza i Stradomia, gdzie instynkt samozachowawczy brał górę nad intelektem, teraz mógł wreszcie spokojniej oddać się rozmyślaniom.
ggg W serii filmowych impresji stworzonych przez jego umysł, Joanna ujrzała siebie jak przybiera postać nimfy żyjącej pośród lasów i jezior, to znowu rusałki przebiegającej zwinnie po kamieniach górskiego potoku, to znów syrenki pluskającej w wodach lazurowego morza.
gggPotem zobaczyła siebie w postaci Małego Księcia stojącego samotnie na swojej malutkiej planecie i przyglądającego się tęsknie i ciekawie odległym planetom i gwiazdom. W następnym segmencie filmu stała się figlarnym, beztrosko spędzającym czas Piotrusiem Panem.
ggg Bajeczne wizje ustąpiły znajomym, poważnym obrazom wyrytym w jej własnej pamięci. Zobaczyła jak ze łzami w oczach spogląda na martwego gołębia na śniegu przy Sukiennicach. Inna scena przypomniała jej jak karmi wynędzniałego, burego kota bez nogi, którego potem przygarnęła do domu. Jeszcze inny fragment pokazał ją jak wpycha banknot do wyciągniętej ręki dzieciaka o cygańskiej twarzy.
ggg Kolejne sceny również wydały się znajome i oparte na elementach jej życia. Zobaczyła siebie i ojca jak śmieją się razem z jego żartów do rozpuku. W następnym ujęciu umundurowani mężczyźni zabierają go w nocy z domu. Potem Joanna zobaczyła go, gdy siedzi samotnie przy stole zastawionych butelkami i patrzy przed siebie pustymi, zrezygnowanymi oczami. Następnie ujrzała siebie jak wyrywa się z rąk matki by mu pomóc. Słychać uderzenie zatrzaskujących się drzwi. Joanna wali w nie pięściami, krzycząc i szlochając. Wreszcie wycieńczona opada bez sił.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 7gg g
g
g
ggg Joanna przestała oglądać film i by uciec od złych wspomnień poszybowała na oślep w górę. Dopiero na orbicie okołoziemskiej uspokajający błękit planety po jednej stronie i nieprzenikniona, urzekająca ciemność po drugiej przywróciły jej spokój umysłu. Moc wszechludzkiej wspólnoty chwyciła ją w swoje szpony i cisnęła z powrotem na Ziemie siłą grawitacji. Lecąc w dół na łeb na szyję Joanna pomyślała o miejscu, na które chce opaść. Wybrany punkt powiększał się stopniowo i stał się zarysem pomnika.
ggg Joanna zatrzymała się jak na magnetycznej poduszce na wysokości głowy Mickiewicza i spiralnym ruchem okrążyła pomnik kilka razy dla przyjemności zanim łagodnie stanęła na płycie Rynku.
ggg Na jednej z ławek obok pomnika dostrzega Tomka w towarzystwie dwóch starszych mężczyzn. Dostrzegła też siebie jak zbliża się od strony Kościoła Mariackiego. Tomek podniósł się na jej powitanie, po czym usiedli z powrotem na ławce by przysłuchiwać się rozmowie obok. Całą scenę przesączało pomarańczowożółte światło październikowego słońca, a kopuła nieba nad Rynkiem, przez swój intensywny błękit, zdawała się być jakby bliżej niż normalnie.
ggg– Raz w powstaniu zasadziłem się na Niemców – powiedział jeden z dwóch mężczyzn rozparty wygodnie na ławce obok, podczas gdy ten drugi z brodą wspartą na dłoni i łokciem na kolanie przysłuchiwał się w skupieniu. – Siedzę i czekam, czekam i siedzę. Wreszcie idą. To ja wyskakuje i patrzę, a to sami Enerdowcy.
gggNieskrępowany, spontaniczny śmiech Joanny zamarł razem ze wszystkim wokoło, łącznie z przechodniami, turystami i gołębiami wzlatującymi w powietrze. Błękit nad Rynkiem pociemniał i zgęstniał do granatu, na tle którego pojawiły się punkty gwiazd, które przybliżały się i rosły, aż wreszcie można z nich było wyróżnić poszczególne galaktyki.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 8gg g
g
g
gggIch światło wypełniło Rynek w tajemniczym blaskiem. Olbrzymi księżyc wyłonił się w wylocie ulicy Grodzkiej. Rósł i zajął jedną trzecią półkuli nieba. Na jego srebrzystej kuli można było z łatwością wyróżnić zarysy poszczególnych kraterów.
ggg Dwóch młodych mężczyzn w czarnych garniturach siedziało na cokole pomnika zajętych dziwną zabawą. Jeden z nich, przystojny brunet w ciemnych, słonecznych okularach i o urzekającym uśmiechu zapalił zapałkę i przystawił ją do zawartości dwóch kieliszków. Jego towarzysz patrzył jak zahipnotyzowany na błękitne płomyki nad kieliszkami.
ggg – No, niezłe – powiedział zabawnym, wysokim tonem, a jego okrągła twarz rozszerzyła się w uśmiechu. – Zapałkę do wody byś przystawił i też by się zajęła.
ggg – Nie pierdol tylko pij – powiedział brunet w słonecznych okularach.
ggg – No to cyk – przystał tamten i wzniósł kieliszek.
ggg Joanna spojrzała na pomnik, przy którym siedzieli i ze zdziwieniem stwierdziła, że statua to nie stojący narodowy wieszcz, ale siedząca postać w stroju z epoki Renesansu. Mężczyzna miał na głowie czapkę czarodzieja, a w dłoni trzymał kulę podczas gdy inna, większa kula wirowała dookoła niego. Nie spuszczając oka z trzymanego w ręku okrągłego obiektu, gestem zatrzymał wirująca sferę. Ta posłusznie pofrunęła mu do ręki, podczas gdy druga odleciała i zaczęła krążyć wokoło niego.
gggMagiczna sztuczka wywołała szepty i pomruki dochodzące niewiadomo skąd. Czarodziej skrzywił się z niezadowoleniem i próbował się od nich odpędzić jak od gromady much czy komarów. Wreszcie wstał rozeźlony i krzyknął na cały głos: “Bo tak mi się podoba i tak zostanie. Lepiej niż miałaby być płaska i na grzbietach słoni.”
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 9gg g
g
g
ggg W platynowym świetle księżyca i galaktyk Joanna dostrzegła drzwi na środku Rynku między pomnikiem a kościołem Świętego Wojciecha. Zwróciła pytający wzrok w stronę swojego towarzysza.
ggg – Jak chcesz, to idź – powiedział z niedbałym wzruszeniem ramion.
ggg Joanna nie mogła się oprzeć pokusie. Oślepiająca jasność poraziła ją, kiedy uchyliła drzwi. Dopiero gdy przestąpiła próg i znalazła się po drugiej stronie jej oczy przyzwyczaiły się do światła. Cała rzeczywistość zdawała się drżeć i tętnić wszystkimi barwami tęczy. Joanna miała nieodparte wrażenie, że jeśli wyciągnie rękę, to zakłóci całość jak arabeskę kalejdoskopu. Zamachała lekko rękami i uniosła się. Poleciała w stronę Wawelu, ale tam nie było wzgórza, a tylko brzeg oceanu.
ggg Kiedy szybowała, dostrzegła pod sobą nie ulice ale aleje gajów oliwkowych i pomarańczowych. Idyllicznie biała plaża porośnięta smukłymi palmami na tle turkusu oceanu i lazuru nieba zamajaczyła przed jej oczami jak spełnienie najskrytszych marzeń. Młodzi ludzie zabawiali się na plaży – wszyscy nadzy. Kiedy Joanna przyjrzała się bliżej, ich zabawy okazały się erotycznymi igraszkami.
ggg Jeden z młodzieńców dostrzegł Joannę i z zapraszającym gestem pomachał do niej ręką. Usłuchała i z lekkością opadającego płatka kwiatu stanęła na brzegu. Tamci patrzyli na nią z wyrazem zaciekawienia i lubieżności. Ktoś zaczął ją rozbierać, ktoś inny całował i pieścił. Joanna wstydliwie opierała się, ale w końcu ulęgła i w zapomnieniu oddała się rozkoszom.
gggTrwało to tak długo jak długo miała przed oczami krajobraz stykającego się z niebem morza. Gdy zerknęła w przeciwna stronę, w kierunku z którego przybyła, ogarnął ją lęk i wstyd, które na próżno starała się od siebie odepchnąć.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 10gg g
g
g
gggZerwała się i rzuciła do ucieczki. Lecąc przed siebie na oślep szlochała i złorzeczyła na swoją dwoistość i na świadomość grzechu, które wyganiają ją z raju. Kiedy drzwi zatrzasnęły się za nią z głuchym hukiem jak wejście do grobowca, zamiast westchnienia ulgi, z jej ust wydobył się jęk rozpaczy na widok przygnębiającej szarości.

ggg Udrapowane ołowianymi chmurami jesienne niebo tworzyło nastrój zbliżony do staromodnie dekadenckiej atmosfery Jamy Michalika. Zapalone uliczne latarnie sugerowały wieczorną porę, ale równie dobrze mogły stanowić dopełnienie kawiarnianego wystroju, kiedy Joanna ze studencka torbą na ramieniu zmierzała Bracką w stronę Rynku.
ggg Tymczasowe ogrodzenie i nieład towarzyszące remontowi jednej z kamienic nie odebrały jej przyjemności intymnego kontaktu z historią. Powodowana ciekawością zerknęła przez szpary w ogrodzeniu. Odrapane ściany, gruz, kupa piasku i worki z cementem nie dodały niczego, czego nie domyślała się sama. Nie zaskoczyły jej też oczodoły powybijanych okien i zakurzone cementem drzwi.
gggBrak oznak działalności remontowej przypomniał jej, że epoka władzy ludu, któremu nie śpieszyło do socjalistycznej pracy, zupełnie się jeszcze nie skończyła. Nie zdziwił jej też fakt, że ogrodzenie nie zabezpieczało przed nieupoważnionym wstępem, czego oficjalnie wzbraniał napis, a do czego zachęcała przerwa między parkanem a ścianą kamienicy.
ggg Joanna minęła wylot Gołębiej i wkrótce oczom jej ukazała się boczna ściana Sukiennic. Odruchowo przylgnęła do kamienicy na widok rosłego mężczyzny wyłaniającego się z Rynku i biegnącego prosto na nią. Przebiegł obok nie zawracając na nią uwagi. Jego długie, czarne włosy falowały na wietrze a poły brązowego prochowca łopotały jak bojowe proporce. Kiedy jej wzrok pozostawił go własnemu losowi za łukiem Brackiej, po drugiej stronie na tle Sukiennic zamajaczyły dwie inne sylwetki w pogoni za uciekającym.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 11gg g
g
g
ggg Po kilku niepewnych krokach w stronę Rynku i bezpieczeństwa, Joanna obejrzała się i zatrzymała. Sekundę lub dwie trwało jej wahanie, poczym obróciła się dookoła własnej osi i zdecydowanie ruszyła przed siebie. Kiedy minęła łuk ulicy, za którym znikł uciekający, zastała sama w otoczeniu bezdusznych fasad kamienic. Zgiełk pojazdów u wylotu Brackiej na tle kościoła Franciszkanów zapewniał niewielkie duchowe wsparcie. Instynkt przygody i poczucie solidarności z uciekającym wzięły górę nad obawami i jak siła bezwładności popychały ją do przodu.
ggg Wielokrotnie powtórzony huk z wnętrza restaurowanego budynku wystraszył Joannę i spłoszył dwa gołębie na rynnie budynku po przeciwnej stronie. W innych okolicznościach dźwięk wzięłaby za odgłosy pracy przy remoncie. Roztropnie wykonała kilka kroków wstecz, skręciła w Gołębią i zatrzymała się obok wejścia do pierwszej kamienicy.
gggZ torby wyjęła stary egzemplarz Dziennika Polskiego, oparła się o ścianę i udając pochłoniętą w lekturze czekała na dalsze wydarzenia. Kilkuminutowy brak jakichkolwiek oznak dramatycznych wydarzeń, których oczekiwała, popchnął ją do działania. Kiedy wyłoniwszy się ostrożnie na Brackiej zrównała się z parkanem, obejrzała się za siebie i ostrożnie podeszła do przerwy w ogrodzeniu.
ggg W szumie pulsujących skroni i trzepocie motyli w żołądku realna rzeczywistość jak magnes ciągnęła ją wstecz do bezpieczeństwa. Nielogiczny, nieodpowiedzialny głos, jak rada otrzymana od natchnionego proroka, na przekor wszystkiemu popchnął ją jednak w stronę ryzyka.
ggg Zaledwie wetknęła głowę do środka poczuła się jak porażona prądem, kiedy jej wzrok natknął się na utkwione w nią, pełne intensywnego wyczekiwania oczy. Wymowny gest ręki, potwierdzony ruchem lufy pistoletu spowodowały, że nie mogła odmówić zaproszenia. Zadziwiająco, zamiast przerażenia Joanna poczuła ulgę wchodząc do wnętrza ogrodzenia.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 12gg g
g
g
ggg– Czego tu szukasz? – burknął mężczyzna celując w nią pistoletem.
ggg– Niczego – wyrzuciła lękliwie potrząsając energicznie głową. – Widziałam jak biegłeś, potem usłyszałam strzały i pomyślałam, że może potrzebujesz pomocy – dodała skwapliwie.
ggg – Chcesz pomóc, tak? – zagadnął obcy chowając pistolet do kieszeni płaszcza. – No to najlepiej spieprzaj stąd i zapomnij, że mnie tu w ogóle widziałaś.
ggg– Jak chcesz – odparła Joanna drżącym głosem, niepewna czy cieszyć się czy martwic takim obrotem sprawy.
ggg Dopiero gdy tamten przysiadł na stosie worków z cementem, Joanna zauważyła jego krwawiące dłonie, zadrapaną twarzy i zabrudzony płaszcz. Nie umknęła jej uwagi również fascynująca kombinacja zwierzęcego magnetyzmu i szlachetności jego twarzy. Oczy przysłonięte splotami opadających na czoło włosów świadczyły o nieposkromionym temperamencie i inteligencji.
ggg – Poczekaj – powiedział zagarniając ręką włosy, kiedy Joanna odwracała się by odejść. – Jest coś, co możesz dla mnie zrobić.
ggg Pewny krok, jakim wyłonili się zza parkanu, sprawiał wrażenie jakby wychodzili z restauracji lub kawiarni, a nie opuszczali kryjówkę. Kiedy bez słowa zmierzali Gołębią w stronę Podwala, wyglądali jak skłócona para kochanków: on z pochyloną głową, jedną ręką w kieszeni rozpiętego płaszcza i drugą dzierżącą neseser, a ona pół kroku przed nim, z wyrazem czujności, którą ktoś mógłby pomylić z gniewem, na twarzy.
gggKiedy pusta taksówka posłusznie zatrzymywała się na znak Joanny, krótka wymiana słów i spojrzeń z nieznajomym potwierdziły plan, który krystalizował w głowie dziewczyny przez ostatni kwadrans. Bez wahania wsiadła do auta zaraz za znikającym wewnątrz brązowym prochowcem.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 13gg g
g
g
ggg – Dokąd? – spytał kierowca maskując zawodowym tonem głosu podejrzliwość na widok oryginalnej pary na tylnym siedzeniu.
ggg – Na Kazimierz – odparła Joanna wywołując pytający wzrok mężczyzny obok.
ggg Taksówka objechała Planty i skręciła w Stradomską. Z zachowania i spojrzeń nieznajomego Joanna wywnioskowała, że widoki za oknem samochodu były mu nieznajome. Oznaki niepokoju pojawiły się na jego twarzy, kiedy samochód kluczył uliczkami Kazimierza.
ggg Dopiero po kilku bezskutecznych próbach naciskania na guzik domofonu, by upewnić się że matki nie ma w domu, Joanna wyjęła klucze i otworzyła drzwi kamienicy. Pukanie do drzwi własnego mieszkania kilka chwil później przyniosło ten sam rezultat. Z dreszczem podniecenia Joanna wpuściła nieznajomego do środka.

ggg – Tak mi przykro z powodu twojego ojca – wyszeptała ze współczuciem. – Żyłby dzisiaj, gdyby nie sentyment do starego kraju.
ggg Oboje siedzieli na podłodze w pokoju Joanny za szafą na ubrania, która dawała prowizoryczne schronienie w razie nieoczekiwanego otwarcia drzwi. Słabe światło lampy na biurku po drugiej stronie pokoju, pozwalało na dodatkowy kamuflaż na wypadek przypadkowego wejścia matki.
gggCharytatywny odruch Joanny pogmatwał i udramatyzował ciąg wydarzeń, który jeszcze kilka godzin temu mogła kilkakrotnie przerwać. Zamiast tego udzieliła schronienia człowiekowi, który być może był groźnym przestępcą. Powrót matki – zgodny z przewidywaniami – skomplikował sytuacje dodając element konspiracji. Ryzyko odkrycia tymczasowego lokatora w połączeniu z poczuciem zagrożenia, działało na Joannę jak narkotyk.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 14gg g
g
g
ggg Zawsze tęsknił za Polską i marzył, żeby wrócić – odparł półgłosem jej niecodzienny gość. – Przyjechał jak tylko upadł komunizm w zeszłym roku. Potem spieniężył część biznesu w Argentynie i wrócił do Polski, żeby inwestować i robić interesy.
ggg– Co zamierzasz teraz robić? – spytała.
ggg – Przede wszystkim muszę gdzieś się ukryć na jakiś czas. Potem, jak wszystko ucichnie wracam do domu – powiedział kładąc rękę na czarnym neseserze leżącym obok.
ggg – To wszystko miało iść na spirytus? – spytała Joanna z niedowierzaniem wskazując na walizkę.
ggg – Próbowałem ojcu wytłumaczyć, że to nierozsądnie, ale tamci już go mieli jak rybę na haczyku.
ggg – Ale jak? – dopytywała się Joanna.
ggg – Ano zwyczajnie. Tak jak się łowi ryby na wędkę. Najpierw miało być tylko dwadzieścia tysięcy, żeby wejść do spółki. Zaraz potem jak ojciec wpłacił im pieniądze, powiedzieli, że jest okazja do zrobienia grubszego interesu i że jeśli nie wejdzie ze stu tysiącami dolarów, to może nawet nie odzyskać tego, co włożył przedtem.
ggg – Pamiętam kiedyś w podobny sposób dałam się nabrać cygance, która miała mi wywróżyć moją przyszłość. Ale on doświadczony człowiek biznesu... – dziwiła się Joanna kręcąc głową.
ggg – On to robił bardziej sercem niż głową. Spirytusu miał dać wielokrotny zysk, co miało wystarczyć na poważne interesy, jak hotele, nieruchomości czy sieć sprzedaży samochodów, o której ojciec marzył.
ggg – Czy ktoś jeszcze oprócz niego stracił przy tym życie? – spytała Joanna ostrożnie. – To znaczy... – poprawiła się. – Mam na myśli... czy szukają cię za zabójstwo?
ggg – Jak dotąd nikt nie zginął z mojej ręki – odparł. – Jednego dzisiaj postrzeliłem w nogę, a drugi dostał kilka razy po pysku, to wszystko. Tam w Warszawie wszystko wydarzyło się tak szybko, że nawet nie zdążyłem wyciągnąć broni, żeby ojcu pomóc. Ale forsy sukinsyny nie dostali – dodał tonem przechwałki.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 15gg g
g
g
ggg – Może lepiej byłoby dla ciebie gdyby ją jednak dostali – zauważyła Joanna – miałbyś dzisiaj święty spokój.
ggg Późnym wieczorem Joanna niepostrzeżenie wypuściła przystojnego Argentyńczyka na ulicę, gdzie czkała na niego zamówiona taksówka. W ciemności wieczoru z przyjemnością poczuła ciepło jego silnej ręki, w której znikła jej drobna dłoń.
ggg Trzymaj się, Miguel – powiedziała na pożegnanie. – Zadzwoń jeśli będziesz czegoś potrzebował.
ggg Tej nocy śniło jej się, że kiedy przechodziła przez Rynek, na cokole pomnika stał nie Mickiewicz, ale Miguel. Pomachał do niej ręką z daleka, a potem rozprostował skrzydła i uniósł się w powietrze. Zrobił kilka pętli, zatoczył koło nad jej głową, jakby się przed nią popisywał, i poszybował w kierunku wież Kościoła Mariackiego. Z wierzchołka jednej wieży przeskoczył na drugą, a potem znowu przeleciał na pierwszą.
gggKiedy się tak zabawiał, Joanna zdała sobie sprawę, że to nie czubki wież ale brodawki jej własnych piersi. Jego śmiejąca się twarz pochyliła się nad nią a sploty jego długich, czarnych włosów przesuwały się w dół jej ciała łaskocząc i pieszcząc. Przytłoczył ją swoim masywnym, umięśnionym ciałem. W agoniach rozkoszy jej oczom ukazały się pióropusze sztucznych ogni. Odgłosy fajerwerkowych wystrzałów nasiliły się, aż wreszcie wyeliminowały wszystkie inne dźwięki.
ggg Obudziło ją głośne stukanie do drzwi. Zegar ścienny wskazywał dziewiąta, kiedy Joanna przechodziła przez przedpokój zastanawiając się, kto to może być o tej porze. Kiedy uchyliła drzwi, owionął ja zapach tytoniu i taniej wody kolońskiej. Przed sobą miała mężczyznę w średnim wieku o nalanej, aroganckiej twarzy z gładko przyczesanymi, przetłuszczonymi włosami ukazującymi głębokie zakola. Oznajmił, że jest z kryminalnego wydziału milicji.
ggg – Ale mamy nie ma w domu – odparła Joanna.
ggg – Czy mówię z panią Joanną Winid?
ggg – Tak.
ggg – Więc to właśnie o panią chodzi.
ggg – Nie mam pojęcia o czym pan mówi – odrzekła Joanna potrząsając głową.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 16gg g
g
g
ggg – Tajniak wydobył z kieszeni kurtki szarą kopertę, z której wyjął plik czarnobiałych zdjęć. Na pierwszym z nich widniała postać Joanny obok Miguela tuż przed wejściem do taksówki przy Podwalu. Fotografii brakowało ostrości, ale nie można się było pomylić, co do tożsamości osób na niej widocznych.
ggg – Czy mogę wejść? – spytał mężczyzna chowając kopertę z powrotem do kieszeni, na co Joanna bez słowa otworzyła uchylone drzwi.
ggg – Niech pani nie udaje naiwnej – detektyw przeszedł do zdecydowanego ataku, kiedy po serii pytań Joanna niezmiennie trzymała się wersji przypadkowego zetknięcia z Miguelem. – Była pani świadkiem zajścia przy Brackiej z udziałem tego mężczyzny. Wie pani dokładnie dlaczego go szukamy i gdzie możemy go znaleźć. Czy wie pani, co grozi za utrudnianie śledztwa i fałszywe zeznania?
ggg Arogancki ton głosu spowodował reakcję Joanny przeciwną do tej, jakiej spodziewał się milicjant. Zastraszenie i blef to typowe metody uzyskiwania zeznań przez służby śledcze – tego dowiedziała od ojca po jego własnych przesłuchaniach w czasie stanu wojennego. Być może podziałałoby to i na nią, gdyby do odruchu obrony ściganego nie dołączyła się niechęć wobec aparatu przymusu, który był winny śmierci ojca.
ggg – Nie wiem, o czym pan mówi – odparła z nieoczekiwanym dla samej siebie spokojem patrząc mu stanowczo w oczy. – Spotkałam go przy Rynku. Pytał o drogę, więc mu ją wskazałam i pomogłam złapać taksówkę. Przez grzeczność podwiózł mnie do domu. To wszystko.
ggg – Pani sobie zdaje sprawę, że jeśli prawda wyjdzie na jaw, to może pani być oskarżona o współudział w przestępstwie.
ggg – Pan mi pokaże akt oskarżenia, to będziemy mówić o przestępstwie. Do tego czasu pan może wymyślać, co się panu podoba, a ja mogę mówić, tyle ile mi pasuje.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 17gg g
g
g
ggg Mężczyzna zacisnął zęby z trudnością panując nad nerwami. Przywykły do samowoli i bezkarności w okresie mijającej epoki, teraz nie był pewien gruntu pod nogami. Dla pewności wolał ustąpić.
ggg – Przepraszam, ale ja się śpieszę na zajęcia, więc jeśli skończyliśmy to... – powiedziała Joanna podnosząc się z krzesła.
ggg– Jeśli wie pani gdzie on jest, to dla bezpieczeństwa własnego i swojej matki radziłbym powiedzieć – powiedział detektyw posłusznie idąc jej śladem.
ggg Joanna chciała odpalić ostro na nutę groźby w słowach tajniaka, ale zdecydowała, że buńczuczny odzew na niewiele by się zdał i na dodatek mogłaby zdradzić ją i jej nowego znajomego.
ggg Po wyjściu milicjanta stała nieruchomo oparta o ścianę przedpokoju opanowując emocje. Zaskoczyła ją własna nieznana dotąd odwaga i odporność na kryzysowe sytuacje. Z rozmarzonym wyrazem twarzy pomyślała, że jakkolwiek niebezpieczny obrót spraw może się okazać, wiąże on ją z Miguelem i daje szansę na ponowne zetknięcie – choćby w areszcie lub więzieniu.

ggg Odgłos telefonu zabrzmiał alarmowo w wysterylizowanej z życia atmosferze późnego wieczoru.
ggg – To do ciebie – Joanna usłyszała głos matki z przedpokoju.
ggg Znieruchomiała, kiedy w słuchawce usłyszała znajomy głos i odwróciła twarz do ściany.
ggg – Nie, nie, jest w porządku.
ggg – Mhm – przytaknęła zmienionym od emocji głosem.
ggg – Jutro nie mogę.
ggg – Pojutrze będzie okey.
ggg – Nie wiem. Sam wybierz – odparła uśmiechając się do telefonu jak to rzeczywistej osoby.
ggg– Coś wymyślimy – zapewniła z tym samym uśmiechem.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 18gg g
g
g
ggg – Najlepiej przy pomniku Mickiewicza na Rynku – zaproponowała na zakończenie krótkiej rozmowy.
gggKiedy wracała do swojego pokoju cieszyła się, że jest sama i nie musi tłumaczyć się ze swoje rozpalonej twarzy. Jej oczy zajaśniały gorączkowym wręcz blaskiem, kiedy uświadomiła sobie, że jej randka z Miguelem zbiega się z wyjazdem jej matki ze znajomymi w góry.
ggg Barczysta, wysoka postać w brązowym prochowcu podniosła się z ławki na widok zbliżającej się Joanny. Pod rozpiętymi polami płaszcza widniał czarny wieczorowy strój. Przypomniał jej się sen sprzed kilku dni i zdała sobie sprawę, że rzeczywiście nieźle prezentowałby się na cokole zamiast Adama – koniecznie ze skrzydłami.
ggg – Musimy stąd iść szybko – oznajmiła Joanna podając rękę na przywitanie.
ggg – Czemu, co się stało?
ggg – Wytłumaczę ci po drodze. Chodźmy. – Kątem oka spostrzegła dwóch mężczyzn, którzy odłożywszy gazety ruszyli ich śladem w kierunku Grodzkiej.
ggg – Mój telefon jest prawdopodobnie na podsłuchu – oznajmiła z trudem powstrzymując się od biegu.
ggg – Ale jak cię znaleźli? – spytał Miguel, kiedy usłyszał krótka relację ze spotkania z tajniakiem.
ggg – Taksówkarz – odparła krótko, bacznym wzrokiem wypatrując okazji do zniknięcia śledzącym. – Biuro kwaterunkowe dało im resztę informacji.
ggg – Nie powinienem był cię w to plątać – wyrzucił sobie Miguel dając się prowadzić swojej przewodniczce, jak dorodny satyr zakochanej w nim nimfie.
ggg– Daj spokój. Miałam czas przyzwyczaić się do konspiracji – wyjaśniła. – Mojego ojca ciągle mieli na oku. Przesłuchania i aresztowania były na porządku dziennym. – Nie oglądaj się za siebie – ostrzegła. – Wydaje mi się, że nas śledzą.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 19gg g
g
g
ggg Przez tylną szybę odjeżdżającej taksówki Joanna dostrzegła spoglądających w ich stronę dryblasów. Wyglądaliby bezradnie i niegroźnie, gdyby nie fakt, że jeden z nich używał krótkofalówki. Kiedy taksówka minęła kościół Dominikanów i skierowała się w Aleje Westerplatte, Joanna poprosiła taksówkarza by na następnym skrzyżowaniu skręcił w prawo i zatrzymał się.
gggPolecenie, które odbiegało od początkowego zamówienia zaskoczyło taksówkarza, ale posłusznie je wykonał. Nie protestował też na zielony banknot wciśnięty mu do ręki z prośbą by przejechał się pustym kursem do hotelu Holiday Inn.
ggg Pasażerowie samochodu pospiesznie przecięli ulicę i wpadli do tramwaju sekundy zanim automatyczne drzwi zamknęły się z hałasem. Tramwaj ze zgrzytem pokonał zakręt i lekko jak blaszana zabawka pomknął wzdłuż Plant. Na przystanku przy dworcu kolejowym oboje wysiedli i zmieszali się z tłumem zmierzającym do podziemnego przejścia.
ggg – Kopiec Kościuszki – zakomunikowała Joanna następnemu kierowcy przy dworcu.
ggg – Mam nadzieje, że wiesz co robisz – powiedział półgłosem Miguel patrząc na nią pytającym wzrokiem.
ggg „Nie pamiętam, kiedy byłam tak pewna” – odpowiedziały jej oczy.
gggJak na znak oboje zwrócili zamyślone, pełne podnieconego oczekiwania twarze w stronę kierunku jazdy i wygodnie usadowili się na siedzeniach.
ggg Raptownie zapadający zmrok i pojawienie się galaktyk zamiast mrugających punkcików gwiazd wywołały ledwie zauważalny uśmiech na twarzy Joanny. Stłumiony odgłos silnika zamilkł zupełnie a kołysanie pojazdu stopniowo zanikło i przemieniło się w aksamitna gładkość lotu poduszkowca. Spowite mrokiem krajobrazy za oknem zawierały dziwnie znajome dla niej elementy. Joanna dała za wygrana pamięci i pozwoliła oczom nasycić się fascynującym widowiskiem.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 20gg g
g
g
ggg Dwie pary spiżowych olbrzymów po obu stronach paleniska gigantycznej lokomotywy ciskały łopatami węgiel do ognia. Wycie lokomotywy wystraszyło nieprzeliczone stado białych gołębi, które wyfrunęły przez otwarte drzwi i okna gołębnika nieopodal. Trzepotanie skrzydeł przypominało szelest kartek i Joanna zdała sobie sprawę, że krążąca w powietrzu chmura składa się nie z ptaków ale żywych książek. Starzec z siwymi, falującymi na wietrze włosami i brodą, który przyglądał się kołowaniu bibliotecznego zbioru pomachał ręką do Joanny.
ggg One wrócą – krzyknął widząc jej zaniepokojona twarz. – Zawsze wracają.
ggg Z satysfakcją zdała sobie sprawę, że staruszek miał rację. Trzepocące stado zbliżyło się, ale wtedy kartki książek przemieniły się w pióra skrzydeł pegazów, które przefrunęły ponad gigantycznym gołębnikiem i wleciały prosto w otwarte na oścież wrota równie olbrzymiej stajni. Kiedy jej pojazd mijał budynek stajni, Joanna ujrzała otwarte drzwi z drugiej strony, którymi wybiegały na rozległa łąkę stada białych koni. Joanna była w błędzie myśląc, że są to widziane przedtem pegazy, bo każdy z wybiegających koni zamiast pary skrzydeł miał prosty jak miecz róg na czole.
ggg Rozległą przestrzeń łąki zamykało wysokie wzgórze, w kierunku którego zmierzał wehikuł wiozący Joannę i jej towarzysza. Kiedy lekko i zwinnie przemieszczali się serpentynami w górę, Joanna obserwowała pośród gęstwiny drzew tętniący życiem bajkowy świat pełen skrzatów, elfów, nimf, faunów i czarownic. Oczu nie mogła oderwać od przedziwnego widoku i mimo woli poczuła zawód, kiedy dotarli do wyglądającego jak pałac budynku na szczycie.
ggg Ubrana w czarne smokingi obsługa usłużnie podprowadziła nowych gości marmurowymi schodami podejścia do pałacowej fasady. Elegancja i luksus hotelowego lobby onieśmieliły Joannę, co dostrzegł Miguel i ujął ją za rękę. Oboje skierowali się w kierunku wskazanej im windy, która właśnie otwierała się zapraszająco.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 21gg g
g
g
gggWinda bezszelestnie zamknęła się za nimi, by po zaledwie kilku sekundach jazdy otworzyć się na rozległy przedsionek restauracji. Stąpając po miękkim dywanie w stronę przeszklonych drzwi restauracji, Miguel bacznym spojrzeniem zlustrował pomieszczenie, bezskuteczni szukając śladu klatki schodowej.
ggg Tony jazzowego standardu Fly Me To the Moon sprawiły, że imponująca przestrzeń sali restauracji wydala się Joannie jeszcze większa. Wrażenie, jakie zrobiła na niej muzyka było tym milsze, że był to jeden z ulubionych utworów rozkochanego w jazzie i swingu ojca.
gggPrzypuszczenie, że piosenka jest odtwarzana z płyty lub kasety okazało się mylne, w głębi restauracji bowiem oczom Joanny ukazał się skąpo oświetlony, pusty jeszcze parkiet. W smudze reflektora na podwyższeniu przy mikrofonie stała wykonawczyni, której akompaniowała orkiestra składającej się z kilkunastu muzyków w białych frakach z połyskującymi, srebrzystymi klapami.
ggg Olbrzymie okna z przyciemnionymi szybami po jednej stronie sali wpuszczały do środka skąpy blask świateł Krakowa. Po drugiej stronie bar przywoływał gości różnorodnością trunków. Jego lekko podwyższona platforma zachęcała do pozostania z napojem w ręku, by nasycić zmysły atmosferą, która kojarzyła się Joannie z opowieściami z „Tysiąca i jednej nocy”.
gggBaśniowy urok miejsca podkreślał migoczący blask świec na stolikach ustawionych pośród kolumn w otoczeniu rozłożystych palm, paproci i rododendronów w wielkich donicach. Przytłumione światło żyrandoli pląsało po sali odbite od obracających się nad parkietem lustrzanych kul. Miły dla ucha gwar dobiegajmy od stolików tworzył welwetowo miękkie tło dla dźwięków muzyki.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 22gg g
g
g
ggg Młody, przystojny kelner w smokingu zaprowadził nowoprzybyłych do stolika nieopodal jednego z wielkich okien. Za trapezem neonów otaczających Błonia na pierwszym planie wzrok Joanny zatrzymywał się na podświetlającym reflektorami wieżach Kościoła Mariackiego i pałacowym kompleksie Wawelu. Nigdy nie myślała, że te charakterystyczne punkty miasta są tak widoczne nocą i że są tak blisko siebie.
ggg Miguel uważnie rozejrzał się po sali. Jego wzrok zatrzymał na niepozornie wyglądających drzwiach niedaleko głównego wejścia do restauracji. Podszedł do nich i zajrzał do środka. Kiedy z wyrazem ulgi na twarzy wracał do stolika, Joanna śmiejąc się wskazała na drzwi w innym końcu sali, domyślając się, że szuka toalety. Ku jej zdziwieniu jednak nie skorzystał z jej rady i ciągle nie zdejmując płaszcza usiadł z powrotem na swoim miejscu.
gggJazzowy standard Cry Me a River przeciągał się leniwie jak kot towarzysząc Joannie i jej partnerowi poprzez przestrzeń restauracji do baru. Joanna odlegle zarejestrowała, że głos piosenkarki do złudzenia przypomina jej ten z oryginalnego wykonania na płycie w domu.
ggg Atrakcyjnie wyglądająca i przystrojona w kosztowną elegancję kobieta zmierzyła Joannę wzrokiem znad kieliszka Martini. W jej figurze i melancholijnej twarzy duch młodości pozostawił ciągle niezatarte ślady. Rysy twarzy kobiety przypominały hollywoodzką aktorkę, której imienia Joanna nie mogła sobie przypomnieć. Podczas gdy Miguel rozmawiał z barmanem, podstarzała piękność z gracją odstawiła kieliszek i pochyliła się w stronę Joanny.
ggg – Dziecko, przecież ty nie możesz iść tak ubrana – powiedziała półgłosem z poufałością, której Joanna nie każdemu byłaby w stanie wybaczyć.
ggg W jej słowach nie było snobistycznej pogardy, a tylko nie znosząca sprzeciwu troska bliskiej, doświadczonej osoby. Pohamowanie odruchu niechęci przyszło Joannie tym łatwiej, że brakowało jej takiej postawy ze strony matki, dla której osobiste życie Joanny było kłopotliwym dodatkiem do własnej, chaotycznej egzystencji.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 23gg g
g
g
ggg – To co mam zrobić? – spytała Joanna bezradnie, wzruszając ramionami. Dopiero wtedy dostrzegła, że jej skromna spódnica i bluzka zupełnie nie pasują do atmosfery miejsca.
ggg – Chodź ze mną – powiedziała kobieta i z gracją pantery zsunęła się ze barowego stołka. Zafascynowana Joanna posłusznie ruszyła za nią, zapomniawszy dać jakikolwiek znak zwróconemu do niej bokiem towarzyszowi.
gggMiguel z trudem rozpoznał ją, kiedy po krótkiej nieobecności pojawiła się przy jego boku. Miała na sobie sięgającą kolan sukienkę z jedwabiu lub innego mieniącego się metalicznie materiału. Jej ciemnofioletowy kolor dobrze pasował do śniadej cery Joanny i brązowych, krótko przystrzyżonych, chłopięcych włosów.
gggDwie cienkie, opinające nagie ramiona tasiemki podkreślały prostą linię jej szczupłych barków i delikatność ramion. Na dole przed kolanami tkanina przechodziła w otoczkę frędzelków, które przy każdym ruchu nóg ukazywały ozdobione koronką pończoch uda. Blask szczęśliwych, zielonych oczu dziewczyny korespondował z połyskiwaniem kolczyków i ozdób na cienkich paskach szpilek.
ggg– Nawet nie wspominaj – odpowiedziała kobieta na podziękowania Joanny i wróciła do swojego Martini.
ggg Z pieniącym się w kieliszkach szampanem oboje powrócili do stolika, przy którym niezwłocznie zjawił się kelner. Jadłospis wydawał się Joannie zawierać potrawy ze wszystkich stron świata. Zagubiona w różnorodności zdała się na wybór swojego partnera, który do zamówionych dań poprosił o butelkę najlepszego czerwonego wina.
ggg Głos piosenkarki ustąpił instrumentalnej muzyce, kiedy orkiestra przeszła do swingowych standardów, których orzeźwiające dźwięki wypełniały kiedyś dom Joanny. Z okładek płyt domowej kolekcji pamiętała nazwiska legendarnych twórców, takich jak: Benny Goodman, Woody Herman, Arty Shaw czy Duke Ellington.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 24gg g
g
g
ggg Muzyka tworzyła stosowny dodatek do odurzającej mieszaniny gwaru rozmów, dźwięku sztućców, zapachu potraw i magicznego blasku świateł. Joanna nie mogła usiedzieć na miejscu i w oczekiwaniu na zamówione potrawy wyciągnęła swojego partnera na pusty jeszcze parkiet. Pozwalając sobie być uwiedzioną przez beztroskie kołysanie muzyki, Joanna z ulgą spostrzegła, że jej partner tak jak ona jest w stanie z gracją i wprawą podążać za rytmem nieskomplikowanymi tanecznymi krokami.
gggKiedy puste naczynia zostały sprzątnięte ze stołu, przytłumiona na czas posiłku muzyka przybrała na głośności. Gdy zabrzmiały pierwsze takty Se Sibone, Joanna z figlarnym uśmiechem zrobiła przywołujący znak palcem w stronę partnera i oboje zmieszali się z grupką innych par na parkiecie. Jej krucha postać w objęciach rosłego Miguela, któremu nieodłączny prochowiec dodawał postury i powagi, wyglądała jak Piękna na balu w pałacu Bestii.
ggg Ledwie dźwięki poprzedniego utworu wygasły, jak gasną żarzące się węgle, następna znajoma melodia – Perhaps, zniewoliła ich ruchy. Po niej klarnet eksplodował jak płomień na rozlanej benzynie w Petite Fleur. Wiodącą rolę klarnetu następnie przejęła trąbka w I’ve Heard That Song Before.
gggW repertuarze orkiestry nie zabrakło miękkiego jak welwet Sway i urzekająco słodkich Besame Mucho i Never on Sunday, po których dla zmiany tempa dźwięki tradycyjnego jazzu zaintonowały „Moskiewskie wieczory”.
ggg W serii następnych utworów Joanna niewiarygodnie rozpoznała głosy oryginalnych wykonawców. Kiedy jednak kierowała oczy w stronę sceny by dojrzeć ich twarze, głosy stapiały się z dźwiękiem akompaniującej muzyki.
gggWśród sław i gwiazd znalazł się Luis Armstrong w What a Wonderful World i Ray Charles z przebojem I Can’t Stop Loving You. Hit Elvisa Prestleya It’s Now or Never zamienił parę tancerzy w neutronowe gwiazdy, które nie były w stanie powstrzymać wirowania dookoła siebie.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 25gg g
g
g
gggOtulona deliryczną muzyką i otoczona silnymi męskimi ramionami Joanna zatonęła zupełnie w orgii rytmu i ruchu, ledwie zauważając mijający czas i kolejne utwory, które tańczyła bez śladu zmęczenia.
ggg Jej wzrok przypadkowo, nie wiedzieć czemu, zatrzymał się na rozmawiającym przez telefon barmanie. Miała wrażenie, że mówiąc do słuchawki spozierał w ich kierunku. Niedługo potem jej oczy uchwyciły gest głowy barmana wskazujący ich dwoje na parkiecie dwóm masywnie zbudowanym mężczyznom ubranym w czarne garnitury z białymi koszulami bez krawatów.
ggg Miguel zauważył ich, kiedy tylko pojawili się w wejściu do restauracji i niepostrzeżenie obserwował ich, gdy skierowali się w stronę baru. Zdawał sobie sprawę z ich niespiesznych kroków, gdy po krótkiej wymianie zdań z barmanem ruszyli w kierunku parkietu.
gggŚlepo zapatrzeni w swój cel obaj mężczyźni mijali stoliki, kolumny i kwiaty, tak jakby w ogóle nie dostrzegali otoczenia. Nie dając rozpoznać, że ich zauważył, Miguel pochylił się do ucha partnerki i przekazał jej instrukcje, co wyglądało jakby szeptał czule słówka do ucha ukochanej.
gggGdy zbliżający się napastnicy sięgnęli pod poły marynarek, Miguel gwałtownie odepchnął Joannę, jednocześnie nadając jej pęd w stronę wyjścia awaryjnego, a sam okręcił się o sto osiemdziesiąt stopni pozwalając połom płaszcza zatoczyć łuk płachty torreadora. Kiedy na ułamek sekundy stanął twarz w twarz z napastnikami, których ręce ciągle sięgały po ukryte pod marynarkami przedmioty, w dłoni trzymał metalicznie połyskujący rewolwer. Ogłuszające echo wystrzału zespoliło się z dźwiękiem żyrandola opadającego prosto na zaskoczonych goryli.
ggg Bez chwili zwłoki Miguel rzucił się pędem w stronę drzwi awaryjnych pośród rozproszonych w panice gości. Kiedy znalazł się na dole klatki schodowej, Joanna ciągle szamotała się z drzwiami wyjściowymi. Bez słowa odstąpiła od drzwi na dźwięk krótkiego polecenia. Z trzaskiem łamanego zamka, dwie połowy drzwi rozstąpiły się pod impetem rozpędzonego ciała Argentyńczyka.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 26gg g
g
g
ggg Zdziwione twarze obsługi nieopodal głównego wejścia do budynku skierowały się w ich stronę, kiedy z łomotem wyłonili się na zewnątrz budynku. Mercedes z szoferem gotowym do odjazdu oczekiwał na starszą parę zmierzająca po schodach w stronę auta. W kilku susach Miguel i Joanna znaleźli się przy samochodzie ubiegając staruszków. Tamci przystanęli w połowie schodów i w niemym osłupieniu przyglądali się jak obcy mężczyzna szarpnięciem otworzył tylne drzwi, wepchnął młodą dziewczynę do środka i sam wskoczył za nią.
ggg – Jedź, na co się gapisz? – wykrzyknął Miguel w stronę szofera, lufą pistoletu wskazując drogę.
gggKierowca bez zastanowienia nacisnął na gaz i ruszył przed siebie zostawiając w tyle biegnących dryblasów i w oniemieniu przyglądającą się odjeżdżającemu samochodowi hotelową obsługę. Ze zwariowaną prędkością Mercedes pokonał serpentyny zjazdu ze wzgórza. Wpatrujący w tylną szybę pasażerowie wymienili spojrzenia pełne ulgi nie dostrzegłszy znaków pościgu.
ggg Samochód przemknął pustą ulicą obok hotelu Wiktoria i na czerwonych światłach przeciął skrzyżowanie z Alejami Mickiewicza. Przy Plantach auto zatrzymało się zaledwie na tyle by pozwolić podróżnym wyskoczyć z wnętrza i czmychnąć w bezpieczną anonimowość mroku. Wiślną przedostali się do opustoszałego Rynku, który przemierzyli najkrótszą linią i znaleźli się w bezpiecznym wąwozie Floriańskiej.
ggg Joanna truchtała większość drogi, starając się dotrzymać kroku towarzyszowi. Spacer po Rynku o tej porze był dla niej nowym doświadczeniem i echo ich kroków brzmiało w jej uszach niemalże surrealistycznie. Przy Barbakanie skręcili w lewo i wkrótce znaleźli się w eleganckim zaciszu hotelowego lobby. Miguel sięgnął do kieszeni i przechylając się przez recepcję wcisnął portierowi w rękę banknot i zamienił z nim kilka słów półgłosem. Tamten zerknął na zwitek w dłoni i pokiwał głową potwierdzająco.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 27gg g
g
g
ggg Elegancki wystrój i komfort pokoju hotelowego podziałał na Joannę uspokajająco. Nawet jeżeli tam na zewnątrz istniało realne zagrożenie, nawet jeśli jej mieszkanie było plądrowane przez bandytów czy milicje, realność tego bezpiecznego i przytulnego pomieszczenia zdawała się nie mieć z tym nic wspólnego.
ggg – Zgaś światło – poprosił Miguel, zerkając za okno przez szparę pomiędzy zaciągniętymi kotarami.
ggg Blask neonów zalał pokój platynową smugą, kiedy rozsunął zasłony. Podczas gdy on stał przy oknie bacznie spoglądając na ulicę, Joanna ciągle w wieczorowej kreacji rozglądała się niepewnie po pokoju. Półmrok skutecznie ukrywał rozterki wypisane na jej twarzy.
gggWpatrywała się w profil natężonej twarzy Miguela, jakby chciała ją zaczarować i zmusić do odwrócenia się do niej. Pragnęła, żeby podszedł do niej, objęciem i pocałunkiem rozproszył obawy i swoją nieodpartą siłą odebrał jej wolny wybór i zdolność decydowania.
ggg Naiwna ciekawość Piotrusia Pana i determinacja Małej Syrenki pomogły jej przełamać dziecinne wyczekiwanie na pomocny gest reszty świata. Spojrzał na nią jakby zobaczył ją po raz pierwszy, kiedy podeszła do niego.
ggg – Boisz się – wyszeptała.
ggg – Trochę.
ggg– Wszystko będzie okey, zobaczysz.
ggg Słowa otuchy wyszeptane przez kogoś, kto sam desperacko potrzebował pociechy zabrzmiały niewymownie wzruszająco. Dotknął jej dłoni, którą znalazł tuż obok swojej. Milczący dialog przemienił się w ruch jego głowy i nieznaczne uniesienie jej ust. Skromny pocałunek wywołał następny – dłuższy, a ten zażądał objęcia, uścisku i ponownego, długiego złączenia ust. Szpilki Joanny uniosły się w górę znad podłogi i jej nogi jak pas opięły brązowy prochowiec.

ggg Wbrew oczekiwaniom Joanna nie zastała śladów nieproszonych gości w mieszkaniu. Nie bez pewnej satysfakcji i dumy przypuszczała, że prześladowcy tak lękali się Miguela, że nawet dla walizki dolarów nie mieli ochoty narażać swojego życia.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 28gg g
g
g
gggUzmysłowiła sobie jednak zaraz, że tego typu obawy powstrzymałyby jedynie amatorów. Zawodowcy, którzy byli odpowiedzialni za wydarzenia poprzedniej nocy w restauracji, byli na tyle przebiegli, że zamiast plądrować jej mieszkanie lub przygotować w nim zasadzkę obserwują je z bezpiecznego ukrycia.
ggg Bezskutecznie starała się przypomnieć sobie podejrzanie wyglądających osobników w drodze od tramwaju do kamienicy, ale nikt z mijanych przechodniów nie pasował do stereotypu bandyty lub szpicla. Wszystko wydawało się dziwnie w porządku, co samo w sobie niepokoiło Joannę, bo usypiało czujność i nie dawało jednoznacznych wskazówek, co do dalszych kroków. Jedyne, co mogła zrobić, to zachowywać się tak jakby rzeczywiście nic się nie stało i czekać na rozwój wydarzeń. Te ostatnie wydawały się nieuniknione, biorąc choćby pod uwagę znaczną sumę pieniędzy w neseserze Miguela.
ggg Wspomnienia ostatniej nocy ciągle działały na nią jak odurzający trunek. Przeżycia w restauracji okazały się spełnieniem jej marzeń o idealnym wieczorze z ukochanym. Cała drżała na wspomnienie tego co wydarzyło się w pokoju hotelowym. Ciągle czuła na całym ciele dotyk jego dłoni, włosów i ust. W miłosnym zapamiętaniu unosił ją bez wysiłku jak zabawkę, pieścił i kochał, a ona oddala mu się jak wyrwana z gruntu i poddana mocy cyklonu frezja.
ggg Pamięć wypowiedzianych szeptem zwierzeń, próśb i obietnic podniecała ją równie jak wspomnienia erotycznych doznań. Czy wyjazd do Argentyny rozwiązałby problemy jej życia, tego nie wiedziała. O czym była jednak przekonana, to o tym, że jest gotowa pojechać z Miguelem dokądkolwiek zechce.
gggZdawała sobie przy tym sprawę, że jej zgoda by z nim wyjechać być może zapewniłaby mu bezpieczeństwo. Jak długo pozostawał w Krakowie, tak długo istniało realne zagrożenie dla jego życia.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 29gg g
g
g
ggg Dalsze wydarzenia nie dały na siebie długo czekać. Następnego dnia, kiedy wieczorem wracała z uczelni ktoś przytrzymał drzwi wejściowe kamienicy przed zatrzaśnięciem, a potem wtargnął do klatki schodowej i brutalnie pchnął ją na ścianę. Joanna poczuła wstrętny odór tytoniu i alkoholu ziejące prosto w jej twarz.
ggg – Dosyć tej zabawy, mała – zasyczał nienawistny głos. – Gdzie twój kochaś? I tak go znajdziemy, razem z jego szmalem.
ggg – Nie wiem o czym mówisz – odpowiedziała Joanna drżącym głosem.
ggg – Nie udawaj głupiej. Jeśli chcesz, żeby tobie i twojej matce nic się nie stało, to lepiej powiedz, gdzie on jest.
ggg– On..., on już wyjechał. Nie ma go w Krakowie – skłamała.
ggg – Łżesz. Gadaj prawdę – usłyszała natychmiast w odpowiedzi.
ggg – Ale ja mówię prawdę – odparła Joanna zdecydowanym tonem.
ggg – Wybieraj sama, mała sikso. Albo twój ukochany, albo matka.
ggg Mężczyzna odsunął się od niej nieznacznie i wyczekująco przyglądał się jej z poczuciem psychicznej przewagi. Był w błędzie, bo w ślepy zaułek zagoniona jego ofiara zdała sobie sprawę, że atak jest najlepszą alternatywą obrony. Wspomnienie matki dołączyło się do silnych przeżyć ostatnich dni i rozgrzały jej emocje do stanu, jakie być może był udziałem Dawida w obliczu Goliata tuż przed ich pojedynkiem.
ggg – Powiedziałam ci już, że wyjechał – wyrzuciła z siebie z płonącymi nienawiścią oczami odpychając napastnika. – A jeśli mojej matce zdarzy się coś złego, to zapomnij, że się kiedykolwiek dowiesz, gdzie on jest i jego szmal. Będziesz mógł go stary skurwielu w dupę pocałować. Rozumiesz, ty zapijaczona świnio, ty parszywy wymoczku, ty wrzodzie na dupie społeczeństwa. Z okna skoczę, gazem się otruje, albo żyły podetnę, a ty smutasie i twoi kolesie gówno dostaniecie. Odpierdol się ode mnie ty głupi, pieprzony gnojku.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 30gg g
g
g
gggSłowa wypadały z ust Joanny niemalże bez jej kontroli. Miała przy tym wrażenie, że mrowie przebiega jej ciało w stronę palców u rąk, w których trzymała parasol. Poczuła w sobie siłę, z którą była przekonana mogłaby bez trudu powalić nie jednego ale kilku napastników. Histeryczny, niekontrolowany wybuch i nadprzyrodzona moc przemieniły się w huragan uderzeń, pod którymi parasol złamał się na ciele rzezimieszka jak zapałka.
gggNie przeszkadzało jej to jednak by okładać go tym, co jej pozostało w rękach. Pod wrażeniem jej furii, ciosów jak też odgłosów otwieranych w klatce schodowej drzwi, bandyta uznał odwrót za najkorzystniejsze rozwiązanie. Ochraniając głowę rękami dotarł do drzwi i czmychnął na zewnątrz jak diabeł przed Panią Twardowską.

ggg Joanna jak dziecko cieszyła się z wygranej potyczki, choć zdawała sobie sprawę, że zapewniało jej to tylko chwilowy spokój. Nie mogła nawet donieść Miguelowi o zajściu ani nalegać, by wyjechał z Krakowa, bo nie miała pojęcia gdzie jest i zdana była na jego próby nawiązania z nią kontaktu.
gggPo dwóch dniach ciszy odgłos telefonu wieczorną porą podziałał na nią jak widok statku na horyzoncie może działać na rozbitka na samotnej wyspie. Przedłużony kabel telefoniczny – poręczny wynalazek ostatnich kilku dni – opadł za nią na podłogę jak nić Ariadny, kiedy znikła z aparatem telefonicznym w swoim pokoju.
gggPod wpływem emocji świadomość, że telefon może być na podsłuchu nie dotarła do niej od razu. Kiedy uzmysłowiła sobie ten fakt, z bezsilną rozpaczą zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie zapobiec, by rozmowa potoczyła się tak jak życzyliby sobie tego podsłuchujący wrogowie Miguela.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 31gg g
g
g
ggg – Chciałbym cię znowu zobaczyć – powiedział głos w słuchawce, ktory rozpalił pożar w jej wnętrzu.
ggg– Ja ciebie też – powtórzyła jak echo.
ggg– Może jutro – zaproponował.
ggg Żadna ilość prób nie była w stanie przygotować Joannę na tę część dialogu. Odmowa i odłożenie słuchawki były najlepszym, ale zupełnie niewykonalnym rozwiązaniem.
ggg – Nie mogę – powiedziała, czując jak łzy napływają jej do oczu.
ggg – Czemu nie?
ggg – Nie mogę – powtórzyła załamującym się głosem.
ggg – Co się stało? Czemu nie możesz? – usłyszała w słuchawce tonem zdziwienia i wyrzutu. – To może ja przyjadę do ciebie? – zaproponował po krótkim namyśle.
ggg – Nie, nie przyjeżdżaj – zaprzeczyła bliska płaczu.
ggg Joanna miała nadzieję, że długi moment ciszy, który nastąpił pozwolił mu domyślić się przyczyn jej reakcji. Myliła się jednak.
ggg – Pamiętasz, mówiłaś kiedyś o kabarecie w piwnicy przy Rynku. Widziałem afisz. Jutro wieczorem jest przedstawienie. Może poszlibyśmy razem.
ggg– Nie mogę jutro. Nie mam czasu, Miguel – odpowiedziała siląc się wbrew sobie na stanowczy ton głosu.
ggg – Nie masz dla mnie czasu – potwierdził głos w słuchawce tonem, w którym dało się słyszeć zawód i pretensję.
ggg – Nie o to chodzi. Musze przygotować się do egzaminów – skłamała.
ggg – W porządku! Jeśli egzaminy są dla ciebie tak ważne, że nie możesz oderwać się choćby na parę godzin, to trudno.
ggg Joanna przygryzła wargi i łzy znowu napłynęły jej do oczu.
ggg – No to jak chcesz – powiedział tym samym tonem, nie doczekawszy się jej odpowiedzi. – Wcale ci się zresztą nie dziwię – dodał oschle. – Też na twoim miejscu wołałbym się nie zadawać z bandziorem takim jak ja. Jeżeli jednak zmienisz zdanie, to wiesz gdzie mnie szukać jutro wieczorem – powiedział i odłożył słuchawkę.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 32gg g
g
g
gggTwoi oprawcy też, idioto! – bezgłośnie krzyknęła w myślach i łzy popłynęły jej po policzkach.
ggg Jej pierwszą reakcją było stanowcze postanowienie, by zapomnieć o wszystkim i zostawić złośliwca na łasce losu. Nie trwało to jednak długo i wkrótce świadomość, że ktoś jej bliski znajduje się w niebezpieczeństwie i potrzebuje pomocy opanowała jej umysł jak wirus.
ggg Starała się odepchnąć troskę i poczucie odpowiedzialności tłumaczeniem, że czeka go los, na który prawdopodobnie sam sobie zasłużył. Zaraz skarciła się jednak za egoizm i nieczułość. Próba pocieszenia, że zrobiła co było w jej mocy okazała się nie tylko niewystarczająca, ale spowodowała konsekwencje odwrotne od oczekiwanych. Joanna zdała sobie sprawę, że w rzeczywistości jest w stanie zrobić więcej i że nie mogłaby spojrzeć w lustro, gdyby nie wyczerpała wszystkich możliwości.
ggg Bezsenne godziny rozmyślań zaowocowały rozwiązaniem, które wydało jej się najbardziej rozsądne. Postanowiła niepostrzeżenie przedostać się w pobliże Pałacu pod Baranami przed spektaklem i ostrzec Miguela. Nie miała pojęcia w której części Krakowa znalazł schronienie przez ostatnie kilka dni, więc nie potrafiła przewidzieć z której strony Rynku najpewniej można się spodziewać jego nadejścia. Zdecydowała więc, że róg Świętej Anny i Wiślnej przedstawiał dogodny punkt, który pozwalał na obserwacje praktycznie wszystkich możliwych podejść.
ggg Na godzinę przed spektaklem Joanna znalazła się na Plantach. Wełniana kurtka z kapturem ochraniała ją od zimna i ryzyka rozpoznania. Kiedy wyłoniła się na Rynku z Szewskiej, jej ukradkowe spojrzenia w stronę wejścia do Pałacu pod Baranami nie zarejestrowały ani znajomej sylwetki, ani poderznie wyglądających osobników. W krużgankach Sukiennic skręciła w prawo bacznie obserwując front budynku po drugiej stronie zanim bryła Ratusza nie zasłoniła jej widoku.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 33gg g
g
g
ggg Dreszcze przebiegały jej po skórze i czuła skurcz żołądka, kiedy przekradała się okrężną drogą przez Bracką i Gołebią do wyznaczonego miejsca. Pół godziny, które jej pozostało, galopowało obok z nadzwyczajna wyrazistością obrazu i dźwięku. Joanna miała wrażenie, że czas nabrał namacalnych własności. Chciała złapać wskazówkę niewidocznego, olbrzymiego zegara, który tykał w rytm uderzeń jej serca, i zatrzymać ją lub zwolnić.
ggg Sztuczne światło latarni malowniczo podświetlało fasady rzędu kamienic w kierunku Grodzkiej. W zgrzebnych, narzuconych przez minioną epokę strojach, budynki ciągle chełpiły się dekoracjami mistrzów renesansowego budownictwa. Jedne z cenniejszych posiadłości Europy, stanowiące część światowego dziedzictwa kultury, cierpliwie oczekiwały należnych im nowych szat, by godnie zaprezentować się odwiedzającym z całego świata gościom. gggJoanna wyjęła z kieszeni przygotowaną książkę, ale zaraz ją schowała, kiedy zdała sobie sprawę jak idiotycznie wyglądałaby czytając o tej porze dnia przy bladym świetle ulicznym.
ggg Konieczność konspiratorskiego spozierania zza rogu kamienicy zmusiła ją wkrótce do opuszczenia bezpiecznego punktu i do wykonania krótkich, chaotycznych spacerów w głąb stykających się ze sobą ulic.
ggg Widok sporadycznych przechodniów przecinających Rynek dodał jej otuchy. Pośród nich zauważyła dwóch mężczyzn idących szybkim, zdecydowanym krokiem od strony Ratusza w kierunku wejścia do jednej z kamienic, których fasady Joanna podziwiała przed chwilą. Jeden z nich niósł prostokątny przedmiot wyglądający jak futerał instrumentu muzycznego. Obaj znikli w wejściu do kamienicy.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 34gg g
g
g
gggPozornie niewinna scena natchnęła Joannę złym przeczuciem, które przypominało jej chwile tuż przed egzaminami, do których nie była należycie przygotowana. Pokrzepiła ją myśl, że podobnie do tamtych sytuacji, niezależnie od końcowego rezultatu, nie zabraknie poczucia ulgi, kiedy już będzie po wszystkim.
ggg Szczupła sylwetka młodego chłopaka przyglądającego się repertuarowi kina obok wejścia do Pałacu wyglądała naturalnie, dopóki tamten czujnym wzrokiem wartownika nie zlustrował otoczenia. Joanna natychmiast odwróciła się i znikła w mroku ulicy. Kiedy wróciła, tamtego już nie było.
ggg Do spektaklu Piwnicy zostało zaledwie kilka minut i w miarę upływu czasu Joanna miała coraz większą nadzieję, że Miguel zmienił zdanie i zrezygnował z przedstawienia.
ggg Samotny bury kocur zjawił się nie wiadomo skąd i mrucząc połasił się o jej nogę.
ggg – Nie teraz, kotku, nie teraz – wyszeptała Joanna nie spuszczając widoku Ratusza z oczu.
ggg Kątem oka dostrzegła sylwetkę zbliżająca się Wiślną w jej kierunku. Kot nie dawał za wygrana, a nawet stał się jeszcze bardziej natarczywy, zahaczając o jej nogę postawionym na sztorc ogonem. Joanna przykucnęła i głaszcząc mruczącego czworonoga, przyjrzała się spod kaptura zbliżającej się postaci.
gggPoczuła jak krew zamarza jej w żyłach, kiedy zdała sobie sprawę, że zbliżający się mężczyzna to ten sam milicjant po cywilnemu, który odwiedził ją w mieszkaniu. Jego bliskość kłuła ostrzami szpilek, dopóki cichnący odgłos kroków nie oznajmił oddalającego się niebezpieczeństwa.
gggPodnosząc się i z wdzięcznością spoglądając na zwierzę, które sam Anioł Stróż musiał jej zesłać, powłóczystym ruchem przeniosła wzrok w stronę Rynku. Uśmiech zamarł jej na ustach i krew zapulsowała w skroniach, gdy na tle Ratusza dostrzegła znajomą sylwetkę, spowitą w falujące jak flagi poły płaszcza. Trzymając w ręku mały, biały przedmiot Miguel kroczył w kierunku Pałacu pod Baranami.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 35gg g
g
g
ggg Wszystkie przemyślane warianty zachowań umknęły Joannie, jak ptaki z otwartej klatki. Kierowana instynktem uniosła ręce i zamachała nimi energicznie w stronę nadchodzącego. Dostrzegł ją i zmienił kierunek marszu. Po kilku krokach zwolnił, kiedy mężczyzna przed wejściem do Pałacu zdradził się szybkim ruchem głowy w stronę Joanny i jej ostrzegawczych sygnałów.
ggg – Uciekaj, Miguel, uciekaj – wykrzyknęła Joanna na cały głos i ruszyła biegiem.
ggg Zatrzymał się skonsternowany widząc jak Joanna pędzi w jego kierunku krzycząc i wymachując rękami. Czujnie rozejrzał się wokoło, cofnął się o krok, a potem odwrócił i rzucił się do ucieczki, upuszczając biały przedmiot, który trzymał w ręku. Dwie postacie oderwały się od fasady Pałacu pod Baranami i ruszyły za nim w pościg.
ggg Absurdalnie brzmiące strzały broni palnej dobiegły do uszu Joanny, kiedy znalazła się na wysokości kamienicy, do której weszli dwaj mężczyźni. Z ulgą dostrzegła falujące włosy i poły płaszcza, które bezpiecznie znikały za rogiem budynku Ratusza.
ggg Przedmiot upuszczony przez Miguela przykuł jej uwagę. Zatrzymała się i pochyliła, by podjąć go z kamiennej płyty. Jej zmysł powonienia niewiarygodnie zarejestrował zapach konwalii. Zdziwienie na widok kwiatów o tej porze roku zbiegło się z odgłosem następnego wystrzału. Obraz przed oczami Joanny rozpadł się jak fragmenty układanki i opadł jak wielka płata tynku oderwana od ściany.
ggg „Jakie to zabawne. Jak mogłam to wszystko brać na serio” – pomyślała uśmiechając się na widok dezintegracji Rynku, Ratusza, Sukiennic, fasad kamienic i nieba nad głową.

ggg Komicznie brzmiący męski chórek przywrócił Joannę do rzeczywistości. Po pełnym emocji dziewczęcym szepcie, który śpiewał o kimś, kto bezwstydnie dotknął jej ciała, kontrast hałaśliwych głosów podziałał jak dźwięk budzika o świcie.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 36gg g
g
g
ggg – Wszystko w porządku? – spytał troskliwie siedzący obok niej Tomek. Widok zaróżowionych policzków, zaschniętych warg i półprzymkniętych oczu towarzyszki zaniepokoił go choć nie zdziwił. Dwie godziny na widowni w odciętej od świata piwnicy, było rzeczywiście w stanie zachwiać delikatny balans organizmu Joanny.
ggg – Jak chcesz to wyjdziemy na świeże powietrze – szepnął jej do ucha. – To już i tak prawie koniec. Niewiele stracimy.
ggg Joanna zgodziła się skinieniem głowy. Kiedy dyskretnie opuszczali salę, rzuciła okiem w stronę mężczyzny z włosami spiętymi w koński ogon po drugiej stronie widowni. Jego obojętność zdziwiła ją i zasmuciła, ale nie mogła zrozumieć dlaczego – cóż innego przecież mogła oczekiwać od nieznajomego?
ggg – A na domiar wszystkiego – kontynuowała Joanna, kiedy wyłonili się na połyskującej po deszczu jak tafla jeziora rtęci płaszczyźnie Rynku – ktoś obok używał perfum zapachu konwalii.
ggg – Tomek, czy to prawda, że we własnym śnie nigdy naprawdę się nie ginie? – spytała, kiedy zmierzając w stronę Grodzkiej znaleźli się niedaleko od Ratusza.
ggg – Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, ale wydaje mi się, że w snach nie ma żadnych reguł – odparł jej towarzysz na niespodziewane pytanie.
ggg – Chyba masz rację – powiedziała Joanna, mocniej przyciskając jego ramię. – Szkoda, że jest tyle zasad i reguł po naszej stronie lustra.


g
g
g





g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 37gg g
g

Robert Panasiewicz
rpanasiewicz@westnet.com.au
g
g

© Robert Panasiewicz 2007

g
Współpraca techniczna: Stanisław Lipko