Faun Timtom

gggW półleżącej pozie z głową wspartą na pniu drzewa faun z upodobaniem przyglądał się zalanemu bursztynowym blaskiem krajobrazowi. Kozie kopyto na końcu włochatej nogi, którą wygodnie założył na drugą nogę, wskazywało na odległe wzgórze dominujące ponad otaczającą, lasem pokrytą równiną.
gggMonotonny, płaski widok przed jego oczami stanowił kontrast dla krajobrazu po drugiej stronie widnokręgu, gdzie skaliste góry wspinały się na zatrważające wysokości. Ich grzbiety i wierzchołki stapiały się z kopułą nieba wzdłuż ciemnobrązowej smugi, tej samej która otulała i rozmazywała resztę horyzontu wokoło.
gggOd gigantów rozdzielała fauna rozległa, zielonością łąk pokryta dolina. Wzniesienie, na którym spoczywał w leniwej kontemplacji tworzyło jej przeciwlegle skrzydło i naturalną, oddzielającą ją od lasu barierę.
gggFaun był nietypowym przedstawicielem swojego gatunku i ze swoimi współbraćmi nie dzielił reputacji lubieżnych wyuzdańców i gwałcicieli nimf. Opętańcze gonitwy z pianą na ustach za umykającymi pięknościami nie podniecały go, a nieustanne zajmowanie się orgiami wydawało mu się prowadzącym donikąd marnotrawieniem czasu.
gggJego łagodna natura, podkreślona harmonijnymi rysami twarzy, gładką skórą tułowia i drobną posturą, potrzebowała subtelniejszych odczuć i bardziej absorbujących umysł zajęć. W chwilach słabości i samotności jedynie żal mu było, że nie jest jak inni i pod ciężarem niezaspokojonych, lubieżnych tęsknot popadał w smutek.
gggWiększość czasu wypełniało mu wędrowanie po lesie w otoczeniu gromady elfów i skrzatów, opowiadanie historii tym, którzy chcieli go słuchać i graniem na flecie. Często siadywał nad strumieniem lub stawem i zapominając o wszystkim wokoło zatapiał się w muzyce. Miłe dla ucha, zachęcające do pląsów melodie rozchodziły się echem po lesie i przyciągały uwagę wrażliwych na muzykę słuchaczy.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 1gg g
g
g
ggg Poza elfami i krasnalami do jego muzyki ciągnęły nimfy, szczególnie te, które stroniły od grubiańskich manier i sprośności innych faunów. Pełne magicznego wdzięku i subtelnej gracji stworki o rozmarzonych twarzach bezwolnie ciągnęły do słodkich tonów fletu. Słuchały jednak z bezpiecznej odległości, wychylając jedynie głowy z ukrycia zza krzewów lub pni drzew.
gggTylko nieliczne przełamywały wrodzoną nieufność i zbliżały się do grającego. Tym właśnie dane było poza muzyką słuchać jego opowieści, prawdziwych i zmyślonych, które z upodobaniem snuł dla swoich słuchaczy. Ich zainteresowanie pobudzało go do tworzenia coraz to nowych historii. Ulubionymi były te o krainach poza ciemnomiodową smugą horyzontu, która określała granicę ich własnego świata.
gggW jednej z tych krain zamiast nieustannego bursztynowego półcienia istniała przemienność światła i mroku. Zamiast sporadycznych okresów spoczynku mieszkańcy regularnie zapadali w rozkoszny niebyt w porze cienia, ale za to zajmowali się uciążliwymi zajęciami w porze światła. Ze skrzywionymi z niesmakiem ustami nimfy dowiadywały się, że pokarmy i napoje służyły celom produkowania energii zamiast jedynie dawaniu przyjemności, a w wyniku erotycznych zabaw rodziły się nowe stwory.
ggg Opisy faunów w tej krainie rozśmieszały słuchające nimfy. Robiły zabawne grymasy i przekrzywiały głowy starając się wyobrazić sobie te podobne do nich samych postacie z gładką skórą na całym ciele i zgrabnie ukształtowanymi dolnymi kończynami, zamiast powykrzywianych, owłosionych nóg. Faun żałował, że nie wymyślił tych postaci inaczej, ale zdecydował, że tak już zostaną, bo okazały się intrygujące na tyle by zaskarbić mu sympatię i względy publiczności, na czym zależało mu bardziej niż na czymkolwiek innym.
ggg Szczegóły co do sposobów poruszania się w tej krainie, podobnie jak wiele innych wymyślonych przez fauna detali, zawsze wywoływały zainteresowanie. Jednym z ciekawszych środków lokomocji okazał się długi, składający się z oddzielnych segmentów pojazd mknący gładko po ziemi jak strumyki w ich własnej krainie, które zasilały jeziorka pełne odurzających napojów.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 2gg g
g
g
gggNimfy klaskały w dłonie z radości marząc o przejażdżce takim wehikułem. Oczami wyobraźni widziały jak długi, wężowaty stwór pełzał pośród drzew wioząc je bezpiecznie w swoim wnętrzu, a one bez obawy przed pogonią faunów podziwiały przesuwające się za oknami krajobrazy. Reakcje zasłuchanych nimf nierzadko stawały się wskazówką dla opowiadającego, podszeptując dalszy rozwój wydarzeń.

ggg Pociąg mknął lekko i zwinnie jak pełzający między źdźbłami trawy wąż, lub jak wijący się pośród łąkowych ziół potok. Pozornie bez wysiłku jak zabawka pomykał dnami dolin i wspinał się po stokach wzgórz. Odbity promień słońca zdradzał jego obecność w leśnym gąszczu, a pofalowana, błyszcząca wstążka torów wyznaczała linię na której się wkrótce ukaże.
gggZ wygodnego miejsca przy oknie Piotr z lubością przyglądał się mozaice łąk i pól uprawnych na tle malowniczo ukształtowanej, szerokiej doliny. Z ekscytującym uczuciem ponadczasowej łączności ze światem uzmysłowił sobie, że być może tędy właśnie starożytni kupcy ciągnęli karawanami na północ i wschód. Kiedy wąwozami i przełęczami pokonali górzyste pasma, bieg Wisły wiódł ich potem do Krakowa, a stamtąd dalej na wschód.
gggLeniwa historia uwielbia nawyki i powtórki – pomyślał. – Nawet po setkach i tysiącach lat nie porzuca swoich utartych kolein. Bursztyn i srebro ciągle jak magnes przyciągają do krakowskich Sukiennic, a ja jak pradawni handlarze w poszukiwaniu zysku i przygody przemierzam ten sam szlak.
ggg Atrakcyjnie wyglądająca dziewczyna w przeciwległym rogu przedziału drzemała z lekko odchyloną w tył głową i rozmarzonym, nieobecnym wyrazem twarzy. Piotr nie mógł się oprzeć fantazjom, które mogłyby stać się realne, gdyby reguły rządzące światem były choć trochę mniej krępujące.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 3gg g
g
g
gggWszechobecne sumienie ludzkości zamiast zezwalać na frywolne zabawy nakazywało im obojgu przedłużać istnienie gatunku. Erotyzm, symbol woli i przyjemności tworzenia, został zredukowany do obowiązku i monotonnego rytuału – pomyślał cierpko Piotr – od którego odstępstwo grozi piętnem grzechu i wiecznym potępieniem.
gggBy zainteresować dziewczynę musiałby być przede wszystkim atrakcyjnym materiałem rozrodczym. Świadomość, że takim nie jest stłumiła myśl o próbie nawiązania znajomości skuteczniej niż perspektywa podporządkowania się moralnym kodeksom i nużącym ceremoniałom.
gggZ kłopotliwym uczuciem winy Piotr uzmysłowił sobie, że sam prawdopodobnie był dla kogoś nieczułym obiektem pożądania. Przypomniała mu się dziewczyna z miasteczka studenckiego o miłej twarzy, drobnej posturze i krótkich włosach.
gggTe ostatnie nie robiły jej przysługi, co do tradycyjnej kobiecej atrakcyjności – pomyślał Piotr – ale za to bardziej chyba zapadały w pamięć.
gggCzuł na sobie jej wzrok, kiedy odwiedzał znajomych z roku. Mieszkała na tym samym co tamci piętrze w akademiku, więc niejednokrotnie natykał się na nią. Raz nawet zamienił z nią kilka słów, z czego pamiętał jedynie jej naiwną fascynację Krakowem i wschodni akcent.
gggCynicznie zakładał, że kompleks kresowego pochodzenia był w jakiejś części odpowiedzialny za jej zauroczenie miastem i domniemane zadurzenie w nim samym. Galicyjski snobizm bardziej niż cokolwiek innego kazał mu trzymać dystans, choć dziewczyna pociągała go. Dumnie nie przyznałby się ani do tego, ani do zawodu jaki czuł, kiedy jej nie spotkał w czasie odwiedzin w akademiku.
ggg Piotr z przyjemnością jeszcze raz dotknął wypukłości kieszeni i namacał zawartość niewielkiego worka zwisającego z szyi i ukrytego pod koszulą. Amerykańskie dolary i złota biżuteria oszczędzą mu na jakiś czas ciężkiej pracy przy malowaniu słupów i kominów fabrycznych. Nie miał co prawda rodziny, o którą musiałby się troszczyć, ale nie posiadał też i takiej, która zadbałaby o niego, więc w większości sam musiał polegać na sobie.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 4gg g
g
g
gggDreszcz podniecenia przebiegł mu po skórze na myśl o zawartości niewielkiego szklanego pojemnika w podróżnej torbie. Tajemniczego pochodzenia krem o konsystencji i kolorze zbliżonym do skrystalizowanego miodu – przez jednych używany jako afrodyzjak, przez innych jako perfumy lub środek gojący – miał też rzekomo halucynogenne własności. Zażycie choćby odrobiny tuż przed snem miało zapewnić przeżycia bliskie realnemu spełnieniu pragnień, o których umysł marzył za dnia.
ggg Zarys sylwetki mijającej przedział wyrwał Piotra z letargu. Miał niepokojącą świadomość, że przechodzący mężczyzna zerknął w jego stronę, co wydarzyło się już nie po raz pierwszy. Potwierdziło to jeszcze raz jego podejrzenie, że nieznajoma postać o cygańskich rysach twarzy i przenikliwym spojrzeniu towarzyszyła mu jak cień już od dłuższego czasu.
gggCiągle pocieszał się, że jest to jedyni wytwór jego wybujałej wyobraźni, czemu jednak uparcie zaprzeczała rzeczywistość. Kiedy czescy celnicy bezpardonowo wyprosili pasażerów na zewnątrz pociągu, by swobodnie dokonać inspekcji bagaży, Piotr dostrzegł przez okno tego samego osobnika rozmawiającego z funkcjonariuszem służby celnej, a rozmowa toczyła się obok jego przedziału.
gggJedynie rewizja osobista mogłaby odkryć kosztowności, które miał przy sobie. Jeżeli jednak celnicy natknęliby się na szklany słoik w torbie, którego zawartość była być może na liście zakazanych substancji, to jego przyszłość – a raczej jej brak – rozstrzygnęłaby się tuż po powrocie do wnętrza wagonu. W nerwowym wyczekiwaniu Piotr zapomniał o niegrzeczności Czechów, która jak podejrzewał miała swoje podłoże w niechęci do politycznych zmian u ich północnych sąsiadów.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 5gg g
g
g
ggg Skład jednak ruszył i nic nie wskazywało na to, że zagrażało mu niebezpieczeństwo kolizji z prawem. Rumun – jak go w myśli zaczął nazywać – obserwował go jednak tak jak przedtem. Kiedy ta sama postać pojawiła się na peronie w Katowicach, gdzie czekał na przesiadkę do Krakowa, Piotr przestał się łudzić i zrozumiał, że był śledzony.
ggg Widok swojego „opiekuna” w grzechocącym, niebiesko-żółtym składzie Piotr przyjął bez zaskoczenia, aczkolwiek z narastającym uczuciem lęku. Pod kamuflażem drzemki, z na pół przymkniętymi powiekami, jego umysł intensywnie szukał wyjścia z sytuacji. Przewaga fizyczna, która była zdecydowanie po stronie przeciwnika, eliminowała sposoby związane z użyciem siły. Bardziej skuteczne wydało mu się przyjęcie obojętnej pozy by uśpić czujność Rumuna i korzystając z przewagi własnego gruntu zniknąć mu z oczu przy nadarzającej się okazji.
ggg Słowo Securitate zamajaczyło złowróżbnie, kiedy Piotr rozpatrywał przyczyny bycia śledzonym. Jedyny powód ściągnięcia uwagi zagranicznych służb bezpieczeństwa, jaki przychodził mu do głowy, to znaczek Solidarności wpięty w kołnierz kurtki i egzemplarz Gazety Wyborczej, który wetknął do torby przed wyjazdem.
ggg Piotr był dumny, że jego kraj jako pierwszy odważył się odrzucić komunizm i nie miał nic przeciwko temu, by tę wiadomość rozpropagować za granicą. Znaczek i gazeta, którą czytał w publicznych miejscach, stanowiły część jego skromnej politycznej manifestacji. Pocieszał się, że jeżeli to właśnie zwróciło na niego uwagę służb wywiadu po drodze z Turcji, to zorientują się, że nic za tym nie stoi i że podejrzany nie doprowadzi ich do centrum międzynarodowej sieci. Tylko jak szybko to nastąpi? – pomyślał zaraz.
gggMimo okoliczności, Piotr zdobył się na humor i zaśmiał się do siebie na wspomnienie dowcipu o zającu, który uciekał przez granicę ze Związku Radzieckiego przed kastrowaniem wielbłądów. „Zanim się wytłumaczysz...” – wyjaśnił szarak, kiedy go zapytano o przyczynę swoich obaw.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 6gg g
g
g
ggg Z wystudiowanym spokojem zarejestrował śródziemnomorskie rysy i oliwkową cerę Rumuna pośród rodzimych typów ludzkich w miejskim autobusie, który wiózł go z dworca w Krakowie w stronę domu.
gggKiedy autobus zatrzymał się kilka przystanków przed miejscem planowej wysiadki, widok samotnej taksówki na postoju nieopodal podsunął mu pomysł na pozbycie się swojego cienia. W ostatniej chwili wyskoczył przez zamykające się drzwi i kilkoma susami znalazł się przy taksówce.
ggg– Dworzec – wypalił w stronę kierowcy wskakując na tylne siedzenie.
ggg W połowie drogi Piotr odegrał rolę roztargnionego pasażera i poprosił taksówkarza by zawrócił, bo zapomniał czegoś ważnego w domu.
gggKiedy taksówka odjeżdżała spod jego bloku, Piotr nie wiedzieć czemu zerknął na jej numer rejestracyjny. Przez następne kilka kroków zastanawiał się dlaczego zwrócił na to uwagę. Dopiero w klatce schodowej uderzył się w czoło i zatrzymał się z wrażenia, kiedy przypomniał sobie widok surowej, południowej twarzy spoglądającej przez tylna szybę autobusu za odjeżdżającą taksówką.
ggg – Co ma być, to będzie – zadeklamował półgłosem stoicki frazes, który wyartykułowany podziałał uspokajająco.
ggg Stos brudnych naczyń w zlewie, okruszyny chleba i niedopita szklanka herbaty na kuchennym stole zakłóciły poczucie ulgi z powrotu do domowego zacisza.
ggg – Czy ja tego człowieka nigdy, kurwa, nie nauczę porządku – wyrwało mu się na głos.
gggPoszukiwanie winowajcy, na którym mógłby wyładować frustrację, skończyło się niepowodzeniem. Pustka i zaduch nie sprzątanego mieszkania działały odstręczająco, podobnie jak myśl o przygotowywaniu posiłku, którego domagał się organizm. Piotr zdecydował zostawić wszystko i wyjść na miasto, licząc na to, że po powrocie wieczorem cała sytuacja, włącznie ze stanem domu, będzie mniej przygnębiająca.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 7gg g
g
g
ggg Spacer po ulubionych zakamarkach Rynku i jego okolic zgodnie z oczekiwaniem podziałał odświeżająco i podniósł go na duchu. Pokrzepiony kolacją i piwem w Chawełce, a potem kilkoma lampkami wina w Ratuszowej, Piotr znalazł się na nadwiślańskiej promenadzie u stóp wawelskiego wzgórza. Sam dobrze nie wiedział dlaczego właśnie tam skierował swoje kroki. Nogi jak gdyby same niosły go bezwiednie dla zabicia dodatkowej godziny czy dwóch przed powrotem do domu.
ggg Blady księżyc odbijał się migotliwie od lekko pomarszczonej wody Wisły, wspomagając niemrawe światła nadrzecznych lamp wzdłuż skarpy Wawelu. O tej porze dnia wzgórze i świadczący o czasach świetności państwa kompleks pałacowy na szczycie inspirowały zarówno do myśli pełnych szacunku dla historii jak też do realnych obaw. Jeszcze kilka lat wstecz ukradziony portfel i guz stanowiły zagrożenie nocą – teraz ciemne interesy, nierzadko z użyciem broni palnej, mogły stać się przyczyną utraty życia.
ggg Zarys metalowej sylwetki wawelskiego smoka zamajaczył na tle poświaty sztucznego światła latarni. Odległe odgłosy i reflektory aut po drugiej stronie Wisły dodawały otuchy przypominając, że krzepiąca normalność na ulicach nie usnęła jeszcze razem z miastem.
ggg Piotr przystanął nieopodal figury legendarnego potwora, zastanawiając się dlaczego właściwie fascynowało go to miejsce. Z pewnością było w tym coś więcej niż bajka o okrutnym smoku i dzielnym szewczyku Dratewce, który go sprytnie pokonał. Jeśli wierzyć radiestetom i praktykantom innych paranormalnych nauk, wnętrze wawelskiego wzgórza kryło w sobie magiczne moce, czyniąc z Krakowa jedno z głównych węzłów duchowej energii na kuli ziemskiej. Na tej samej liście znalazłyby się takie miejsca jak Jerozolima, Mekka, Delhi czy Watykan.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 8gg g
g
g
ggg W czasie swojej renesansowej świetności Kraków stanowił centrum sztuki alchemicznej w Europie. Z tego właśnie miejsca sam Goethe prawdopodobnie zaczerpnął inspirację do swojego Fausta. Tu powstała legenda o czarnoksiężniku Twardowskim, który dzięki paktowi podpisanemu z diabłem o własną duszę posiadał nadprzyrodzone umiejętności. Używając ich właśnie, jeśli wierzyć legendzie, przywołał ducha zmarłej żony króla Zygmunta Augusta. Również związana z Renesansem i Krakowem osoba Kopernika, który „wstrzymał Słonce i ruszył Ziemię”, symbolizowała nieograniczone wręcz możliwości ludzkiego umysłu.
ggg Niska postać w pelerynie i kapeluszu z minionej epoki wynurzyła się z mroku jak fantastyczny stwór z nierealnej, baśniowej krainy. Mały, kudłaty terier na smyczy co chwila zatrzymywał się i zabawnie unosząc wysoko tylną nogę naznaczał swoje terytorium. Czynność nabrała groteskowego wyrazu, kiedy zwierzątko pieczołowicie wykonało ją przy cokole wawelskiego smoka.
ggg – Dobrze, że ciemno i potwór nie widzi – odezwała się niskim, ciepłym głosem tajemnicza postać, nieznacznie uchylając kapelusza w stronę Piotra. – Tyle razy ci powtarzam, żebyś nie zaczepiał smoków – poważnie upomniał psa.
ggg – Byliby niezłymi przyjaciółmi – rzucił Piotr za oddalającym się nieznajomym, na co tamten jedynie podniósł rękę w pożegnalnym pozdrowieniu.
gggDopiero wtedy Piotr zdał sobie sprawę, że był to sam inspirator i wódz legendarnej Piwnicy pod Baranami. Przypomniał sobie przelotne zetknięcie z nim kiedyś na ulicy. W tej samej czarnej pelerynie i kapeluszu wydawał się należeć do innej rzeczywistości, a nieobecny wzrok sprawiał wrażenie jakby jego właściciel nie dostrzegał zwykłych trzech wymiarów realnego świata.
ggg Kiedy Piotr usiłował domyślić się, co innego niż normalną rzeczywistość dostrzegał twórca słynnego kabaretu, wydało mu się, że coś poruszyło się za pniem drzewa rosnącego u podnóża wapiennej skarpy. Zamarł w bezruchu nasłuchując, ale nic nie potwierdziło jego obaw. Na wszelki wypadek ruszył w stronę ulicy Bernardyńskiej, gdy ostre „stój” zatrzymało go w pół kroku. Stanął nieruchomo i z narastającą trwogą obserwował jak wysoka sylwetka wyłoniła się zza drzewa.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 9gg g
g
g
ggg – Nie próbuj niczego głupiego, bo mam naładowany pistolet w ręku – ostrzegł niski głos. – Po co tu łazisz?
ggg – Ja? Po nic. Spaceruję – odparł Piotr drżącym głosem.
ggg – Kto cię nasłał? – spytał tamten ostro.
ggg – Nikt mnie nie nasłał. Przychodzę tu czasem na spacer.
ggg– Podnieś ręce w górę i odwróć się – zakomenderował napastnik w odpowiedzi.
ggg Piotr wykonał polecenie i pomyślał, że prawdopodobnie po raz ostatni spogląda na Wisłę i odległe światło Kopca Kościuszki. Zamiast kul przeszywających jego ciało poczuł dotyk twardego metalowego przedmiotu na plecach i przeszukującą kieszenie kurtki rękę.
ggg – Możesz się odwrócić – powiedział tamten po skończonej inspekcji.
ggg – Ręce też mogę opuścić? – spytał Piotr dla pewności.
ggg – Możesz.
ggg W mroku, do którego oczy zdążyły przywyknąć, Piotr mógł lepiej ocenić cechy nieznajomego. Ubrany był w skórzaną kurtkę z okręconym dookoła szyi szalikiem i dżinsowe spodnie. Miłe dla ucha brzmieniem głosu i wygląd żigolaka, raczej niż bandyty lub szpiega, zaskoczyły Piotra i pozwoliły chwilowo wyeliminować Rumuna z listy możliwych napastników.
ggg W milczącym oczekiwaniu na dalszy bieg wypadków, Piotr dostrzegł w oddali dwie zbliżające się postacie.
ggg – Właź na skarpę, tam pomiędzy drzewa – usłyszał komendę i ruszył we wskazanym kierunku.
ggg Podniecenie pomogło we wspinaczce i wkrótce obaj siedzieli obok siebie oparci o ceglany mur fortyfikacji, z ukrycia obserwując przechodzących. Dwójka spacerowiczów okazała się parą zakochanych, którzy zgodnie z przewidywaniem zatrzymali się przy rzeźbie smoka. Widok całujących się kochanków spowodował odruchowe, taktowne odwrócenie głowy Piotra.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 10gg g
g
g
ggg – Nieźle im idzie – usłyszał głos obok siebie.
ggg – Mogliby już skończyć – wyszeptał Piotr.
ggg – Mnie tam nie przeszkadza – oznajmił tamten. – Mogliby przejść do konkretów, ale jak znam życie ona nie zechce.
ggg – Założysz się? – odparł Piotr dla podtrzymania przyjaznego tonu rozmowy, który mógłby pomóc w wybrnięciu z opresji.
ggg – O co?
ggg – O pół litra.
ggg Wzrokiem kibiców przyglądali się biegowi wypadków. Kiedy dziewczyna potrząsnęła głową i przylgnęła do partnera, Piotr zaakceptował porażkę. Chłopak zrobił ruch jakby chciał kontynuować spacer w stronę Powiśla, ale ona przytrzymała go. Rozejrzała się i pociągnęła go za sobą na drugą stronę cokołu, która pozwalała na ukrycie od wzroku potencjalnych przechodniów. Pozwoliła mu się odwrócić i oparła się przodem o skałę. Świadkowie wydarzenia na skarpie wymienili wymowne spojrzenia.
ggg – Jak króliki! – wyszeptał Piotr kręcąc niedowierzająco głową.
gggDźwięk spadającego kamienia potrąconego przez jednego z dwóch anonimowych widzów zaalarmował kochanków. Oboje znieruchomieli, po czym puścili się biegiem w stronę odległych świateł ulicy poprawiając i dopinając ubrania.
ggg – No i coś kurwa narobił? – trzasnął słowami jak batem Piotr, na którego kombinacja erotyzmu i hazardu podziałała pobudzająco.
gggNiezdara rozłożył bezradnie ręce i wzruszył ramionami.
ggg – Ee, i tak słabo było widać – powiedział przeszukując kieszenie kurtki.
ggg– A co, giwera się zgubiła? – drwił Piotr, któremu było już wszystko jedno, co się z nim stanie. – A taka ładna była!
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 11gg g
g
g
ggg Bezradny bandyta-amator nie mógł się oprzeć uśmiechowi, który rozszerzył mu wąsy nad szeregami białego uzębienia.
ggg – Mam! – pochwalił się wreszcie czarnym metalowym przedmiotem. – Nie bój się, i tak nie naładowany – dodał.
ggg – Co? – zapytał Piotr myśląc, że się przesłyszał.
ggg – Nie ma amunicji w środku – wyjaśnił tamten. – Możesz się nie bać. Nic ci nie zrobię. Jesteś okey gość. Pomyliłem cię z kimś innym.
ggg– Ja się nie boję. Wcale się nie boję – powtórzył Piotr poirytowany podnosząc się z ziemi. – Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to ja w takim razie... – powiedział wskazując gestem głowy w stronę miasta. – To ja się mało nie zesrałem ze strachu a ten: „bo ja cię pomyliłem z kimś innym” – mamrotał do siebie rozeźlony gramoląc się w dół ze skarpy.
ggg – Poczekaj – usłyszał za sobą głos. – Daleko stąd mieszkasz? – spytał nieznajomy, kiedy obaj znaleźli się na płaskim gruncie.
ggg Będzie kawałek – odparł Piotr. – Tramwajem i autobusem z godzinę. Tylko gdzie ja o tej porze tramwaj złapię – zastanawiał się głośno.

ggg Jadąc taksówką na tylnym siedzeniu Piotr miał wątpliwości, czy dobrze robi pomagając siedzącemu obok nieznanemu człowiekowi, który jeszcze niedawno groził mu bronią. Kiedy ukradkiem spoglądał na niego, miał pokrzepiające odczucie, że był to jeden z tych, z którymi według porzekadła lepiej zgubić niż z innymi znaleźć. Jego rozterki ostatecznie rozwiało przypomnienie, że i tak nie ma innego wyjścia, bo ciągle nie znajduje się w sytuacji, gdy bezpiecznie jest powiedzieć nie.
ggg Odkąd jego ojciec ponownie się ożenił i zostawił mu mieszkanie, niejednokrotnie udzielał schronienia ledwie znajomym osobnikom z różnych powodów potrzebującym dachu nad głową. Przez jego mieszkanie przewinęło się wiele interesujących typów, głównie ludzi na urlopach dziekańskich, którym intratne fuchy utrudniały skończenie studiów w terminie. Jednym z nich był jego obecny lokator – Hieronim.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 12gg g
g
g
ggg Jego nowy podopieczny miał na imię Krzysztof. Pochodził ze Śląska, a w Krakowie robił interesy i „zagrzewał” mieszkanie na Kazimierzu kumplowi pracującemu na Zachodzie. On sam był do niedawna w Niemczech, ale skończyła mu się wiza i musiał wracać. W drodze powrotnej do kraju zrobił komuś przysługę i zgodził się przeprowadzić Mercedesa z dokumentami podrobionymi na jego nazwisko. Auto, po które mimo umowy nikt się nie zgłaszał, stało na ulicy przyciągając uwagę, aż wreszcie ktoś je sprzątnął. Oczywiście nie było mowy, by iść na milicję.
ggg Po kilku dniach zgłosili się odbiorcy i tu zaczęły się problemy. Tego właśnie wieczora sprawy doszły do punktu zapalnego i Krzysztof musiał się ratować ucieczką na piechotę. Przy Smoczej Jamie czuł się bezpiecznie i być może zostałby tam do rana, gdyby nadejście Piotra nie zmieniło jego sytuacji. Obiecał, że skorzysta z kwatery tylko na jedną noc i następnego dnia nie będzie po nim śladu.
ggg Po drodze Krzysztof poprosił taksówkarza, by zatrzymał się przy budce telefonicznej. Piotr niepewnie wykrztusił numer bloku i mieszkania, kiedy tamten przerwawszy rozmowę wrócił do samochodu i poprosił o adres. Kiedy przed kwadransem wsiadali do auta, celowo podał taksówkarzowi tylko nazwę ulicy, by jak najdłużej zachować swoją anonimowość. Przełykając ślinę zastanawiał się jakaż to niespodzianka może teraz czekać na niego w domu.
ggg Niespodzianką okazała się dziewczyna imieniem Teresa. Zjawiła się w mieszkaniu wkrótce po Piotrze i jego gościu. Ciemnokasztanowe, luźno spięte w koński ogon, kręcone włosy nadawały jej południowego wyglądu, a pociągłe rysy twarzy i niski głos tworzyły wrażenie zdecydowania i władczości. W połączeniu z pełnymi energii oczami miała w sobie nieodparty magnetyzm silnej, gotowej na wszystko kobiety. Przy solidnej, wysportowanej sylwetce Krzysztofa i jego śmiejących się oczach Gruzina, Piotr pomyślał, że była to aż nadto dobrze dobrana para.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 13gg g
g
g
gggKiedy Piotr dowiedział się, że jest studentką polonistyki, poczuł lekki zawód, bo oczekiwał dyscypliny bardziej kojarzącej się z naturalnymi lub nadprzyrodzonymi mocami. gggKrzysztof z zawodu był elektrykiem, ale wyznał, że zawsze bał się elektryczności i wolał, żeby go już samochód przejechał niż prąd zabił. Ojciec nalegał, żeby zdobył solidny zawód, więc skończył technikum elektryczne. Na swoje prawdziwe życiowe pasje – motory i dziewczyny – zarabiał głównie handlem walutą i pracą na Zachodzie.
gggPlanował w przyszłym roku razem z Teresą wyjechać do Włoch, a stamtąd do Kanady albo Australii. W międzyczasie starał się zgromadzić jak najwięcej gotówki. Przedłużające się oczekiwanie na wizę do Niemiec powodowało, że siedział jak na rozżarzonych węglach, co dodatkowo skomplikowała kradzież Mercedesa.
ggg – A nie lepiej poczekać jeszcze trochę – doradził Piotr.
ggg – Chłopie, nie mam co się pokazywać w domu. I co, gońca będę wysyłać każdego dnia, żeby sprawdził czy wizę przysłali?
ggg – No a jak cię złapią na granicy bez wizy, to co?
ggg – A kto teraz sprawdza? Gazet nie czytasz, telewizji nie oglądasz? Wczoraj rozwalili mur w Berlinie. Pociągi pełne Niemców ze wschodu. Kto tam będzie dokumenty sprawdzał?
ggg– No a jak się tak trafi, że sprawdzą?
ggg – No to co? – Krzysztof wzruszył ramionami. – Najwyżej wysadzą z pociągu, ot i wszystko.
ggg– No i co wtedy?
ggg – Coś innego się wymyśli. Chłopie, ja pół Europy przejechałem nielegalnie na MZ-ce. Do Austrii wjeżdżasz bez wizy, a stamtąd wybierasz najmniej strzeżone przejścia i jedziesz. Jak cię chcą zatrzymać, to machasz ręką, że niby odpowiadasz na pozdrowienie i prujesz dalej.
ggg Dźwięk klucza w zamku przerwał rozmowę. Staroświecko ubrana sylwetka z twarzą ukrytą w krzaczastej brodzie zjawiła się w drzwiach pokoju rzucając nieufne, pytające spojrzenia raz na Piotra raz na nieznajomych.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 14gg g
g
g
ggg – Ty to chyba będziesz Hieronim – przywitała go Teresa.
ggg – No, niby tak – odparł Hieronim niepewnym głosem.
ggg – Ten sam co zostawił rozpierdol w domu i nie kupił prowiantu? – upewniła się.
ggg Hieronim zerknął w stronę Piotra z wyrzutem. – A z kim ja mam przyjemność? – spytał demonstrując, że nie stracił pewności siebie.
ggg – To moi..., moi nowi znajomi – odparł Piotr uprzedzając Teresę, poczym sięgnął po zaczęta butelkę wódki. – Napijesz się z nami?
ggg – Chorego się pytasz? Poczekaj niech się tylko „rozgacę”.

ggg – Ręce precz od barów mlecznych – zaprotestował Hieronim, kiedy dyskusja zeszła na temat nieuchronnych przemian w kraju. – A gdzie ty dostaniesz takie naleśniki albo kopytka?
ggg – Albo fasolkę po bretońsku – dodał Piotr.
ggg – Nie lubię fasolki – wtrącił Krzysztof rozmijając się z co nieco tematem. – Tylko pierdzę po niej.
ggg – A kto wam to zabierze w nowym systemie – broniła swojego stanowiska Terasa. – Jeżeli będzie popyt, to będzie i podaż.
ggg – Zapominasz o roli reklamy – przypomniał Piotr. – Jakoś nie widzę ruskich pierogów na kolorowych plakatach. Hamburgery i Coca-Cola mają lepszą prezentację.
ggg– Tak czy inaczej – zawyrokowała Teresa – czy się komuś podoba czy nie, bary mleczne znikną z krajobrazu tak jak komunistyczna złotówka.
ggg – A komu nasza złotówka przeszkadza? – zaprotestował Hieronim – Dzięki inflacji przynajmniej wszyscy polscy bohaterowie mają szansę na swój własny banknot.
ggg – Kogo dziś mamy na czele? – spytał Piotr.
ggg – Marię Skłodowską Curie. Ciekawe kto będzie na pięćdziesięciu tysiącach? Może Piłsudski?
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 15gg g
g
g
ggg– Ee, na niego jeszcze chyba za wcześnie – powątpiewała Teresa.
ggg– To może Kościuszko.
ggg– O, to już lepiej.
ggg – A co by było, gdybyśmy tak wzięli kogoś z zagranicy – zastanawiał się Hieronim w głos.
ggg – Chyba, że dopiero jak naszych zbraknie – zgodził się warunkowo Krzysztof.
ggg – Niegłupi pomysł – poparła Teresa – przez wieki wybieraliśmy obcych władców, to można tę tradycję pociągnąć na banknotach.
ggg – Dobrze, tylko kto by się nadawał? – głośno zastanawiał się Piotr.
ggg – Może Franciszek Józef? – zaproponowała. – Takiego rozkwitu naszej kultury jak za czasów Galicji nie było i chyba długo nie będzie.
ggg– Jakiego rozkwitu? – zaprotestował Krzysztof.
ggg– Pozytywiści, Młoda Polska... – zaczął wyliczać Piotr rzeczowym tonem.
ggg– Ty mu nie mów tak, bo chłopak w technikum za dużo wagarował – wtrąciła Teresa. – Sienkiewicz, Prus, Matejko, Wyspiański – przetłumaczyła swojemu chłopakowi. – Kojarzysz, Krzyś?
ggg – Ee, Franc Józek nie przeszedłby z przyczyn ideologicznych – zawyrokował Hieronim.
ggg– No to może Stalin – rzuciła Teresa prowokacyjnie. – Pałac Kultury nam wybudował.
ggg – A co powiecie na Einsteina? – zaproponował Piotr
ggg– A co on ma do nas?
ggg – Co? – Piotr podrapał się po głowie. – Przede wszystkim jego pierwsza żona była Słowianką, a poza tym parał się atomami jak nasza Skłodowska.
ggg– Sto tysięcy z Albertem – rozmyślał głośno Hieronim. – No nie wiem, czy by mi to pasowało.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 16gg g
g
g
ggg – A milion z Heisenbergiem – dorzucił Piotr zaskakując wszystkich.
ggg – A ten co za jeden? – spytał Hieronim. – Jakiś inny niemiecki pomylony naukowiec czy filozof?
ggg – To gość, który wymyślił coś lepszego niż Einstein, tylko że mało kto o tym wie.
ggg Piotr puścił wodze swojej pasji do fizyki. Oświadczył, że sława Einsteina i niepodważalność jego teorii to trochę jak dżentelmeńska umowa naukowców. Przez nią właśnie każdy dzisiejszy fizyk, jeśli chce być akceptowany wśród swoich i traktowany serio, zajmuje się udowadnianiem, że Einstein miał rację zamiast praktykować wolną naukę. Wyliczył nazwiska uczonych, którzy zdobyli Nagrody Nobla za teoretyczne uzasadnienie istnienia czarnych dziur, fal grawitacyjnych, Wielkiego Wybuchu i rozprzestrzeniania się wszechświata. Każde z tych osiągnięć miało jedna wspólna cechę, twierdził Piotr – ich podwaliną były teorie względności Einsteina.
ggg – No a kto to ten Heisensztain? – spytał Hieronim podrabianym żydowskim akcentem. – I co można u niego kupić?
ggg – Heisenberg – poprawił Piotr i wyjaśnił, że to naukowiec, który odkrył regułę nieoznaczoności i dał początek fizyce kwantowej, która do dziś powinna była zastąpić klasyczną fizykę.
ggg – Postulat Heisenberga brzmi dość absurdalnie – kontynuował Piotr – ale jest nieubłaganą konkluzją wcześniejszych odkryć, między innymi samego Einsteina.
gggWyjaśnił, że według reguły nieoznaczoności cząsteczka, taka jak na przykład elektron, wymyka się spod dokładnej obserwacji, bowiem w każdym momencie znajduje się w stanie niezliczonych możliwości swojego położenia. Obserwator może jedynie określić jej prawdopodobną pozycję – nigdy absolutną.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 17gg g
g
g
gggPostrzegany zmysłami bieg wydarzeń jest więc być może jednym z milionów wariantów, z których z jakiegoś powodu wybieramy tylko jeden. Informacje dotyczące tej jednej wersji są przekazywane z pokolenia na pokolenie i uzupełniane jak baza danych komputera. Lista źródeł tych danych byłaby dość długa i zawierałaby między innymi edukację, wychowanie, tradycje i zwyczaje. Piotr zakończył przypuszczeniem, że szara rzeczywistość może okazać się wcale nie taka zwyczajna i nudna jak się wydaje.
ggg – Jeśli cię dobrze rozumiem – odezwał się Hieronim – to to, że ja tu siedzę i ciebie widzę, to jakaś nakładziona mi do głowy fatamorgana?
ggg – Coś w tym rodzaju – odparł Piotr z ulgą, że jego intelektualny wysiłek nie poszedł na marne. – Może być tyle innych możliwości i alternatywnych wersji, że głowa mała, ale my dla świętego spokoju zgadzamy się na tę jedną.
ggg – A jakie ty alternatywne wersje chciałbyś mieć i po co? – zagadnął Hieronim.
ggg – Jak to po co? Człowieku, czyś ty już się całkiem dał obrabować z wolnej woli i wyobraźni. Nie chciałbyś na przykład pofruwać, albo przenieść się do utopijnej krainy, gdzie nie ma ani chorób, ani wojen, ani innych zmartwień. W dzieciństwie przecież wierzymy, że to możliwe i tylko potem świat każe nam tę wiarę odrzucić jako nierealne marzenie. Ale czy naprawdę jest ono nierealne? A może tylko nam wiary brak. Być może to, co postrzegamy jest oddzielone od tego, czego nie widać zaledwie cienkim, prześwitującym welonem, którego bez dziecięcej naiwności nie jesteśmy w stanie odsłonić – chyba że przez narkotyki, czy inne używki.

ggg Kiedy późną nocą Piotr upewnił się, że reszta mieszkania jest pogrążona we śnie, ostrożnie sięgnął po szklany pojemnik w szufladzie biurka. Lepka maź wydawała egzotyczną, słodką woń, która zdawała się zawierać wszystkie zapachy Wschodu. Przygotowaną łyżeczką do herbaty nabrał miodowego kremu.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 18gg g
g
g
ggg Gdy leżał z powrotem pod kołdrą, miał świadomość jak gdyby to nie upajająca słodkość przenikała do jego komórek, ale raczej całe ciało rozpływało się w smaku i zapachu. Miał wrażenie jak gdyby jego własna materialna treść wypełniająca formę ciała skurczyła się do punktu, który znikł zupełnie, zostawiając jedynie bezcielesny zarys postaci. Piotr odruchowo starał się zatrzymać dezintegrację swojej materialności, ale zniewalająco rozkoszny bezwład opanował jego ciało i pozbawił zdolności oporu.
ggg Z nieokreślonych, kłębiastych oparów wyłonił się na łagodnym stoku. W dali skąpana w bursztynowym świetle ciemna smuga lasu połyskiwała kolorowymi światłami i nawoływała zgiełkiem beztroskiej zabawy. Pofalowaną monotonię lasu przerywał zarys wzgórza, które dodatkowo swoją jasną barwą odcinało się od tła. Wędrujący po krajobrazie wzrok zatrzymał się na niebosiężnych szczytach gór, które wyglądały zupełnie jak spiętrzone, kłębiaste chmury. Przypomniało to Piotrowi, że niejednokrotnie w przeszłości zdarzyło mu wyobrażać olbrzymie skupiska chmur jako alpejskie krajobrazy.
ggg Odruchowo starał się odnaleźć przestrzeń wodną po przeciwległej stronie gór, ale nic podobnego nie dostrzegł. Zauważył też brak wyraźnej linii horyzontu, której oczekiwał tak jak łagodnego brzegu oceanu. Zamiast jednoznacznej linii horyzontu, bursztynowa poświata nieboskłonu gęstniała tuż ponad powierzchnią gruntu do brązowej smugi.
ggg Piotr obejrzał się za siebie i zorientował się, że z takiej właśnie smugi sam się wyłonił. Gęste opary, podobne do tych jakie pamiętał z artystycznych wyobrażeń międzygalaktycznych mgławic, kłębiły się nęcąc swoim tajemniczym urokiem, by w nie wszedł i zatracił się na nowo. Piotr jednak decydowanie odwrócił od nich wzrok i ruszył w kierunku majaczącego pośród lasu wzgórza.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 19gg g
g
g
ggg Stopniowo odległy zgiełk przemienił się w rozpoznawalne odgłosy, które stanowiły mieszaninę szczebiotu ptaków, nawoływań, śmiechów, szeptów i nieartykułowanych dzikich odgłosów, których z niczym znajomym mu nie potrafił skojarzyć. Pośród tej karnawałowej kakofonii zdawało mu się też, że słyszy dźwięki muzyki.
ggg Jak zamarły w bursztynie fragment przeszłości, leśny krajobraz topił się w jasnobrązowym półmroku, rozświetlonym wzorem choinkowych świateł kolorowymi lampionami. Niektóre światełka poruszały się tańcząc w rytm muzyki. Efekt miodowej poświaty wychodził poza granice wzrokowych doznań i Piotr miał wrażenie, że fizycznie zawieszony jest w niej jak w matrycy. Unosił się w niej bez wysiłku jak kosmonauta na księżycu i przenikał otaczającą rzeczywistość.
ggg Piotr z zachwytem dostrzegł, że poruszające się lampiony były niesione przez motyloskrzydłe elfy. Gdzie indziej skrzydlate stworki unosiły się wokół latarenek zawieszonych pośród liści drzew, lub siedziały w ich blasku na gałązkach, a jeszcze inne fruwały beztrosko dla czczej zabawy. Sporządzone z kwiatowych płatków stroje dodatkowo podkreślały bajkowość ich filigranowych kształtów.
ggg Narastający odgłos kobiecych śmiechów ucieleśnił się grupą biegnących nimf. Ich powabne ciała z falującymi wstęgami włosów ledwie zakrywały zwiewne, przezroczyste szaty. Ich pośpiech okazał się spowodowany pogonią faunów, którzy pędzili na włochatych nogach wydając dzikie, lubieżne okrzyki.
ggg Mimo, że scena miała pozornie poważny i groźny charakter, Piotr miał wrażenie, że pościg jest zabawą, na co wskazywał śmiech nimf i ich rozbawione oczy. Bez zdziwienia więc zauważył, że zaniechały ucieczki, zatrzymały się i drażniły napastników umykając im dookoła drzew. Wśród pisków i okrzyków podniecenia pozwalały się wreszcie pojmać przez porykujące pożądliwie rogate i owłosione stwory.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 20gg g
g
g
ggg Scena, jaka ukazała się oczom Piotra nosiła znamiona orgii raczej niż gwałtu. Pojmane nimfy oddawały się namiętnym pieszczotom faunów i w zapamiętaniu same zaspokajały swoich napastników. Zafascynowany widokiem tej zabawy Piotr zdał sobie sprawę, że podniecał go nie tylko jej erotyzm ale i strona estetyczna. Piękno kobiecego ciała w kontraście z prymitywnością faunów stanowiło widok warty płócien klasycznych mistrzów malarstwa. Piotr pomyślał, że jeśli nikt czegoś podobnego nie namalował, to z pewnością powinien.
ggg Wędrując przez las Piotr dostrzegł niewielkie jeziorka na polanach pośród drzew. Wypełniała je nie woda ale płyn, który wprawiał piknikujących nad nimi w dobry nastrój. Strużki zasilających je strumyków prowadziły do otworów w pniach otaczających drzew, przyozdobionych różnorodnością aromatycznych, apetycznie wyglądających owoców.
ggg Nad jednym ze stawów Piotr z zaskoczeniem ujrzał scenę ukazującą harmonijne współżycie nimf i faunów. Kiedy przyjrzał się tym ostatnim, przestał się dziwić, że ich postacie nie działały odstraszająco na ich towarzyszki. Mieli oni bowiem gładkie, muskularnie ukształtowane tułowia i przystojne, męskie twarze. Zarysy rogów, jak na mojżeszowej głowie Michała Anioła, ledwie uwidaczniały się pośród splotów bujnych włosów. Dolna, zwierzęca cześć ciała jedynie podkreślała męski urok okazałych górnych partii.
ggg Przepływając obok Piotr dostrzegł przystojnego fauna, który leżał z głową spoczywającą na łonie nimfy, podczas gdy ona zaglądając mu w oczy i mówiąc czule gładziła jego ciemnokasztanowe loki. W innym miejscu leżąca obok siebie para popijając z naczyń w kształcie muszli zabawiała się pełną namiętnych spojrzeń rozmową.
ggg Gdzie indziej znowu nimfa z upodobaniem przyglądała się grom miłosnym jednej z par i rozochocona zerkała na samotnego fauna nieopodal. On zaśmiał się lubieżnie i posłusznie zbliżył się na jej wezwanie na swoich kozich nogach.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 21gg g
g
g
gggNad brzegiem stawu szczególnie dorodny faun przyglądał się swojemu odbiciu w tafli jeziora przyciągając pożądliwe spojrzenia nimf.
gggDźwięki fletu pośród śpiewu ptaków i przytłumionego gwaru zabawy, odciągnęły uwagę Piotra od wydarzeń nad jeziorem. Rozejrzał się szukając źródła muzyki. Opodal na wzniesieniu oparty o pień drzewa faun z upodobaniem i niewątpliwą wprawą grał miłą dla ucha i jakby znajomą melodię.
gggSkrzydlate elfy zaprzestały swojego szczebiotu i zamarły pośród liści nad głową fauna, a na czapie grzyba zasłuchany przysiadł kosmaty krasnal. Spoza pnia malutka nimfa spoglądała na grającego. Różniła ją od jej sióstr drobniejsza figura, pełna dziecięcego uroku twarz i krótkie włosy, przez co wyglądała bardziej jak większa wersja elfa bez skrzydeł niż jak nimfa.
ggg Piotr przedostał się bliżej, by lepiej słyszeć muzykę. Ku swemu zaskoczeniu zauważył, że w odróżnieniu od innych stworów napotkanych do tej pory, faun był świadomy jego obecności. Wykonał nieznaczny ruch głowy, a potem zerknął w jego stronę. Kiedy przestał grać, oparł się wygodniej o pień drzewa i przymknął oczy uśmiechając się do swoich myśli. Potem podniósł powieki i z tym samym uśmiechem na chłopięcej twarzy jeszcze raz spojrzał w stronę Piotra i przywołał go gestem ręki.
ggg Piotr pokonał obawy i przybliżył się do siedzącej postaci. Na widok wzbudzającej zaufanie twarzy fauna Piotr miał nieodparte odczucie, że już ją widział i to wielokrotnie. Niepozorna budowa i łagodność rysów twarzy w kontraście z kozią połową ciała wyglądały wzruszająco i wzbudzały przyjazny odruch, jaki zwykle odczuwa się wobec dzieci. Piotr podniósł rękę na powitanie i usiadł na trawie obok fauna.
ggg – Wyglądasz trochę inaczej niż cię sobie wyobrażałem – powiedział faun.
ggg – A jak mnie sobie wyobrażałeś?
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 22gg g
g
g
ggg – Nie wiem. Jakoś inaczej. Może trochę mniej w pasie – zażartował faun wywołując uśmiech na twarzy Piotra. – Chyba któryś z nas przesadził – dodał uśmiechając się porozumiewawczo.
ggg– Z jedzeniem? – zgadywał Piotr wstydliwie.
gggW odpowiedzi faun wykonał znany Piotrowi gest picia mocnych trunków i ruchem głowy wskazał w kierunku jeziorka.
ggg– To chyba byłem ja – przyznał faun ze wzruszającą szczerością dziecka przyznającego się do psoty.
ggg– Jak masz na imię? – spytał Piotr.
ggg– Imię? A to dobre – odparł faun zaskoczony – Zapomniałem, że wy tam macie imiona. – Podrapał się w kępę zmierzwionych włosów i spojrzał marszcząc nos na Piotra. – Możesz mnie nazywać na przykład... Timtom.
ggg– Timtom? – powtórzył Piotr z wahaniem. – Fajnie brzmi – zdecydował.
ggg – Piotr – zawtórował jak echo faun, kiedy usłyszał imię swojego gościa. – Fajnie brzmi.
ggg– Dlaczego siedzisz sam i nie jesteś tam z nimi? – spytał Piotr wskazując idylliczną grupę nad stawem.
gggZ zakłopotanym wyrazem twarzy Timtom wzruszył ramionami. – Może z tego samego powodu, dla którego... a zresztą, nieważne – dodał po krótkim wahaniu. – Chyba nie całkiem do nich pasuję – wyjaśnił.
ggg– Trochę szkoda, co? – zagadnął Piotr.
ggg– Może tak, a może nie – powiedział Timtom przypominając Piotrowi swoją własną niepewność w podobnej kwestii. – Jak chcesz, to coś ci pokażę – zaproponował z ożywieniem i wstał nagle. – Zaprowadzę cię do moich przyjaciół – dodał. – No pewnie, że wy też jesteście moimi przyjaciółmi – wyjaśnił nie odstępującym go na krok elfom, kiedy obrażone protestowały piskliwymi głosikami. – Jakże bym mógł o was zapomnieć.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 23gg g
g
g
gggPodążając pół kroku za swoim przewodnikiem Piotr mimowolnie uśmiechał się do siebie na widok niewielkiej, nieco pokracznej sylwetki truchtającej obok. Sięgał mu zaledwie do piersi, a jego tułów, ramiona i głowa bardziej przypominały sylwetkę dziecka niż mężczyzny. Zazdrościł mu lekkości i pomyślał, że chętnie straciłby kilka zbędnych kilogramów, by móc tak zwinnie pomykać.
gggZ zaskoczeniem i zakłopotaniem zdał sobie przy tym sprawę, że groteskowa dwuznaczność fauna jest cechą, która ich łączy. Swoje idealne wyobrażenie, o którego marzył korespondowało z miłą dla oka, górną częścią ciała Timtoma. Natomiast swój rzeczywisty, materialny obraz, wobec którego miał wiele zastrzeżeń i który był przyczyną rozterek, kojarzył mu się z prymitywną i odstręczającą, dolną połową fauna.
ggg – To tu – powiedział Timtom, kiedy dotarli do płaskiej przestrzeni przed wejściem do pieczary u podnóża skalistego wzniesienia. – Cokolwiek się stanie, nic się nie bój – zapewnił Piotra zostawiając go nieco w tyle w bezpiecznym ukryciu. Sam podszedł bliżej, usiadł na kamieniu i zagrał na flecie.
ggg Groźnie brzmiące pomruki wydobyły się z groty na dźwięk muzyki. Piotr wzdrygnął się i mimowolnie cofnął na widok niesamowitego stwora wyłaniającego się z czeluści jaskini. Jego oliwkowy, gładką łuską pokryty tułów uzbrojony na grzbiecie w kościsty grzebień kołysał się pokracznie, kiedy potwor zbliżył się do siedzącej sylwetki fauna. Z odrażającego łba ozdobionego kępą czarnej grzywy spozierały niebezpieczne wyglądające, podejrzliwe ślepia. Rzędy ostrych kłów zabłysły drapieżnym blaskiem.
gggPotwór przysunął do grajka swoją paszczę wielkości całego fauna i obwąchał go wypuszczając przy tym strugi dymu z nosa, na co Timtom nie zwracał uwagi grając w najlepsze. Wzruszony muzyką smok podniósł łeb i wyciągnąwszy długą szyję na całą długość zaryczał donośnie, czemu towarzyszyła eksplozja płomienia jak z miotacza ognia. Potem położył się jak pies z łbem ułożonym płasko na ziemi i rzucał tęskne spojrzenia w kierunku grającego.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 24gg g
g
g
ggg Po ochłonięciu z pierwszego wrażenia, Piotr zauważył, że potworowi towarzyszy niewielki, kudłaty stworek wielkości i postury polarnego niedźwiadka. Stworzenie pokryte było długą rudą sierścią, pośród której wystawał czarny, wilgotny nos i pełne emocji okrągłe oczy. Skore do zabawy zwierzątko starało się sprowokować zasłuchanego smoka do zabawy: a to biegało wokoło leżącego olbrzyma, a to ocierało się o niego, a to znowu zaczepiało łapą, bezskutecznie zabiegając o wzajemność.
ggg Potwór podniósł głowę i obejrzał się na włochatego towarzysza jak na uprzykrzoną muchę. Popchnął go lekko ogonem, co spowodowało że tamten potoczył się jak piłka i zrobił serię fikołków. Nie zraziło go to wcale, a raczej sprowokowało jeszcze bardziej do zabawy. Zwierzątko rzuciło się na smoka starając się złapać go za ucho, na co potwor broniąc się na pół serio otworzył paszczę i pozorował walkę. Potem przekręcił się na plecy, pozwolił zwierzątku wskoczyć sobie na brzuch i wijąc się od łaskotek starał się nie dopuścić napastnika do swojej szyi.
ggg Faun przestał grać i rozbawionym wzrokiem przyglądał się zabawie, po czym zostawił zajęte sobą obydwa stworzenia. Jego przywołujący gest ręki oderwał zafascynowany wzrok Piotra od niezwykłego widowiska.
ggg– Widzisz? Na każdy lęk jest sposób – powiedział Timtom, kiedy znowu szli razem przez las. – Tam w twoim świecie jest dużo zmian i niebezpieczeństw. Ale nie obawiaj się. Zawsze znajdzie się sposób i wyjście. Zawsze – powtórzył.
ggg– Ale ja się wcale nie boję – zapewnił Piotr i zaraz zawstydził się swojego kłamstwa.
ggg– Jeśli tak, to czemu ciągle biegniesz z miejsca na miejsce, uciekasz i ścigasz marzenia?
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 25gg g
g
g
ggg– Inaczej przecież byśmy się nie spotkali – odparł Piotr rezolutnie, unikając szczerej odpowiedzi i wywołując rozbawienie towarzysza.
ggg– Jesteś całkiem niegłupi – odparł faun z uznaniem. – Ale co ja się dziwię, przecież... – Faun znowu przerwał wpół słowa i obaj zaśmieli się z brakujących słów jak z dobrego dowcipu.

ggg Rano, przechodząc z sypialni do kuchni Piotr dyskretnie zerknął przez uchylone drzwi do opustoszałego gościnnego pokoju. Podrapał się po rozczochranej głowie na widok złożonej wersalki. A może i to też mi się przyśniło – pomyślał.
ggg Czuł się odświeżony i wypoczęty. Przyjemny letarg, w jakim znajdował się jego umysł, zwalniał reakcje i rozmazywał jaskrawość tego, co postrzegały zmysły. Piotr zatrzymał się nagle, gdy zdał sobie sprawę, że przez ostatnie kilka minut nuci melodię popularnej niegdyś piosenki – „Siedem dziewcząt z Albatrosa”. Intrygujące i jednocześnie zabawne wydało mu się nie tylko bezwiedne powtarzanie starej melodii, ale też fakt, że zawarte w piosence imię Beata brzmiało znajomie.
gggDopiero kiedy zaprzestał rozpaczliwych prób skojarzenia imienia z osobą, postać małej nimfy o chłopięcych włosach przemknęła przez ekran sennych wspomnień. Jej twarz łańcuchem dziwnych połączeń przypomniała mu o zakochanej w Krakowie – i być może w nim samym – dziewczynie z miasteczka studenckiego. Imię, które dzieliła z bohaterką piosenki, pamięć pozornie usunęła z rejestru, by teraz z niejasnych powodów wywołać je jak ducha.
ggg Kiedy Piotr krzątał się w kuchni, niespodziewanie przypomniał sobie o starym akordeonie dziadka drzemiącym od lat bezużytecznie na dnie szafy z ubraniami. Zawsze ujmował go dźwięk akordeonu i miał ochotę, by spróbować własnych sił, ale nigdy nie miał czasu i motywacji by sięgnąć po instrument.
gggFiliżanka ze zmieloną kawą na dnie ciągle wołała o wrzątek, kiedy Piotr wydobył z szafy ciężki czarny futerał i ułożył go ostrożnie na podłodze.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 26gg g
g
g
ggg Lśniący czerwony instrument ponętnie uśmiechnął się zębami kremowej i czarnej klawiatury. Piotr ostrożnie ujął go w ramiona i założył paski. Przez kilka minut bezmyślnie bawił się klawiszami, po czym cierpliwie rozpoczął poszukiwania melodii, które leniwie ociągały się w zakamarkach pamięci jak sny, które chce się zapamiętać zanim rozpłyną się w świetle dnia.
gggLinię melodyczną „Samotnej harmonii” opanował zaskakująco łatwo. Muzyka przywołała wspomnienia szczęśliwego dzieciństwa, zanim przerwał je nowotwór zabierając matkę. Ta właśnie melodia i inne, jak „Podmoskiewskie wieczory”, przypominały kiedyś jego mamie o jej własnym rodzinnym domu. Piotr niezdarnie poszukiwał taktów „Jarzębiny czerwonej”, kiedy w drzwiach, jak jeden z dziwacznych stworów z jego snu, ukazał się zaspany Hieronim.
ggg – Czy maestro życzy sobie czegoś? – spytał gładząc krzaczastą brodę.
ggg – Możesz mi zalać kawę. Stoi w kubku w kuchni – odparł Piotr nie podnosząc wzroku znad akordeonu.
ggg – Na jednej nodze – odparł tamten oddalając się nie na jednej, ale na dwóch pałąkowatych, cherlawych kończynach.
ggg – Hej, Hieronim – zawołał za nim Piotr ledwie powstrzymując wybuch śmiechu.
ggg – No?
ggg – Co naprawdę robiliście wieczorami ze Śnieżką?
ggg Kosmata głową z pytającym wyrazem twarzy zjawiła się we framudze drzwi.
ggg – Coś ta turecka wyprawa dziwnie na ciebie podziałała – powiedział drapiąc się po rozczochranych włosach.

ggg Dźwięk telefonu późnym wieczorem zabrzmiał złowróżbnie. Dopiero po kilku pospiesznie wypowiedzianych słowach Piotr zdołał połączyć głos w słuchawce z niedawno poznaną osobą. Teresa mówiła przyciszonym, konspiracyjnym głosem. Prosiła o pomoc w sprawie, szczegółów której nie chciała wyjawiać przez telefon. Obiecała wyjaśnić wszystko na miejscu, kiedy się spotkają tego samego wieczora.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 27gg g
g
g
ggg Po półgodzinnej przejażdżce taksówką i szybkim spacerze pustymi ulicami sylwetka dziewczyny zamajaczyła na tle pomnika Mickiewicza. W rękach trzymała podłużny przedmiot zawinięty w plastikowy worek. Bez chwili zwłoki ruszyli w stronę Grodzkiej. Po drodze Piotr poznał przyczyny nagłego spotkania, które spowodowały, że znowu tak jak dwa tygodnie temu poczuł się jak na planie sensacyjnego filmu.
ggg Krzysztof w rzeczywistości zdawał sobie sprawę, że przemycony Mercedes pochodził z kradzieży. Nikt mu go też nie skradł spod mieszkania, a odebrano go od niego zgodnie z planem. Stało się jednak coś innego, co odbiegało od planu. Po przejechaniu granicy mianowicie Krzysztof odkrył w samochodzie pakunek, który zawierał niewielki, ale warty fortunę, transport narkotyków.
gggWściekł się na znajomego w Niemczech, że go chciał wpakować w poważne tarapaty i przez chęć odegrania się, bardziej niż przez chciwość, postanowił pokrzyżować plany przemytnikom. Razem z kumplem Ślązakiem sfingowali włamanie do Mercedesa i kradzież narkotyków. Odbiorcy samochodu nie chcieli w to dać wiary i to dlatego właśnie Krzysztof musiał się ratować ucieczką na piechotę i trafił pod Wawel.
gggDla Teresy udział jej chłopaka w przestępstwie był również nowiną, o której dowiedziała się zaledwie kilka godzin temu, gdy w akademiku zjawili się dobrze zbudowani, pozbawieni poczucia humoru panowie.
gggPostawili jej ultimatum do następnego dnia w południe. Jeżeli zaginiony z samochodu pakunek wróci na miejsce, obiecali że cała sprawa ulegnie zapomnieniu. Jeśli nie, to oskarżenie o jej udział w przemycie narkotyków byłby tylko jedną z możliwych form rewanżu.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 28gg g
g
g
gggByć może groźba była blefem, ale równie dobrze bandyci mogli być w zmowie z milicją. Szczęśliwie udało jej się telefonicznie porozumieć się z Krzysztofem. Bez wahania zrezygnował z zysku i wytłumaczył gdzie ukrył pakunek, który miała wydobyć i zwrócić prawowitym właścicielom.
ggg Kiedy skręcili w Bernardyńską, Piotr domyślił się lokalizacji skrytki. Głęboka noc jak zaraza opustoszyła ulice. Jedynie sporadyczne odgłosy pojedynczych aut po drugiej stronie Wisły towarzyszyły dwójce, kiedy skierowali kroki do wskazanego punktu.
gggTeresa pospiesznie odwinęła z folii niewielki ogrodowy szpadel i niedbale odrzuciła na bok poszarpany papier. Z uwagą niepodzielnie skoncentrowaną na zadaniu, jakie miała przed sobą, ledwie zdawała sobie sprawę z tego, co dookoła niej się dzieje. Nie usłyszała między innymi podejrzanych szelestów na skarpie, które dobiegły uszu Piotra. Chciał ją ostrzec, ale było za późno.
ggg – Stój! Stój bo strzelam – stanowczy męski głos zatrzymał ją w pół kroku.
ggg Dzięki ciemności napastnik nie dostrzegł ręki Teresy sięgającej do kieszeni.
ggg – Jak powiem “uciekaj”, to drzyj najszybciej jak możesz – Piotr usłyszał szept obok siebie.
ggg Zarys sylwetki wyłonił się z mroku zagradzając im drogę. Inna postać zamajaczyła na tle wejścia do smoczej jamy. Kątem oka Piotr dostrzegł unoszące się niepostrzeżenie prawe przedramię dziewczyny. Wypadki potoczyły się błyskawicznie. Po dwóch strzałach oddanych w stronę obu napastników, Piotr usłyszał ostre „spierdalaj” i bez chwili namysłu ruszył na łeb na szyję w stronę Bernardyńskiej.
ggg Biegnąc absurdalnie pomyślał, że hasło do biegu miało być inne i może nie powinien był uciekać. Zwolnił i obejrzał się dopiero w połowie długości ulicy. Teresa była tuż za nim. Szybkim krokiem przecięli skrzyżowanie, kiedy opatrznościowa, samotna taksówka zamajaczyła z naprzeciwka. Uciekając się do desperackiego gestu, Piotr wybiegł na środek ulicy i zamachał rękami.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 29gg g
g
g
ggg – Dokąd? – spytał młody kierowca rzeczowym tonem, jakby taki sposób zdobywania pasażerów był dla niego codziennością.
ggg – Nieważne! Byle jak najszybciej – odparł Piotr.
ggg – To będzie kosztować ekstra – rzucił taksówkarz i wykonał szybki zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. Gwałtowne przyspieszenie wepchnęło pasażerów w oparcie tylnego siedzenia.
ggg Dopiero po kilku minutach jazdy pozostawiony własnym myślom Piotr zdał sobie sprawę z wagi tego, co się wydarzyło. Wolno zwrócił głowę w stronę Teresy i zmierzył ją wymownym wzrokiem. We wstecznym lusterku taksówkarz dostrzegł, jak dziewczyna przechyla się do chłopaka, by go pocałować.
ggg– Nie bój się, mierzyłam w nogi – wyszeptała Piotrowi prosto do ucha.

ggg – Miałaś telefon z Niemiec – zakomunikował Hieronim, wychodząc zaspany ze swego pokoju.
ggg – Kiedy? – spytała niecierpliwie Teresa.
ggg– Pół godziny temu. Będzie dzwonił jeszcze raz.
ggg – Kiedy?
ggg – O, właśnie teraz – odparł Hieronim patrząc ledwie widzącymi oczami na ścienny zegar, który wskazywał wpół do drugiej.
ggg Jak pod działaniem magicznej różdżki w przedpokoju rozległ się odgłos telefonu. Piotr dyskretnie usunął się z przedpokoju, mimowolnie wyłapując strzępki dialogu. Nie mógł zachować powagi na dźwięk brukowego języka Teresy w odniesieniu jak się domyślał do wspólnika Krzysztofa, który znając miejsce skrytki najprawdopodobniej wysypał ich przed milicją.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 30gg g
g
g
ggg – Tylko czy oni się nie domyślają i nie będą na ciebie czekać jutro na dworcu? – myślał później Piotr na głos kilka minut później.
ggg– Którzy? Ci z akademika, czy ci spod Wawelu?
ggg – A to nie ci sami?
ggg – Myśl chłopie, myśl – rzuciła Teresa podekscytowanym tonem. – Gdyby ci z akademika byli milicjantami, to po co by mi zawracali dupę jakimś ultimatum, skoro wiedzieli gdzie są narkotyki. Tych dwóch pod Wawelem to gliny. Nie widzieli mnie po ciemku i nic nie mogą mi udowodnić. Ci drudzy to zwykłe bandziory.
ggg – Rzeczywiście, nie ma się więc czego bać! To przecież tylko zwykłe bandziory – zauważył Piotr ironicznie.
ggg – Nie powiedziałam, że nie ma się co bać, ale oni nie mają zielonego pojęcia o tym, jaki będzie mój następny ruch. Do południa jutro będą czekać na paczkę i dopiero potem zaczną mnie szukać. Z glinami gorszy problem.
ggg – To może pojedzmy taksówką do Katowic i tam złapiesz ten sam albo inny pociąg do Wiednia.
ggg – To nic nie da – odparła po krótkim namyśle. – Jeżeli są sprytni na tyle by obstawić dworzec tutaj, to znajdą mnie i tam.
ggg Sen nie przychodził tej nocy i śpiąca samotnie w pokoju obok dziewczyna nie miała z tym nic wspólnego. gKontrabanda, przemyt, narkotyki, mafia, milicja, rumuńska SB – wyliczał Piotr w myśli przewracając się z boku na bok. – Brakuje tylko jeszcze prostytucji i trupów. Ale jak dobrze pójdzie, to i na to przyjdzie czas – dodał sarkastycznie sam do siebie.
ggg Walczac bezskutecznie ze snem Piotr przypomniał sobie o tureckim kremie i zdecydowanie sięgnął po szufladę biurka.

ggg Odnalazł Timtoma w tym samym co przedtem miejscu. Grał na flecie oparty o drzewo, a główka małej nimfy wyglądała zza pnia. Piotr podejrzewał, że tak jak przedtem faun nie był świadomy jej obecności.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 31gg g
g
g
ggg – Wróciłeś? – powiedział Timtom z wyrazem zdziwienia na twarzy. – Ale przecież ja... przecież ledwie co zaczerpnąłem z jeziora – myślał w głos. – To chyba ta moja fujarka tak na mnie działa – powiedział i spojrzał podejrzliwie na instrument.
ggg– A może to, że się spotykamy, to nie tylko twoja zasługa – wtrącił Piotr nie bez pewnej dumy.
ggg– Hm, to też możliwe – przyznał Timtom z namysłem gładząc wystający spośród włosów, ledwie widoczny róg. – Zapomniałem, że ty się ciągle boisz i uciekasz.
ggg– Tak samo jak ty – odciął się Piotr z żartobliwą ironią. – Chcę lepiej poznać twój świat – dodał ignorując konsternację fauna. – Może wtedy lepiej dam sobie radę ze swoim.
ggg Timtom zamyślił się. Piotr z trudem zachował powagę na widok przygryzanych warg, zmarszczonego czoła i pocieranej ręką brody i przypomniał sobie, że sam czasem zachowuje się w podobny sposób, kiedy się nad czymś intensywnie zastanawia. Wreszcie strzelił z palców, podniósł się na swoich kozich nogach i ruszył kłusem przed siebie w roztargnieniu zapominając o towarzyszu. Po kilku krokach zatrzymał się, by rozłożeniem ramion i przepraszającym uśmiechem wytłumaczyć swoje zachowanie, na co Piotr z rozbawieniem jak w lustrze rozpoznał swoje własne roztargnienie.
ggg Kiedy podążał za przewodnikiem, Piotr jeszcze raz uzmysłowił sobie swoją własną niedoskonałość i dwoistość odzwierciedlone w faunim ciele. Zdał też sobie sprawę, że nie są to jedyne cechy, które łączą go z Timtomem. Podobnie jak truchtający przy nim stworek, on sam też niezupełnie pasował do swojego otoczenia. Kruchość i łagodne rysy fauna, które odróżniały go od współtowarzyszy, przypominały Piotrowi o swojej prostej i naiwnej naturze, którą odcinał się od poważnego i praktycznego otoczenia.
gggJego własne poczynania, podobnie jak w przypadku Timtoma, nie zaskarbiały mu licznego grona przyjaciół, ani nie przynosiły wymiernych korzyści. Pochłonięty pasją do fotografii i literatury, Piotr żył coraz mniej w świecie kontrolowanym przez otoczenie, a coraz bardziej w swojej własnej rzeczywistości. Opowieściami i wierszami, które sam tworzył dzielił się jedynie z przyjaciółmi.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 32gg g
g
g
gggZetknięcie z Timtomem wzbudziło podejrzenie, że ta rzeczywistość nie jest nawet jego własną. Być może razem z całym swoim otoczeniem, planetami i galaktykami jest jedynie częścią fantazji fauna, tak jak arkadyjska kraina jest wytworem jego własnych marzeń. To co dla niego jest przyczyną obaw i rozterek, dla Timtoma jest być może obiektem pragnień; natomiast monotonna, arkadyjska idylla jest dla fauna powodem niepokoju i lęku.
gggZabawiając się myślami o swojej nierealności i lustrzanym odbiciu marzeń i obaw, Piotr rejestrował znajome mu już baśniowe obrazy. Miał ochotę zatrzymać się, by nasycić nimi wzrok, ale Timtom pomykał przed siebie nie dając czasu na postoje.
gggJego wzrok przyciągnął widok tańczących nimf. W środku kręgu, jaki tworzyły trzymając się za ręce, dobrodusznie uśmiechający się skrzat z siwą, kapitańską brodą dyrygował tańcem. Aksamit czarnej peleryny, jak też gwiazdy i księżyce zdobiące spiczasty, czarodziejski kapelusz połyskiwały w świetle lampionów.
gggSkrzat potrząsał batutą, którą strzelała sztucznymi ogniami podniecając i rozbawiając tańczące nimfy. Jedna z nich wyglądała jak ta, która z ukrycia słuchała muzyki fauna.
ggg– Czy ją znam? Trudno to nazwać znajomością – odparł Timtom na pytanie Piotra. – Widuję ją czasem.
ggg– Wygląda na to, że twoja muzyka podoba jej się bardziej niż innym – powiedział Piotr.
ggg– Tak myślisz? – spytał faun mile zaskoczony.
ggg– Jesteście do siebie trochę tak jakby podobni. Może warto się zaprzyjaźnić.
ggg– Faun i nimfa przyjaciółmi? – powątpiewał Timtom. – Kochankami to rozumiem, ale przyjaciółmi...?
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 33gg g
g
g
ggg– Ja bym spróbował – doradził Piotr.
ggg Przerwali rozmowę, bo pośród leśnego gąszczu ich oczom ukazało się jeziorko, podobne do innych, jakich Piotr widział już wiele do tej pory. Zamiast jednak widoku beztroskiej zabawy, dostrzegł jedynie dwie pokraczne postacie faunów spoczywających w wygodnej, półleżącej pozycji. W dłoniach dzierżyli naczynia w postaci zakręconych rogów, podobnych do tych jakie zdobiły ich głowy.
gggZ wielkości rogów i brzydoty kozich pysków Piotr zrozumiał, że miał do czynienia z sędziwymi przedstawicielami typu gwałcicieli nimf raczej niż uwodzicieli, czy podobnych Timtomowi estetów. Dopiero gdy spostrzegł, że ich twarze cechował pewien nieokreślony element szlachetności i inteligencji, zrozumiał, że wbrew pozorom dzielili z jego towarzyszem wspólne cechy.
ggg Timtom zawahał się przy przedstawieniu im gościa. Zrobił niezgrabny, przepraszający gest w stronę Piotra i podszedł do starców. Nieuchwytne dla ucha Piotra wyjaśnienie spowodowało, że tamci dostrzegli drugiego przybysza. Jeden z faunów ręką przywołał Piotra i wskazał miejsce obok. Piotr najpierw przykucnął niepewnie, a potem usiadł na wskazanym miejscu.
ggg – Masz, napij się. To ci dobrze zrobi – powiedział jeden z faunów podając Piotrowi róg pełen bursztynowego trunku.
ggg Odurzający smak i zapach przypominały mu inne znajome doświadczenia. Spożywanie trunku zadziwiająco łączyło w sobie odczucia związane z paleniem tytoniu i piciem alkoholu. Napój zamieniał się w ustach w opary i zamiast płynąc do żołądka w zadziwiający sposób przedostawał się do płuc i nozdrzy.
gggRównież działanie płynu przypominało efekt obydwu używek. Piotr poczuł lekki zawrót głowy, po czym opanowało go uczucie lekkości i beztroski. Idylliczna rzeczywistość dookoła stała się jeszcze bardziej podniecająca. Piotr dostrzegł detale, które przedtem umknęły jego uwadze, jak obfitość elfów, skrzatów i rożnego rodzaju innych przedziwnych żyjątek. Szepty, ćwierkania, nawoływania i śmiechy dochodziły do jego uszu z większą niż przedtem wyrazistością.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 34gg g
g
g
ggg Jeden z faunów zaczął opowieść, która wywoływała niemalże namacalne obrazy w wyobraźni Piotra. Początkowo nieprzyjemny, chrapliwy ton głosu opowiadającego stał się wkrótce absorbujący i nierozerwalny z opowieścią.
ggg Nikt nie wiedział jak i skąd wzięła się ich kraina. Każdy za to był świadomy, że ogranicza ją mglisty horyzont, po wejściu w który znikało się na zawsze. Jedni rozumieli to zniknięcie jako rozpłynięcie w nicości, inni tłumaczyli je przejściem do jednego z wielu światów po drugiej stronie. Dla pewności nikt się do horyzontu nie zbliżał z wyjątkiem tych, dla których egzystencja przestała mieć sens lub znudziła się. Kiedy ktoś znikał w strefie nieokreśloności – tak nazywał się mglisty horyzont – zwykle zaraz pojawiał się ktoś inny, co zapewniało równowagę liczebności stworów i żyjątek.
ggg Harmonia panowała w krainie i mieszkańcy wiedli niczym niezakłócony żywot do momentu, gdy leniwym faunom przyszło do głowy zniewalać nimfy zamiast uganiać się za nimi lub zabiegać o ich względy. To spowodowało niesnaski, nie tylko między rywalizującymi faunami, ale i między nimfami, które starały się zostać niewolnicami jak najbardziej okazałych faunów.
ggg Gdy życie w krainie zaczęło zawierać więcej niepokoju niż beztroskiej sielanki, skądś pojawił się okrutny, potworny smok. Zadomowił się w jaskini w ścianie wzgórza i siał postrach wśród mieszkańców, ziejąc ogniem i rycząc przeraźliwie.
gggOkazało się to mieć zbawienny skutek, który pomógł przywrócił dawny spokój i porządek. Przesądni fauni zrozumieli bowiem pojawienie się smoka jako karę za ich niecne praktyki, zaprzestali ich i wrócili do dawnych zwyczajów. Jak dawniej ścigają nimfy lub flirtują z nimi, a nimfom wśród zabaw i tańców nie w głowie dać się komukolwiek zniewolić.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 35gg g
g
g
gggSmok ciągle mieszka w swojej jaskini w ścianie wzgórza, ale już nie jest taki okrutny i odrażający jak przedtem. Czasem tylko zaryczy i wystrzeli strumień ognia i dymu z paszczy, co wystarcza jednak, by przywrócić zbłąkanych na drogę rozsądku.
gggTylko nieliczni wiedzą, że tak naprawdę smok jest niegroźny. Jego obecność stała się ucieleśnieniem obaw i nadziei zatroskanych stanem rzeczy mieszkańców krainy. Kiedy potwór spełnił swoje zadanie i poczuł się samotny, ktoś znalazł mu do towarzystwa kudłate, skore do zabawy stworzonko. Dzięki temu raźniej potworowi. Nie myśli odchodzić i kto wie czy się jeszcze kiedyś nie przyda.
ggg Piotr słuchał opowieści i popijał trunek z rogu. W miarę picia czuł się coraz lżej i swobodniej i wreszcie poczuł się jak w stanie nieważkości. Unosząc się z wolna w górę jak balon ciągle słyszał głos kontynuującego opowieść fauna. Pod sobą ujrzał migocący światełkami i tętniący życiem las.
gggSzybował ponad bajecznym krajobrazem, aż wreszcie dotarł do oparów tworzących bursztynowe pasmo horyzontu. Kiedy zatapiał się w nim, bez zdziwienia spostrzegł, że jego ciało stopniowo traci wyrazistość. Wreszcie przestał w ogóle siebie dostrzegać i przestało go cokolwiek kłopotać, podniecać czy interesować.

gggBudynek dworca późnym wieczorem zamajaczył przed oczami Piotra z okna taksówki jak gigantyczny kosmiczny statek, do którego zbliżenie może okazać się ryzykowne. Wydarzenia i przeżycia ostatnich tygodni zdążyły go już jednak przyzwyczaić do traktowania niebezpieczeństwa jako naturalny element życia.
ggg – Piotr, proszę zostań, nie idź dalej! To moja sprawa i sama sobie poradzę – upraszała Teresa po raz kolejny.
ggg – Nie pierdol – uciął krótko Piotr używając jej własnej terminologii, potem chwycił bagaż i ruszył w stronę dworca.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 36gg g
g
g
ggg– „Nie idź dalej, Piotruś, zostań” – przedrzeźniał ją komicznie, krocząc zdecydowanie przed siebie.
ggg Hala dworca świeciła pustką z wyjątkiem dwojga podróżnych w kolejce do jedynej otwartej kasy biletowej. Kiedy Piotr nerwowo rozglądał się stojąc w krótkiej kolejce, znajome rysy twarzy mignęły mu przed oczami.
ggg Nie, to niemożliwe – pomyślał i potrząsnął głową, zakładając, że podniecony umysł robi mu psikusa.
ggg Wyczekiwanie wydawało się trwać godzinami. Kiedy Teresa podchodziła do okienka, z trwogą dostrzegł dryblasa w czarnej skórzanej kurtce, zbliżającego się stanowczym krokiem w ich stronę. Pochylona przy okienku i zajęta rozmową z kasjerką Teresa nie dostrzegła go. Piotr odruchowo wykonał krok do przodu by ją zasłonić.
gggBez znaku emocji na twarzy mężczyzna wyciągnął legitymację i mechaniczne przedstawił się, z czego Piotr niewiele zrozumiał, wystarczająco jednak by zdać sobie sprawę, że ma odczynienia z przedstawicielem organów ścigania. Już otwierał usta by grając na czas wyrazić swoje zdumienie, żądać wyjaśnień czy nawet sprawdzić legitymację, gdy nagle za tajniakiem jak duch pojawiła się widziana kilka minut przedtem twarz.
ggg Ręka z legitymacją znikła z pola widzenia Piotra, a za to na twarzy jej właściciela pojawił się grymas bólu. Głuchy odgłos uderzenia przemienił skrzywienie ust w wyraz błogiego zdziwienia.
gggDwoje rąk pojawiło się pomiędzy tułowiem i ramionami, w porę by uchwycić bezwładnie opadające ciało. Opatrznościowy opiekun zarzucił sobie ramie tajniaka na szyję i odszedł z nim w stronę wyjścia do miasta, tak jakby prowadził pijanego lub niesprawnego kolegę.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 37gg g
g
g
ggg Wszystko wydarzyło się tak szybko i bezgłośnie, że jedynie powtórka z taśmy magnetowidu mogłaby zwrócić uwagę postronnych osób, włącznie z kasjerką, która z pochyloną głową podczas zajścia wypisywała bilet. Kiedy Teresa promieniejąc odwróciła się od kasy, jej uśmiech zrzedł na widok bladej twarzy Piotra. Na jej pytanie odparł, że nie czuje się najlepiej i że być może łapie przeziębienie.
ggg – Nie martw się, Piotrek, dam sobie rade – zapewniła go machając z okna odjeżdżającego pociągu.
ggg – Napisz kartkę, jak już będzie po wszystkim – krzyknął w formie grzecznościowej formułki, bez szczerej wiary w szczęśliwe zakończenia jej przygody.

gggMelancholijna atmosfera niedzielnego popołudnia tworzyła stosowne tło dla ostatnich godzin mijającego roku i sprzyjała przygotowaniom do sylwestrowej nocy. Tym, którzy spędzali ją samotnie artystyczna atmosfera i starodawny wystrój Jamy Michalika zapewniały odpowiedni klimat.
gggPiotr przeczekałby agonię tygodnia jak zwykle przy telewizorze i książce, lecz samotność w karnawałowy wieczór wymownym milczeniem wyprosiła go za drzwi własnego domu.
gggAkademiki ciągle świeciły pustkami bożonarodzeniowej przerwy, która rozproszyła również jego nielicznych krakowskich znajomych. Nawet Hieronim, którego towarzystwo byłoby zbawienne, nie spieszył się do powrotu z rodzinnego Gdańska.
gggSącząc alkohol i kawiarnianą atmosferę jak antidotum na samotność, Piotr zrobił noworoczne postanowienie, że do następnego Sylwestra znajdzie się w jego życiu ktoś, z kim warto tę noc spędzić.
gggNietypowo łagodna zima symbolicznie podkreślała znaczenie wydarzeń zmieniających oblicze Wschodniej Europy. Reportaże z Rumunii ciągle zajmowały kolumny gazet i magazynów. Pochylony nad egzemplarzem Przekroju, Piotr delektował się aromatem koniaku, którego cierpkość dobrze neutralizował smak przepijanej czarnej kawy.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 38gg g
g
g
gggOdłożył czasopismo i pociągnął następny łyk z kieliszka. Potem opadł na oparcie wygodnej kanapy, rozprostował nogi pod stołem i z lampka koniaku balansującą między palcami wciągnął w płuca kawiarniane powietrze przepełnione zapachem tytoniowego dymu i kawy. Gwar rozmów docierał do jego świadomości jak odległy odgłos pszczół w pasiece. Jeden głos wyróżniał się jednak spośród innych obcym akcentem. Dobiegał z sąsiedniego stolika odgrodzonego wysokim oparciem sofy.
ggg Dźwięk ojczystej mowy używanej przez obcokrajowców był dla Piotra zawsze szczególnym przeżyciem. Na studiach natknął się na zagranicznych studentów. Ich sposób mówienia i popełniane błędy odbierał jako rzadką możliwość wglądu w mechanizm polskiego języka.
gggBrzmienie słów dobiegających z sąsiedniego stolika wzbudziło nadzieję na przypadkowe spotkanie z którymś ze starych znajomych z Kambodży, Chile czy Kolumbii. Piotr dyskretnie wychylił głowę. Jedno krótkie spojrzenie na twarz mówiącego spowodowało, że krew odpłynęła mu z twarzy.
ggg Panika stała się tym większa, że nieodwracalnie sam został rozpoznany, co jego sąsiad dodatkowo potwierdził wychylając się i machając przyjaźnie ręką. Ze wzrastającą trwogą Piotr obserwował jak dobrze mu znana sylwetka podnosi się i zbliża do jego stolika.
ggg – Cześć – powiedział Rumun z zabawnym seplenieniem i wyciągnął rękę. – My się chyba znamy, co? Co będziesz sam siedział – kontynuował, kiedy Piotr ciągle nie był w stanie wykrztusić słowa. – Chodź do nas. Wypijemy za wolność Rumunii.
ggg Piotr w milczeniu przystał na zaproszenie. Ukłonił się do rudowłosej piękności w średnim wieku i usiadł obok niej po przekątnej od swojego niedawnego tropiciela. Mężczyzna zamówił dwa koniaki dla siebie i Piotra i następny kieliszek czerwonego wina dla swojej towarzyszki. Pod dobroczynnym wpływem alkoholu i informacji, które jak uspokajający środek działały na jego umysł, obawy Piotra przeistoczyły się w uczucie ulgi i solidarności z narodem rumuńskim.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 39gg g
g
g
ggg Nieznajomy przedstawił się jako Andrej. Był rzeczywiście agentem rumuńskich służb specjalnych, jednym z tych, którzy zdając sobie sprawę, iż najciemniej pod latarnią, poprzez pracę w Securitate szukali bezpieczeństwa i finansowego zabezpieczenia. Upadek komunizmu w Polsce przed kilkoma miesiącami podszepnął mu pomysł, w którym Piotr odgrywał niebagatelną rolę.
ggg Jego antykomunistyczna manifestacja w czasie podroży przez Bałkany nie uszła uwadze Andreja, do którego obowiązków należała obserwacja międzynarodowego ruchu kolejowego. Udało mu się przekonać swoich przełożonych o prawdopodobnej przynależności Piotra do międzynarodowej sieci, która miała na celu obalenie komunizmu w całym Wschodnim Bloku.
gggW paranoi, jaką Czauczesku zasiał w umysłach Rumunów perswazja nie nastręczała trudności. Trudniejszym okazało się przekonanie, że Piotra nie należy zneutralizować na miejscu w Rumunii, ale śledzić w drodze powrotnej do Polski, by ich doprowadził do centrum sieci. Znajomość polskiego okazała się pomocna, by zagwarantować Andrejowi wybór do wykonania operacji. – Piotr przełknął ślinę na wzmiankę o swojej niedoszłej randce ze śmiercią i zapatrzył się w oparcie sofy obok opowiadającego.
ggg Po przyjeździe do Polski Andrej pozorował obserwowanie Piotra, co zgodnie z jego raportami do Bukaresztu wymagało czasu, który w rzeczywistości potrzebował by doczekać nieuchronnego upadku reżimu w Rumunii. Zaraz po wydarzeniach dwudziestego szóstego grudnia poprosił o azyl.
ggg– Jakim cudem znalazłeś się wtedy na dworcu? – spytał Piotr.
ggg – Zawodowe przyzwyczajenie – oznajmił Andrej. – Lubię tam zaglądać wieczorami dla zabicia czasu. Ta dziewczyna przypominała mi kogoś z dawnych lat i wiedziałem, że grunt wam się pali pod nogami.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 40gg g
g
g
ggg – Skąd wiedziałeś?
ggg – Jak to skąd? Przecież musiałem czymś się zając, żeby się nie nudzić i nie podpaść swoim ludziom w Rumunii.
ggg – A co się stało z tajniakiem? – dopytywał się Piotr z obawą, że usłyszy wiadomość, która może zaciążyć mu na sumieniu.
ggg – Nic szczególnego – odparł Andrej z niedbałym wzruszeniem ramion. – Przejechaliśmy się razem taksówka do Lasku Wolskiego, żeby złapać trochę świeżego powietrza. Jak widziałeś zasłabł biedak. Poprosiłem go, by dał znać kolegom przez krótkofalówkę, że wszystko jest w porządku, a potem... potem otrzymał następną dawkę środka nasennego.
ggg Po elfach i nimfach chyba zacznę wierzyć w Anioła Stróża – pomyślał Piotr.
ggg– Co stało się z dziewczyną? – spytał Andrej.
ggg – Ano dotarła do swojego chłopaka. W Wiedniu kupili MZ-kę od jakiegoś Niemca, który pozbywał się wszystkiego co enerdowskie i szczęśliwie dojechali nią do Włoch.
ggg– Motorem zimą przez Alpy? – zawołała z niedowierzaniem siedząca obok Piotra towarzyszka Andreja.
ggg– Sam w to nie mogę uwierzyć – przyznał Piotr. – Tak mi napisali z Rzymu. Mieli szczęście, że zima jest jak jesień tego roku – dodał.
ggg – A jak im się udało dostać wizy?
ggg – Polak potrafi, proszę pani! – odparł Piotr nie bez nuty narodowej dumy na użytek Rumuna. – Do Włoch wjechali niestrzeżonym przejściem. Tam spalili dokumenty i podali się za parę uciekających przed prześladowaniem rodaków Andreja. Teraz czekają na wyjazd do Australii.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 41gg g
g
g

ggZabijając czas do randki Piotr niespiesznie przechadzał się po Rynku. Kiedy przemierzał Sukiennice i spoglądał na różnorodność srebrnej i bursztynowej biżuterii, zafascynowało go to, że zasadniczo te same materiały mogą przynosić zysk tylu konkurującym ze sobą o względy klienta sprzedawcom. Pomyślał, że jest być może w bursztynie coś, czego brakuje diamentom czy rubinom i co jak przed wiekami ciągle zachwyca i przyciąga wielbicieli.
ggg Ale dlaczego właśnie do Krakowa? – zastanawiał się Piotr. – Czemu nie do Warszawy, Gdańska czy innych uczęszczanych przez turystów zakątków kraju? Może odpowiedź znowu leży w uwielbianym przez historię kontynuowaniu dobrze działających procesów.
gggPomyślał, że skoro tak, to ileż więcej znalazłoby się czynności, słów i rytuałów, których korzenie tkwią tak głęboko w przeszłości, że nawet niewielkie odstępstwo od ustalonego wzoru jest praktycznie niemożliwe. To niepisane prawo powtórek i kontynuacji zamyka w jednej i izoluje od innych rzeczywistości – tak jak żywica, która zaklina prehistorycznego owada w kawałku bursztynu.
ggg Dwóch starszych mężczyzn siedziało na ławce obok pomnika Mickiewicza. Jeden z nich miał ziemistą cerę i rzadkie, czarne włosy i cechowała go staromodna elegancja podkreślona apaszką w rozpięciu wełnianej jesionki. Drugi, w pomiętym, beżowym prochowcu z ciemnorudymi włosami i nieprzeciętnie brzydką twarzą, przypominał kombinację porucznika Columbo i Spencera Tracy.
ggg Ławka na której siedzieli tocząc dyskusję oferowała dodatkowe miejsce do siedzenia, z którego kierowany sympatią do pary oryginałów Piotr skorzystał. Tamci przerwali rozmowę i spojrzeli niechętnym wzrokiem na intruza, który mógł przecież wybrać którąś z wolnych ławek obok.
gggSiedzący bliżej Piotra i na pół odwrócony do niego tyłem rudzielec w prochowcu, machnął pogardliwie ręka i wrócił to przerwanej rozmowy. Piotr przysłuchiwał się jej z zainteresowaniem, którego nie pomniejszył dryfujący w jego stronę dym tytoniu i zapach alkoholu.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 42gg g
g
g
ggg – Handel, nie żadna tam alchemia, geomancja czy inna radiestezja – powiedział przeraźliwie zachrypłym głosem ten w prochowcu. – Stąd potęga Krakowa. Rozumiesz, człowieku?
ggg – Handel? – powtórzył jego towarzysz niedowierzając.
ggg – No tak! Się czyta to się wie, no nie. Zaraz ci to wytłumaczę.
ggg Używając słów i pantomimy rąk historyk-amator z werwą i nie bez narratorskiej wprawy stworzył obraz arabskich kupców, wędrujących przez Bramę Morawska i wzdłuż Wisły do Krakowa. Do tego samego miejsca od najdawniejszych czasów ciągnęli, zgodnie z jego opowieścią, plemienni przodkowie Polaków: Słowianie, Celtowie, Awarowie, Scytowie i inni, którzy przywozili ze sobą bursztyn, sól, srebro i inne towary.
gggWyciągniętą gestem wizjonera ręką opowiadający wskazał w stronę Wawelu, z którego sprytny i przedsiębiorczy książę kontrolował handel, biorąc swoją działkę tak od przyjezdnych z południa jak i od miejscowych. Jego potomkowie rozkręcili biznes, dzięki czemu rosła siła księcia na wzgórzu i znaczenie miasta, które rozwinęło się u jego podnóża.
ggg– A co Słowianie mogliby potrzebować od Arabów, żeby się tak męczyć i zwozić to wszystko? – padło pytanie, które intrygowało również podsłuchującego.
ggg – Jak to co? To co i ty byś chciał, żeby nie zwariować w puszczy i na bagnach w chłodzie, śniegu i deszczu: używek różnorakiego rodzaju, afrodyzjaków i świecidełek dla bab, żeby się chciały łajdaczyć.
ggg– Taaak – padło pełne zadumy potwierdzenie z samej głębi duszy. – Bo inaczej, to nuda, Janek. Nuda na tym świecie i koniec.
ggg– Ano nuda, Zdzichu – przyznał zachrypiały głos. – I naszym psim obowiązkiem jest ją lać w mordę – co powiedziawszy zachrypiały brzydal wykonał rękami ruchy, które siedzącemu za jego plecami Piotrowi nieomylnie sugerowały konspiracyjne napełnianie szkła z butelki.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 43gg g
g
g
ggg Piotr dyskretnie odwrócił wzrok i przeniósł go w kierunku pomnika wieszcza. Ku jego zaskoczeniu uśmiechnięta twarz Beaty spoglądała na niego zza cokołu, skąd prawdopodobnie obserwowała go już stamtąd od jakiegoś czasu.
ggg – Witam w Arkadii – powiedział Piotr i podał jej rękę po przyjacielsku na przywitanie. – Potem ci wszystko wytłumaczę – odparł na jej pytające spojrzenie i zagrzewając jej dłoń w swojej skierował kroki w stronę Grodzkiej.

g
g
g
g
g
g
g
g
g
g
g
g
g
g
g
g
g
g

g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 44gg g
gg
g

Robert Panasiewicz
rpanasiewicz@westnet.com.au
g
g
© Robert Panasiewicz 2007
g
g
Współpraca techniczna: Stanisław Lipko
g
Ilustracja pochodzi z książki „The Pagemaster” Davida Kirshnera & Ernie Contrerasa, ilustrowanej przez Jerry Tiritilli (Kingfisher, 1994 r)