Lajkonik

gggOspowata gęba księżyca dzisiejszej nocy jedynie wzmaga poczucie osamotnienia zamiast jak zwykle pomóc wznieść się ponad szarą rzeczywistość. Kumkanie żab, które normalnie pozwala umysłowi przenieść się w inny czas i wymiar, dziś drażni jak dźwięki rozstrojonej gitary. W pogrążonym w ciemności i wypełnionym zapachem starzyzny poddaszu pociągam następny łyk lekarstwa z półlitrowej butelki. gggPoczątek czerwca pulsuje wiosennym optymizmem; połowa kuli ziemskiej rwie się do życia po zimowym letargu, a ja tu siedzę jak głupi na strychu na kresowym zadupiu, piję wódę i oglądam gwiazdy przez ruską, wojskową lornetę. gggŚwiadomie odciąłem się od informacji na temat losów Moniki i jak plagi unikałem okazji usłyszenia jakiejkolwiek wiadomości. Nie ustrzegłem się jednak. Relacja pierwszoklasistki z Zatulina zaczynająca się od: „A wie pan co się u naszych sąsiadów wydarzyło...” dopadła mnie jak domiar podatkowy rodaków po czterdziestu pięciu latach socjalizmu. Mój własny lament dołączył do żałoby rodziny po emigracji Moniki z narzeczonym, aczkolwiek wszyscy mogliśmy się tego spodziewać. ggg Trzy miesiące minęły już więc od jej wyjazdu i dwa lata od splotu wydarzeń, które mnie z nią zetknęły i które mogły zakończyć się tragicznie nie tylko dla mnie ale i dla kraju – ba, być może dla całej Europy. Mogły się zakończyć, ale się nie zakończyły. gggWszystko zawsze może się potoczyć inaczej, na miliony rożnych sposobów, ale zadziwiająco toczy się właśnie tak, jak się toczy, jakby nie miało innego wyjścia, jak igła gramofonu, która musi posłusznie biec żłobkiem w jedną tylko stronę. Mikroskopowa głębokość wąziutkiego rowka wystarczy by ją trzymać tam, gdzie dla niej najwygodniej i najprościej. ggg Wygląda na to, że wszystko na świecie wydarza zgodnie z tą właśnie bierną regułą: tak tworzą się galaktyki i układy słoneczne, dzień następuje po nocy, a po zimie – wiosna; człowiek się rodzi i umiera, dobro definiuje zło, a udręka określa ekstazę. Szaleńcy i poeci jedynie chyba mają czelność utrzymywać, że może być inaczej.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 1gg g
g
g gggTwierdzą, że trzepot skrzydeł jaskółki muskającej wody Bugu w pogoni za muchą ma wpływ na wahania cen na giełdzie nowojorskiej. Mówią, że w rzeczywistości nie ma żadnych krańcowych, przeciwnych pojęć skoro bez jednego bieguna nie ma drugiego, a na dodatek ten pierwszy tak naprawdę istnieje tylko jako wytwór wyobraźni obserwatora. Rzeczywistość rozgrywa się w umysłach, a wszystkie one są częścią jednego, kierującego całością superumysłu. gggTak twierdzą ci, których potocznie uważa się za pomylonych. Nie zawsze siedzą oni zamknięci w zakładach psychiatrycznych. Czasem cieszą się wolnością i piszą wiersze, malują, komponują lub wymyślają inne niestworzone rzeczy, żyjąc pośród zupełnie normalnych ludzi. Pamiętne wydarzenia sprzed dwóch lat podpowiadają mi, że choć może nierozsądnym jest dawać całkowicie wiarę ich bajdom, to definitywne odżegnanie się oznaczałoby zaparcie się części nas samych – zwykłych ludzi, którzy potrzebują wierzyć, że w każdej bajce jest choćby ziarnko prawdy. gggWszystko zaczęło się słonecznego, majowego dnia w Krakowie, w którym znalazłem się przejazdem powracając do kraju z kolejnej zagranicznej wędrówki za chlebem i przygodą. Szybszy postęp naszego bratanka nad Balatonem w stronę wolnego rynku dawał mnie i wielu przedsiębiorczym rodakom niejedną okazję, by dorobić do rodzinnego budżetu. gggOd czasu szkolnej wycieczki zawsze chciałem tam wrócić choć na parę godzin, ale nieubłagany pęd życia i koleje losu ciągle stały na drodze. Kiedy jako dojrzewający mężczyzna mogłem już sam podróżować, Stan Wojenny na dobre dwa lata odebrał możliwość i ochotę do wędrówek po kraju. Później większość studenckich wakacji z własnego, dobrowolnego wyboru spędzałem u dziadka w nadbużańskich Krętach. ggg Zakończenie moich rolniczych studiów zbiegło się z okresem stagnacji, apatii i wzrastającego niezadowolenia w kraju, czego punktem zwrotnym stało się narodowe porozumienie – jak to w sierpniu osiemdziesiątego roku – tym razem przy nawiązującym do legend króla Artura Okrągłym Stole.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 2gg g
g
g gggPorozumienie było tym łatwiejsze, że zasilającą ideologicznie Wschodni Blok „elektrownią” kierował nowy, postępowy przywódca. Przemiany po linii otwartości i przebudowy w sowieckim imperium pozwalały mieć nadzieję na trwałość naszej własnej odnowy i że trzynasty grudnia osiemdziesiątego pierwszego roku więcej się nie powtórzy. gggRealiści powtarzali jednak, że tak jak jedna jaskółka nie czyni wiosny, tak jeden Gorbaczow nie czyni kapitalizmu. Inni natomiast przestrzegali, że gdzie diabeł nie może tam Czerwoną Armię pośle. Dziadek zaś, który uważniej przysłuchiwał się wydarzeniom u wschodniego sąsiada, powtarzał, że Borys ich wszystkich jeszcze przechytrzy. gggSiedziałem więc w ten piękny majowy dzień nad schabowym z kapustą i ziemniakami w niedrogiej restauracji opodal pomnika upamiętniającego zwycięstwo Jagiełły pod Grunwaldem. Żywiecki, płynny bursztyn pienił się w szklance nastrajając mnie optymistycznie na resztę dnia i mojej wizyty w grodzie Kraka. gggJak dotąd nie zawiódł mnie żaden z atrybutów miasta: ani przepastny jak ocean Rynek z pomnikiem Mickiewicza i otaczającym go labiryntem uliczek, ani Sukiennice z bogactwem srebra i jantaru na straganach, ani Kościół Mariacki z arcydziełem Wita Stwosza i hejnałem z wieży. Na popołudnie została mi wizyta na Wawelu – stołecznej siedziby władców Polski przez ponad pięćset lat i miejscu traktowanym przez niektórych duchowo na równi z Jerozolimą czy Mekką. gggMoją idyllę zakłóciło gwałtowne zatrzaśniecie drzwi wejściowych. Jegomość o siwych, gładko przyczesanych włosach z przedziałkiem, w marynarce i koszulce polo stał przy drzwiach i rozglądał się niespokojnie. Nasze oczy spotkały się na wystarczająco długo, by dać mu sygnał do skierowania kroków w moją stronę.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 3gg g
g
g ggg Nawet dzisiaj trudno mi powiedzieć, czemu wybrał właśnie mnie spośród kilkunastu gości restauracji. Być może zwrócił się do mnie, bo siedziałem sam przy stoliku; może zachęcił go przyjazny i łagodny wyraz mojej twarzy, który niejednokrotnie stał się magnesem dla krętaczy i wydrwigroszów, a może wyczuł między nami jakieś duchowe pokrewieństwo. ggg Rozglądając się lękliwie mężczyzna podszedł do mojego stolika i nie pytając o zgodę odsunął krzesło i przysiadł się. Miał inteligentną, smukłą twarz, proste opadające młodzieńczo na czoło włosy i niespokojne, przenikliwie spoglądające oczy. Coś mnie tknęło na widok tej twarzy – była w niej ta sama intensywność i niepokój, która cechowała również twarz dziadka Wacława. W obliczu tamtego jednak czaiła się frywolność i poczucie humoru, których brakło w skupionym napięciu osoby po drugiej stronie stolika. Co chwila niespokojnie oglądał się w stronę drzwi. gggPosłuszaj... Słuchaj co ja tobie powiem – poprawił swój rosyjski początek, co na niewiele się zdało w dalszej części wywodu. – Twaja rodina... twój kraj w niebezpieczeństwie. Wsio pogibniot czetwiortowo junia. ggg Wschodni akcent i rosyjskie słowa brzmiały odświeżająco dla ucha kresowianka goszczącego przejazdem w Galicji. Mimo więc wątpliwości co do celu i znaczenia słów, słuchałem z przyjemnością i zaciekawieniem. ggg Jegomość nieskładnie kontynuował swoja tyradę, której niedorzeczności i niezrozumiałości dodawał jego pośpiech i wtrącanie rosyjskich zwrotów, albo raczej używanie rosyjskiej mowy z wrzuconymi tu i tam polskimi słowami. Zrozumiałem, że miał do czynienia z rosyjskim konsulatem w Krakowie i posiadał informacje na temat tajnego porozumienia, którego rezultat miał mieć poważne konsekwencje.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 4gg g
g
g gggNie było mu dane dokończyć, bo dwóch dziarskich, młodych mężczyzn w białych, medycznych kitlach zjawiło się w restauracji. Rozpoznawszy mojego towarzysza natychmiast skierowali kroki w naszą stronę. Starszy pan ze zrezygnowaniem skrzywił się i wzruszył ramionami na ich widok. Nie stawiał oporu i usłużnie wstał patrząc na mnie z żalem, kiedy ujęli go pod ramiona. ggg– Ten pan jest pacjentem kliniki psychiatrycznej – powiedział jeden z sanitariuszy zwracając się do mnie. – Oddalił się samowolnie i dla jego własnego dobra musimy go tam niezwłocznie dostarczyć. ggg Pokiwałem głową, akceptując wyjaśnienie. W rzeczywistości jednak – słowami dziadka Wacka – „brakowało jednego prosięcia w miocie”. gggNu, pajdiom Nikołaj Iwanowicz – rzucił drugi sanitariusz na odchodne, powodując gniewne spojrzenie towarzysza z drugiej strony pacjenta. ggg To, że schizofrenik może bełkotać rożnymi językami wydawało mi się łatwe do zaakceptowania, jednak Rosjanin zatrudniony jako pracownik zakładu psychiatrycznego w Krakowie wydał mi się mniej wiarygodny. W zamyśleniu śledziłem oddalająca się trójkę, co nie uszło uwadze „rosyjskiego” sanitariusza. Kiedy już byli na zewnątrz, przez okno dostrzegłem krótką dyskusję, której jak się domyślałem z gestykulacji byłem prawdopodobnie tematem. Najwyraźniej podejrzliwy sanitariusz dał się przekonać i machnąwszy ręką oddalił się razem ze swoim towarzyszem trzymając Mikołaja Iwanowicza pomiędzy sobą. ggg Całe zajście nie odstręczyło gości restauracji od posiłku, a raczej ożywiło drętwa atmosferę podrzędnej jadłodajni. Nawet kelnerki zaangażowały się w krótkie wymiany zdań z gośćmi, tak jakby ci przez chwilę stali się cennymi klientami, a nie natrętami zawracającymi im głowy za nędzne, ciągle komunistyczne złotówki. Na szczęście z wyjątkiem jednego czy dwóch pytających spojrzeń, nikt nie zwrócił uwagi na moją rolę w wydarzeniu.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 5gg g
g
g ggg “Lepiej wyjść w połowie zabawy niż wrócić do domu z bronami na plecach po całej”, jak mawiają w moich stronach, toteż darowałem sobie następnego Żywca, na którego tak liczyłem i prosto z restauracji przekradłem się Plantami do dworca. Tam spędziłem ostatnie godziny przed odjazdem pociągu, zamiast jak planowałem zwiedzić Wawel. ggg ggg Zapasy ze snem w pociągu, przerwane przesiadka w środku nocy w Warszawie, pozwoliły mi na niejedną refleksję na temat zajścia. ggg A co jeśli to nie wariat – pomyślałem – ale sympatyzujący z rodzącą się demokracją pracownik rosyjskiego konsulatu w Krakowie? Jeśli tak, to zgodnie z tym co zrozumiałem z jego relacji, dzień pierwszych wolnych wyborów od pół wieku wiązał się z dniem narodowej katastrofy. Oznaczałoby to, że zgodnie z przeczuciem i obawami wielu rodaków „trzynasty grudnia” miał się powtórzyć – tym razem nie tylko na skalę kraju, ale całego socjalistycznego obozu. ggg Jeżeli ktokolwiek w moim otoczeniu nie machnąłby lekceważąco ręką na tego typu wydarzenie, to z pewnością był to dziadek Wacek. Przejęty rolą dyrektora szkoły ojciec nie widziałby w tym nic poza nierozsądną bzdurą, którą niepotrzebnie zaprzątam sobie głowę, zamiast zabrać się za coś pożytecznego. Dla większości innych, do których mógłbym się zwrócić, byłaby to niewiele znacząca, dobra do wódki anegdota. ggg Jedynie dziadek potrafił należycie odnieść się do przedmiotu. Dziwak nawet dla oryginałów, jakich nie brak na kresowym odludziu, dziadek Wacek żyje jakby gdyby w innym wymiarze, ledwie zważając na prawa zewnętrznego świata. Z jego więc perspektywy wydarzenia często mają niedostrzegalne dla innych znaczenia i powiązania.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 6gg g
g
g gggAbsurdalne mrzonki, jakich ma pełno w głowie, nierzadko przemienia w realne plany, które potem konsekwentnie realizuje, wzbudzając podziw, konsternację lub zgorszenie u postronnych. Lista zainteresowań, z których dziadek czerpie inspirację do coraz to nowych pomysłów, jest rozległa i różnorodna. Jednym z wyjątków na niej jest jednak rolnictwo i zajmowania się gospodarstwem. To ostatnie stało się praktycznie domeną babci Walerki. ggg To on postanowił, że zastąpi konia w kieracie mechanicznymi końmi spalinowego silnika. Koło od wozu na końcu żerdzi kieratu toczyło się jednak krotko. Wibracja doprowadziła do obluzowania śrub i obsunięcia ropniaka z żerdzi co niemalże doprowadziło do pożaru stodoły. Wtedy dopiero – nie wcześniej – dziadek ustąpił i zgodził się na użycie elektrycznego silnika do napędu sieczkarni. ggg To on był pomysłodawcą i głównym wykonawcą mieszaka do karmy dla trzody. Konstrukcja była tak prosta, jak nie do końca przemyślana. Zaczepiony prowizorycznie nad metalową balią silnik od starej pralki trajkotał mieszając parowane ziemniaki z osypką i wodą. Po kilku dniach urwał się i wpadł do mieszalni, kiedy babcia Walerka schylała się, by wspomóc mieszanie własnymi rękami. Według relacji dziadka, kiedy umazana i mocno podekscytowana pokazała się w jego szopie, żeby go skląć, w pieszym momencie pomyślał, że to jego własna zmartwychwstała babka. ggg Na uwagę niewątpliwie zasługuje też poczucie humoru dziadka Wacka. Głośnik od radia podłączony do stracha na wróble okazał się co prawda niewiele skuteczny na drób robiący szkodę na dziadkowym polu. Za to udoskonalenie prototypu wydrążoną dynią ze światłami w wyciętych otworach niemalże skończyło się tragicznie dla sąsiadek wracających wieczorem z nabożeństwa różańcowego. Dziadek do tej pory czule wspomina to wydarzenie. ggg Sznurek od snopowiązałki posłużył mu do prostych, ale efektownych żartów z “uciekającym portfelem”. Sam brałem udział w tej niewinnej zabawie, z rozbawieniem obserwując schylających się znalazców, którzy z konsternacją dostrzegali jak portfel magicznie zmienia swoje położenie.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 7gg g
g
g ggg – Trza coś robić, żeby było weselej – mawia dziadek – samo życie nudne jak ruskie pierogi bez skwarek. ggg Wynalazki i niepoważne wybryki nie są wyłącznymi metodami dziadka na ubarwianie i dramatyzowanie rzeczywistości, która go otacza. Kiedy brzydnie mu wszystko, nie stroni od prostego, wypróbowanego sposobu, z czym zawsze może liczyć na sąsiadów – Mietka i Stacha. Poza ubarwianiem szarości wódką może też na nich polegać przy wcielaniu w życie swoich rozlicznych pomysłów. ggg Biała Podlaska przywitała mnie w poniedziałkowy poranek przedwyborczą propagandą, niewidzianą jak dotąd przez powojenne pokolenie. Plakaty i ulotki, do których już zdążyłem się przyzwyczaić podróżując przez kraj, zawierały tym razem rodzimy, podlaski akcent. Trzej opozycyjni kandydaci rejonu spoglądali z plakatów wzbudzając zaufanie i nadzieję. Optymizmem i wiarą w zwycięstwo przy wyborczych urnach napawały ich zdjęcia w towarzystwie samego przewodniczącego Solidarności. ggg Tak jak każdy inny rodak wychowany w duchu antykomunizmu nie miałem żadnych wątpliwości jak będę głosował. Świadomość wiekopomnego wydarzenia, którego miałem być świadkiem za niespełna dwa tygodnie działało na mnie pobudzająco jak łyk czarnej kawy, której właśnie potrzebowałem po nocy spędzonej w podróży. gggZbliżające się Boże Ciało i resztę tygodnia zdecydowałem się spędzić u dziadków. Kilkudniowy wypoczynek wśród łąk i pól nad Bugiem po kilkutygodniowej „szmuglowej” tułaczce wydawał mi się zbawienny. Przy moim doświadczeniu w interesie dzień czy dwa na początku przyszłego tygodnia zupełnie wystarczały do zorganizowania towaru na następną wyprawę na Węgry. ggg Uprzejme panie z zaprzyjaźnionego sklepu obuwniczego w Białej Podlaskiej, który zaledwie od kilku miesięcy działał na rynkowych zasadach, chętnie zaopatrywały mnie w pary różnego rodzaju obuwia, tak jakby nigdy nie istniała racjonowana sprzedaż, która do niedawna była normą.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 8gg g
g
g
ggggŚwiecidełka i dodatki do kobiecej garderoby, uzupełnione kryształowymi wazonami, cukiernicami i torbą krówek zwykle dopełniały mój kupiecki asortyment, który niezmiennie przyciągał zainteresowanie amatorów niskich cen w Tatabanya, Miszkolcu, czy nawet w samym Budapeszcie. ggg Uczucie beztroski i harmonii ze wszystkim i wszystkimi niosło mnie jak wiatr babie lato, kiedy podążałem polną drogą od przystanku autobusowego na końcu asfaltowej drogi. Przede mną roztaczała się łagodnie opadająca w stronę zakoli Bugu równina uprawnych pól i zielonych pastwisk, urozmaiconych zagajnikami drzew i krzewów porastających brzegi rzeki. gggOd dziecka zżyłem się z tym krajobrazem i znaczy on dla mnie więcej niż małomiasteczkowe otoczenie rodzinnej Białej Podlaskiej. Przygraniczna atmosfera posiada element swobody, którą gdziekolwiek indziej cywilizacja skutecznie zwalcza, a oryginalność kresowych typów zawiera więcej niż przeciętna krajowa stoickiego podejścia do życia. gggTo właśnie powoduje, że ekonomiczny niedorozwój marginalnych, wschodnich rejonów odbieram dziś nie jako symbol zacofania, ale jako wyznacznik nieposkromionego charakteru duszy ludzkiej, którą gdzie indziej technologia i kultura zagnały jak psa do budy. gggSpokojnie toczące się ku północy wody Bugu sprzyjają kontemplacji w czasie wędrówek wzdłuż rzeki. Gdy spoglądam w kierunku przeciwległego brzegu, często ogarnia mnie niepojęta tęsknota za tym, co po drugiej stronie po samą Kamczatkę. Rosyjski bezkres, w którym zatracają znaczenie osiągnięcia cywilizacji, a wartości nabierają ludzkie uczucia i odruchy, pozostanie dla mnie na zawsze na przekór rozsądkowi przedmiotem fascynacji. ggg Zabudowania dziadka i babci były jednymi z trzech peryferyjnych gospodarstw pomiędzy główną częścią wsi i Bugiem. Po drugiej stronie drogi znajdowało się okazalsze od dziadkowego, choć bardziej zaniedbane domostwo sąsiada. Nie więcej niż dwieście metrów dalej ku rzece starzejący się kawaler Stach ze swoją siostrą wiedli pozbawioną perspektyw na lepsze, monotonną egzystencję.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 9gg g
g
g ggg Zaraz za ich skromnymi zabudowaniami sucha, piaszczysta droga przechodziła w gliniasty, poryty koleinami trakt, który po deszczach stawał się przejezdny jedynie dla konnych furmanek i ciągników. Dalej zaczynały się łąki i zagajniki olch i wierzb zakrywających zieloną nagość brzegów Bugu. ggg Nie żeby wyboista droga, którą stąpałem ciesząc się na kilka dni sielanki, była arterią komunikacyjną nawet w porze suszy. Dzięki temu właśnie mieszkańcy trzech zabudowań na kresach kresów, wiedli ledwie zakłócony wpływami hałaśliwego świata żywot. ggg Obejrzałem się za siebie. W poświacie zachodzącego słońca zarys wież kościoła w centrum wsi wyróżniał się w malowniczej linii dachów zabudowań i koron drzew. Czasem zastanawiałem się co by było, gdyby dziadkowie mieszkali tam właśnie pośród wiejskiej ciżby i niezmiennie dochodziłem do wniosku, że odwiedziny u nich straciłyby dla mnie wiele na atrakcyjności.
ggg Zastałem dziadka w szopie przy stodole pośród papierosowego dymu i oparów z lutownicy, przy użyciu której w skupieniu naprawiał blaszaną bańkę na mleko. Zniekształcone zakłóceniami dźwięki ludzkich głosów dobiegały z krótkofalówki na ścianie. Strzępki rozmów przychodziły i znikały pośród szumów i trzasków i poza pojedynczymi słowami czy frazami dało się jedynie stwierdzić, że były one mieszaniną języków polskiego i rosyjskiego. Moje wejście zostało zauważone, ale praca wyglądała na pilną, więc chwilowo musiałem się zadowolić pozdrowieniem uniesionej na przywitanie ręki.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 10gg g
g
g gggDźwięk rozmów przez eter był zapewne dla dziadka, tak jak muzyka dla mnie, czymś w rodzaju dźwiękowego tła do monotonii szopy. gggNawyk zaczął się od czasu kiedy sąsiad zza drogi, Janek Waseńczuk, zdobył rosyjskie, wojskowe radio i zaoferował je okazyjnie na sprzedaż za pół litra. Do granicy był praktycznie rzut kamieniem, a brody na Bugu dodatkowo sprzyjały pokątnej wymianie handlowej, w której rosyjscy strażnicy nie stanowili przeszkody, a raczej ułatwienie. ggg Oparta o ścianę Jawa z lśniącym, bordowym bakiem i błotnikami przyciągnęła mój pożądliwy wzrok. Nie mogłem się oprzeć pokusie, by nie podejść i poczuć pod palcami gładkość lakieru na jej okrągłych kształtach. Ten udany produkt socjalistycznego przemysłu fascynował mnie bardziej niż enerdowskie MZ-ki, które może i miały przyspieszenie, ale nie klasę i wdzięk. ggg Z odrobiną rozbawienia przyglądałem się drobnej postaci z papierosem w ustach pochylonej przy warsztacie. Dziadek teoretycznie był specem od wszystkiego, włącznie z lutowaniem, aczkolwiek wiadomym mi było, że to samo metalowe naczynie do oddzielania śmietany od mleka naprawiał już nie po raz pierwszy. gggUpór, z jakim przywracał ten przedmiot do użyteczności dość dobrze ilustrował jego dziwactwo i dwoistość charakteru. Sam na własne uszy słyszałem jak wykłócał się z babcią o jej staroświeckość i trzymanie starych gratów w domu. Z drugiej jednak strony pasja innowatora i majsterkowicza niejednokrotnie brała w nim górę nad pędem do nowego. ggg – Psia pieska krew – zaklął dziadek swoim ulubionym przekleństwem – kiedy się te cholerne kartki skończą. Żeby człowiek nie mógł jak Bóg przykazał masła w sklepie kupić! ggg – Ee, masło swojej roboty i tak lepsze – odparłem pakując się na siodełko minielektrowni skonstruowanej ze starego roweru i dynama, które kiedyś zapewne służyło Armii Radzieckiej do zasilania baterii.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 11gg g
g
g ggg – Jak taki mądry, to sam sobie rób. „Swojej roboty i tak lepsze” – przedrzeźniał mnie przyglądając się uważnie spoinie obok mosiężnego kranu. ggg – Już niedługo, dziadku – pokrzepiłem go. – Poczekaj jeszcze trochę. Jak wygramy wybory, to wszystko będzie jak przed wojną. ggg – Przed którą? ggg – Przed drugą. ggg– A co ty tam o niej wiesz. ggg – Podobno wtedy było normalnie – odparłem podziwiając jarzącą się nierówno pod sufitem żarówkę, która paliła się jako rezultat mojego pedałowania. ggg – A tam, normalnie! – rzucił w moją stronę i machnął ręką. – Dla bogatych tylko człowiek po łokcie ręce urabiał. ggg– Jak ci tak socjalistyczna sprawiedliwość pasuje, to czemu ci kartki przeszkadzają? – spytałem. ggg – A co, ponarzekać sobie nie można? – odparł wzruszając ramionami. – Przy tej reglamentacji to człowiek przynajmniej może se z ludźmi w sklepie pogadać. gggDziadek odstawił bańkę i podszedł do niewielkiego stosu czasopism i gazet w kącie na drewnianej półce, która biegła wzdłuż całej długości ściany, stanowiąc skład niezliczonych przedmiotów i narzędzi. Nie odwracając się przywołał mnie znakiem ręki. To co zobaczyłem rozczarowało mnie, bo oczekiwałem czegoś bardziej pikantnego. Fotografie w kolorowym angielskojęzycznym magazynie przedstawiały lotnie motorowe. ggg– Niezłe – skomentowałem. – Fajnie byłoby czymś takim polatać. – Nie myślisz chyba...? ggg – Czemu nie? – przerywał mi dziadek z lekceważącym grymasem. ggg – Czemu? Jedno słowo – babcia Walerka! ggg – To dwa słowa – poprawił dziadek. – Jeszcze nawet nie ma jej o czym mówić – dodał machając ręką z wystudiowaną niedbałością.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 12gg g
g
g ggg Zacierka na mleku na kolacje trafiła w potrzeby mojego żołądka jak w dziesiątkę po dniach kanapek w podroży i przyniosła mi podobną ulgę, jak zalegalizowanie handlu dewizami trzy miesiące temu. Babcia, jak przystało na tradycyjną wiejską gospodynię, ledwie usiadła z nami do stołu. Przez większość czasu nuciła do siebie religijne pieśni krzątając się po kuchni. Tylko od czasu do czasu wtrącała się do rozmowy, przeważnie by upewnić się, czy mi jedzenie smakuje, lub spytać, czy nie trzeba dokładki. ggg Podobnie jak mama, babcia Walerka traktowała swoje kuchenne obowiązki jako przyjemność raczej niż przysłowiowe młyńskie koło u szyi. Podziwiałem ją za to tym bardziej, że poza domem miała na głowie całe gospodarstwo, do prowadzenia którego dziadek nie miał ani serca, ani czasu. Żartobliwie utrzymywał, że kropla szlachetnej krwi płynie w jego żyłach. Prawda jednak była taka, że o ile sielskie życie na wsi zgadzało się z jego naturą, o tyle sama praca na roli – nie. gggJak mogła się zgadzać przy jego inteligenckim pochodzeniu? Zamiast powrócić po wojnie do przerwanej edukacji, dziadek poszedł za głosem serca i ożenił się z wiejską dziewczyną – urodziwa, czarnowłosą Walerią, w której zakochał się w czasie nielegalnych wypadów po prowiant za okupacji. gggNa krótko tylko przenieśli się do Warszawy. Babcia ni jak nie mogła przywyknąć do miasta i pewnego dnia rzuciła wszystko i sama wróciła do Kręt. Po kilku miesiącach dziadek Wacek przyjechał za nią i tak zostało. Z biegiem czasu zespolił się z nadbużańskim krajobrazem, adoptując kresowy sposób bycia i nawet gwarę. ggg Zelektryzowana i uzbrojona przeciwko zimowym chłodom szopa przy stodole stała się jego oazą, pracownią i pustelnią. Spędzał tam czas majsterkując, lub po prostu przesiadywał w wiklinowym fotelu oddające się lekturze i rozmyślaniom. Refleksjom służyły też spacery wzdłuż Bugu, na które często wypuszczał się pod pretekstem doglądania krów na pastwisku.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 13gg g
g
g ggg Stado gołębi na strychu spichrza obok domu tworzyło inny ważny element świata dziadka Wacka. Ich zdolność do lotu, będąc jednocześnie powracającym, domowym ptakiem, fascynowała go w nich najbardziej. To chyba właśnie o lataniu, jako innym wymiarze wolności, marzył wpatrując się w ich powietrzne swawole. ggg W innym czasie i miejscu – nawet tak nieodległym jak kilometr dalej w centrum wsi – tego typu nieodpowiedzialne podejście do życia byłoby trudne do obrony. Sam widok wiecznie krzątających i dorabiających się sąsiadów nie pozwoliłby babci Walerce tolerować stylu życia swojego męża. Tu jednak na peryferiach ogłupiałe wirowanie życia, jak nakręconego dziecinnego bąka, miało zmniejszoną siłę oddziaływania. ggg – To co o wyborach mówią z Wolnej Europy? – spytałem, kiedy dopijaliśmy herbatę z kubków po kolacji. ggg – A tam Wolna Europa – dziadek machnął ręką pogardliwie. – Jakby ich słuchać, to nic tylko na wojnę z komunistami, a nie na wybory. ggg – A co mówią ludzie we wsi? ggg – Ano różnie. Jednym się podoba, a inni gadają, że Okrągły Stół to tylko czerwonym na dobre wyjdzie, bo nawet jak przegrają wybory to i tak majątek narodowy w ich ręce pójdzie. ggg – Mnie też się czasem wydaje, że można się było z komunistami lepiej targować – wtrąciłem. ggg– „Można się było” i rozłożony parasol do dupy włożyć, tylko potem nie dałoby się go wyciągnąć – usłyszałem szybką i ciętą ripostę. – Nikt duchem świętym nie jest i wszystkiego nie wie. Gorbaczow pieprzy się z od czterech lat pierestrojką, jakby to była zabawka i myśli, że komunizm da się zreformować. Pozwolił nam na tyle, na ile mógł i koniec. Ale nie bój się – i na niego przyjdzie czas. Nawet nie wie, na co się zamachnął.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 14gg g
g
g ggg – Mimo wszystko to niekiepski facet – zauważyłem. – Jak tak dalej pójdzie to może nawet rozwiąże Układ Warszawski. ggg – Tyś się chyba z koniem na rozumy pomieniał. Niechby tylko spróbował! Stara bolszewicka gwardia nie popuści. Będą się trzymać stołków jak diabeł sołtysa za gromadzkie pieniądze. ggg – A co mu mogą zrobić? ggg– Jak to co? Gorbaczow na urlop na Krym, a oni hyc i zamach stanu. ggg – To co wtedy z nami? ggg– Jak to co? To samo co w Czechosłowacji w sześćdziesiątym ósmym? ggg– Żebyś tylko nie wykrakał – zauważyłem poważniej. ggg – Coś tak zacich, ha? – spytał dziadek wyrywając mnie z zamyślenia ggg – A nic. Przypomniało mi się coś. ggg Kiedy zrelacjonowałem mu zajście w restauracji w Krakowie, spodziewałem się, że wywoła to ożywioną dyskusję, lub że usłyszę próby pokrętnych, dziwacznych interpretacji. Nic takiego jednak nie nastąpiło i ku mojemu zaskoczeniu dziadek zmienił temat rozmowy. Kiedy wspomniał o zbliżających się sianokosach, nawet babcia zerknęła w jego stronę podejrzliwie. ggg Po kolacji znikł w wieczornym, ciepłym mroku nasiąkniętym zapachami wiosny, zostawiając mnie na pastwę ciągłych pytań babci, czy bym czego nie zjadł. Dla ich uniknięcia wdrapałem się po drewnianych schodach na strych, by zagłębić się w lekturze nagromadzonych magazynów „Dookoła świata”. Przez sufit dochodził mnie melodyjny głos babci śpiewającej godzinki, przerwane siarczystą reprymendą pod adresem kota, który nie mógł się zdecydować czy chce wyjść na zewnątrz. ggg Suma w południe znaczyła główny punkt obchodów Bożego Ciała. Nawet dla mniej gorliwych katolikowi wypełniających tylne części kościołów i ich trawniki jak Polska długa i szeroka, to święto budzi szacunek i szczególne nabożeństwo.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 15gg g
g
g Dzieje się tak zapewne poprzez jego barwność i dodatkowy wolny dzień od pracy, który daje, jak też przez jego wielowiekową tradycję. Ustalone jeszcze w trzynastym wieku na pamiątkę przeistoczenia chleba i wina w ciało i krew Zbawiciela, mimo że nawiązuje do Wielkanocy – jest obchodzone w środku roku. ggg W czasie lubelskich studiów, kiedy przechodziłem okres zainteresowania sprawami głębszej natury, znajomy z KUL-u zdradził mi w zaufaniu, że jedynie powaga Wielkiego Tygodnia nie pozwoliła papieżowi Urbanowi IV-emu ustalić obchodów Bożego Ciała w okresie wielkanocnym. A że zależało mu na wzmocnieniu Kościoła, bo czas to był zażartej walki z herezjami i rozłamami, więc nowe święto ustanowił, tyle że nie w czasie Wielkanocy, a dokładnie sześćdziesiąt dni później. Od zamierzchłych więc czasów procesje wiernych paradują w ten dzień dookoła kościołów lub ulicami miast i wsi i nawet komunistyczne władze nie miały innego wyjścia i ogłosiły ten dzień świętem państwowym. ggg Krzątanina babci Walerki i nęcące zapachy dochodzące z kuchni wprawiły mnie w świąteczny nastrój z samego rana. Dziadek bez entuzjazmu przywdział czarny garnitur, kręcąc przy tym nosem i marszcząc gniewnie czoło. Kępa zmierzwionych, siwych włosów i chuda szyja wystająca z za dużej marynarki nadawały mu oryginalnego, nieco nawet artystycznego wyglądu. ggg– Ten garniturek to jeszcze od Pierwszej Komunii, dziadku? – spytałem dla rozluźnienia atmosfery. ggg– Czterdzieści pięć lat po okupacji, psia pieska krew, a człowiek dalej musi mundur nakładać – odpalił rozeźlony. ggg – Daj spokój. Po kościele powiesisz ubranko na wieszak i nie zobaczysz go aż do Pasterki – pocieszałem dzieląc w zupełności antypatię do formalnych strojów.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 16gg g
g
g ggg Mnie łatwo było mówić, bo wiek i tymczasowy status we wsi pozwalały mi na więcej luzu, a władza babci szczęśliwie nie sięgała obszaru mojej prezentacji. ggg Jako czynny uczestnik procesji, babcia wyruszyła do kościoła z wyprzedzeniem, by przyłączyć się do przygotowań razem z resztą kobiet niosących obrazy i chorągwie. Dziadek i ja bez pośpiechu poczłapaliśmy kurzem pokrytą drogą w stronę wsi i tuż przed czytaniem ewangelii przyłączyliśmy się do grupy mężczyzn sterczących na zewnątrz kościoła w cieniu rozłożystych kasztanów i lip. Pomachałem do opartych o parkan nieopodal Mietka i Stacha, którzy przy swojej różnicy wzrostu i postury nieodparcie kojarzyli mi się z Don Kichotem i jego wiernym sługą. ggg Podczas gdy zwolennicy tradycji wewnątrz kościoła w nabożnym skupieniu odprawiali należne modlitwy i śpiewy, reszta na zewnątrz otwarcie lub po kryjomu dyskutowała najrozmaitsze przyziemne sprawy. Dziadek bez skrupułów przyłączył do tych ostatnich, a ja zgodnie ze swoją naturą stałem rozdarty między teorią i praktyką, starając się trzymać formę i treść jak sznurki dwóch targanych wiatrem latawców. ggg Kiedy przyszedł czas procesji, wolno przemieszczający się ze śpiewem pochód poniósł mnie ze sobą jak wody rozlanej rzeki niosą luźne, niezabezpieczone na brzegu przedmioty. Centrum pochodu stanowił bogato zdobiony baldachim niesiony przez czterech mężczyzn, pod którym dostojnie stąpał dzierżący monstrancję staruszek proboszcz. gggTruchtający obok ministrant z kadzidłem spowijał czcigodnego męża kłębami wonnego dymu, a dwa szeregi na biało ubranych dziewczynek sypały pod stopy kapłana płatki kwiatów. Przed nimi kroczył orszak obrazów i proporców z wizerunkami świętych, pośród którego nie bez pewnej dumy dostrzegłem odświętnie wystrojoną babcię Walerkę. Za kapłanem pod złoconym, ruchomym zadaszeniem postępowała posłusznie jak owce za pasterzem reszta wiernych.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 17gg g
g
g ggg Wlokąc się w ogonie procesji zdałem sobie sprawę, że idę obok atrakcyjnie wyglądającej dziewczyny. Gdyby nie jej onieśmielająca uroda, zdobyłbym się być może na choćby drobny znak pozdrowienia. Swoją nieśmiałość przeklinałem w żywe kamienie, kiedy rozdzielił nas ruszający na nowo ludzki strumień po zatrzymaniu się przy kolejnym ołtarzu. Pozostało mi jedynie wodzić wzrokiem za jej wysoką, smukłą sylwetką i żałować straconej okazji. Dopiero napomknienie Mietka w drodze z kościoła o zabawie w sobotę zapaliło wątły płomyk nadziei. ggg Niecałe pięć kilometrów dzieliło Kręty od Zatulina ścieżką wzdłuż Bugu i około sześciu drogą. Żaden z dystansów nie stanowił przeszkody dla miejscowych amatorów zabaw, a kwestią mógł być jedynie dobór odpowiedniego transportu. Odmówiłem propozycji Mietka, by zabrać się z nim i ze Stachem na trzeciego WSK-ą. Odstręczała mnie nie tyle niewygoda, ile perspektywa marszu lub wypadku w drodze powrotnej, jeśli żaden z nas nie nadawałby się do prowadzenia motoru. ggg– Dziadek zgodził się pożyczyć mi swoją Ukrainę pod warunkiem, że zostawię ją bezpiecznie w jakimś obejściu blisko remizy. Powątpiewałem, żeby ktokolwiek był zainteresowany starym ruskim rowerem, ale zgodziłem się dla świętego spokoju przyznając, że strzeżonego Pan Bóg strzeże. ggg Późnym popołudniem siedzieliśmy na dziadkowym ganku w pomarańczowej poświacie zachodzącego słońca i na rozgrzewkę przed zabawą popijaliśmy piwo z butelek. ggg – Co to za pojazd masz na podwórku? – spytałem Mietka wskazując w kierunku niecodziennie wyglądającego końskiego wozu w obejściu po drugiej stronie drogi. ggg Stach spojrzał w stronę Mietka śmiejąc się głupkowato. ggg– Aaa – Mietek wykonał ręką gest jakby się opędzał od natrętnej muchy. – To Wacka robota. Muszę wreszcie te tuleję odpiłować, bo się ojciec ode mnie nie odczepi. ggg – I tak masz szczęście, że się go udało z wody wyciągnąć – przypomniał Stach.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 18gg g
g
g ggg Pojazd okazał się eksperymentalnym „ciężarówkowozem”. Przyspawane do tylnej osi koło zamachowe służyło do napędu silnikiem spalinowym za pomocą pasa transmisyjnego. Metalowa rękojeść w postaci olbrzymiej litery “T” na przedzie wozu miała służyć za kierownicę. Kiedy spytałem o brakującego na tyle wozu ropniaka, obaj wymienili porozumiewawcze spojrzenia. ggg– Śpi z rybami – wypalił Mietek i obaj parsknęli śmiechem. ggg Prototyp pojazdu odbył swoją dziewiczą i ostatnią jazdę na ugorze za stodołą Stacha. On sam uniknął powikłanych złamań zeskakując z wehikułu, kiedy ten wymknąwszy się spod kontroli walił na oślep w stronę sadzawki. Odmalowany przez moją wyobraźnie obraz sylwetki przerażonego Stacha stojącego przy sterze klekoczącego, dziwacznego pojazdu zredukował mnie do łez. ggg Historia stała się pretekstem do przypomnienia innych wynalazków dziadka Wacka, takich jak mechaniczny kołowrót studzienny, czy przyczepa motocyklowa. Pierwszy wynalazek nie przyjął się po tym jak nie wyłączony na czas motor elektryczny urwał łańcuch i spowodował utoniecie wiadra. Przyczepa do Jawy okazała się w rzeczywistości dziecięcym wózkiem ciągniętym z tyłu za motocyklem. Nie potrzebowałem wysilać wyobraźni, by przedstawić sobie przyczyny fiaska tego udogodnienia, które miało służyć dziadkowi do pomocy przy zakupach. Roztrzaskane na drodze butelki piwa ciągle tkwiły jak zadra w pamięci Stacha. ggg – To nad czym teraz mistrz pracuje? – spytałem, na co obaj wymienili niepewne spojrzenia. ggg – A nie powiesz Walerce? – upewnił się Stach. ggg– Słowo harcerza – powiedziałem przetoczywszy oczami po niebie. gggNowy pomysł okazał się niczym innym tylko motolotnią, o której dziadek wspomniał zagadkowo poprzedniego dnia. Utrzymanie go w sekrecie przed babcią Walerką stanowiło ważną częścią przedsięwzięcia, aczkolwiek do jego wykonania mogło upłynąć jeszcze wiele wody w Bugu.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 19gg g
g
g gggJej wyrozumiałość miała swoje granice, a jedną z nich wyznaczała groźba utraty głównej podpory swojego życia – a nikt by jej nie przekonał, że pilotem miał być ktoś inny niż jej Wacław. gggTrud pedałowania toporną Ukrainą o zmroku po dwóch piwach rekompensowało mi jedynie poczucie bezpieczeństwa i transportowej niezależności. Sąsiadów odnalazłem bez trudu niedaleko bufetu pomiędzy innymi amatorami piwa. gggKiedy z trzema butelkami w rękach przedzierałem się przez ciżbę w ich stronę, mój wzrok natrafił na znajomą twarz sprzed dwóch dni. Dziewczyna stała samotnie i niepewnie rozglądała się wokoło, być może za partnerem, który odszedł na chwilę. Nie dbałem czy był to kulturysta czy mistrz wagi ciężkiej. Myśl, że tylko idiota zaprzepaszcza tę samą szansę dwa razy dodatkowo dodała mi odwagi. ggg– Może coś na ochłodę – zagadnąłem przechodząc obok niej i gestem wskazując na butelki. ggg– Nie, dziękuję – odparła tonem, który sugerował delikatne ale stanowcze nie. ggg Z goryczą wyrzuciłem sobie, że nie stać mnie było na lepszy pomysł, by ją zagadnąć. Następny ułamek sekundy przyszedł mi jednak z pomocą, bo przez chwilowe odwrócenie uwagi wpadłem na jakiegoś faceta i oblałem go piwem. Nie należał do łagodnie usposobionych typów i z miejsca zaczął domagać się satysfakcji. ggg – Daj spokój, Krzysztof. Zostaw go – usłyszałem upraszający głos dziewczyny i poczułem jej rękę odciągającą mnie od potencjalnego konfliktu. gggPosłusznie cofnąłem się zastanawiając się przy tym dlaczego nazywa mnie Krzysztof. Tamten skrzywił twarz i zmierzył ją wściekłymi ślepiami. Burknął coś pod jej adresem i odszedł razem z kolesiami zostawiając za sobą głupawy uśmiech i niesprecyzowaną obietnicę następnego spotkania ze mną.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 20gg g
g
g ggg – Rozumiem, że jedna jest dla mnie – powiedziała, wskazując na butelki, które ciągle trzymałem w rękach. gggPokiwałem tylko głową, bo denerwowanie i wstyd odebrały mi chwilowo mowę. Z trudem opanowałem trzęsienie rąk podając jej butelkę lubelskiej Perły. ggg – Przepraszam, że tak wyszło – powiedziałem czując się jak ofiara i jednocześnie dziękując opatrzności za interwencję. ggg – Nie przejmuj się. To trochę i moja wina. Hej, czy ja ciebie gdzieś ostatnio nie widziałam? – spytała. ggg – Mhm – mruknąłem z pozorowanym namysłem. – Ja ciebie też skądś pamiętam. Nie byłaś przypadkiem we czwartek w kościele na sumie? ggg– Tak, teraz pamiętam – zawołała. ggg – Nie chciałabyś przypadkiem potańczyć? – spytałem chwytając moment i nie tracąc czasu na dyskusje, które mogłyby zaprowadzić w ślepą uliczkę – Chyba, że z kimś jesteś – dodałem rzucając niespokojnie wzrokiem w prawo i w lewo. ggg– Nie, jestem sama – odparła niezdecydowanie. – Tak tylko wpadłam na chwilę, żeby sobie przypomnieć, jak wiejska zabawa wygląda. ggg – Jak się trochę pokręcisz, to zaraz ci się wszystko przypomni – zapewniłem wywołując uśmiech na jej pociągłej twarzy. gggPociągnęliśmy jeszcze kilka łyków z butelek, a resztę piwa bez wyrzutów sumienia wobec czekających towarzyszy zostawiłem pod ścianą remizy. gggDźwięk imienia dziewczyny uzupełnił przyjemność dotyku jej szczupłych dłoni. Monika poruszała się z bezbłędnym wyczuciem rytmu i taniec tak jak mnie sprawiał jej przyjemność, dlatego też zaskoczyło mnie i rozczarowało, kiedy po zaledwie kilku tańcach usłyszałem, że musi wracać. Kierowany instynktem drobnego handlowca szybko przeszedłem nad tym do porządku dziennego, dostrzegając potencjalne możliwość, jakie dawało odprowadzenie jej do domu.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 21gg g
g
g ggg – Niemożliwe – zawołałem, kiedy dowiedziałem się po drodze, że Monika studiuje na AGH w Krakowie. – Ja kilka dni temu tamtędy przejeżdżałem. Może nawet wracaliśmy tym samym pociągiem. Co cię rzuciło taki kawał drogi od domu? – spytałem. ggg– Jakoś tak wyszło – odparła ze wzruszeniem ramion. – Trochę kaprys, a trochę pogoń za marzeniami. ggg Z jej słów świadczących o niewątpliwej fascynacji Krakowem dowiedziałem się kilku ciekawostek na temat starożytnego grodu. ggg – Tam to nie tylko religijna procesja przez miasto – wyjaśniła, kiedy w rozmowie dotknęliśmy obchodów Bożego Ciała. – W Krakowie jest jeszcze pochód Lajkonika ggg– Nie mów! Nigdy nie myślałem, że Lajkonik ma z tym coś wspólnego – wtrąciłem zaintrygowany. ggg – Według legendy tradycja zaczęła się jeszcze w czasach najazdów Tatarów. Wioślarze pod Wawelem rzekomo załatwili watahę tatarską, która czyhała, żeby nocą zaatakować miasto. ggg – No i co? ggg – No i w przypływie radości zrobili krakowiakom żart wjeżdżając przebrani za pobitych Tatarów. Dowcip tak wszystkim przypadł do gustu, że przyjęli ten wjazd za miejską tradycję. gggWspominając o swoich własnych wrażeniach z wizyty w mieście napomknąłem o wydarzeniu w restauracji. ggg – Przed wyborami każdy węszy jakiś spisek czy konspirację – odparła Monika. – Jak pomyślę, że po tylu latach komuna ma się rozpaść bez rozlewu krwi, to sama nie mogę w to uwierzyć i mam wrażenie, że w ostatniej chwili ktoś to zechce odkręcić. ggg – Jeśli tak, to czemu jeden z sanitariuszy mówił po rosyjsku? ggg– Może pacjent miał rzeczywiście rosyjskie pochodzenie. Sanitariusz nauczył się przy nim kilku słów i używał ich dla lepszej komunikacji. Mógł to też zrobić po prostu dla żartu. Co, nie słyszałeś nikogo wtrącającego rosyjskie zwroty w rozmowie?
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 22gg g
g
g ggg Nie mogłem odmówić logiki jej rozumowaniu, tak jak nie mogłem nic zrobić, by wydłużyć dystans między remizą a jej domem, do którego nieuchronnie się zbliżaliśmy. Na pożegnanie dostałem jedynie uścisk ręki, ale za to przed rozstaniem napisała mi na świstku papieru adres i numer telefonu do jej akademika. ggg gggGłos Moniki w słuchawce brzmiał zaskoczony, kiedy po tygodniu skorzystałem z zaproszenia w drodze powrotnej z Węgier. Jej pozbawiony ciepła i entuzjazmu ton zachwiały moją pewność siebie. Pocieszałem się, że reakcja miała raczej związek z jej zrównoważonym charakterem niż brakiem sympatii do mnie. gggPotwierdzenia moich nadziei starałem się bezskutecznie doszukać w błękitnych oczach i smukłej twarzy Moniki, kiedy tego samego popołudnia zbliżyła się do mnie, gdy czekałem na nią pod pomnikiem Mickiewicza. ggg– Jesteś głodny? – spytała. – To idziemy do „Balatonu” – zadecydowała, kiedy przytaknąłem. – Mam ochotę na bliny po węgiersku. gggUsłyszana z jej ust bliska mi wersja nazwy placków ziemniaczanych podniosła mnie na duchu. ggg Pikantne, południowe przyprawy i czerwone wino pomogły chwilowo zapomnieć o rozterkach i wątpliwościach. Monice przypadły do gustu moje przygody ze szmuglem i stwierdziła, że gdyby nie studia, to sama spróbowałaby tego sposobu zarobkowania. Nie zabrzmiało to przekonująco i pomyślałem, że filmy przygodowe dlatego właśnie są interesujące, że samemu nie jest się w nie zamieszanym. gggByłem przekonany, że prymitywny handel na prowizorycznych straganach lub na gołej ziemi, czy koczowanie z obcymi ludźmi na przypadkowych kwaterach zraziłyby ją po pierwszej wyprawie. Zniechęciłyby ją również ryzykowne nabywanie zachodniej waluty od pokątnych handlarzy, czy groźba konfiskaty towaru na granicy, nie mówiąc już o zwykłych handlowych perypetiach z zaopatrywaniem się w towar czy jego zbytem.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 23gg g
g
g ggg – A koedukacyjne te kwatery? – spytała uśmiechając się figlarnie. ggg – W większości. ggg – No to jest okazja do romansów. ggg – Czasem się nadarza – odparłem enigmatycznie, unikając wdawania się w szczegóły, o których czasem sam wolałem zapomnieć. ggg – Jak długo zamierzasz to robić? ggg – Czy ja wiem? – odparłem wzruszając ramionami. – Nie zastanawiałem się nad tym. Może aż coś lepszego nadarzy się po drodze. Jakiś wyjazd do roboty na Zachodzie, albo coś w tym rodzaju. ggg – A potem? ggg – Tak daleko nie wybiegam myślami. Wszystko się teraz zmienia z miesiąca na miesiąc, więc co tu planować. ggg – A w swoim zawodzie jako mechanizator rolnictwa nie chcesz pracować? ggg – Po co? ggg – Jak to po co? Stała praca, pensja... ggg –...kolejka na mieszkanie, przydział na samochód i meble, wczasy raz na rok – kontynuowałem przedrzeźniając ją. – I za co? Ja za jednotygodniowy wyjazd zarabiam więcej niż mój ojciec jako dyrektor szkoły przez miesiąc. ggg Długie, jasne włosy opadły jak kurtyna, kiedy Monika pochyliła się ukrywając twarz w dłoniach, śmiejąc się i kręcąc głową. ggg– Masz rację – powiedziała podnosząc rozbawioną twarz. – Kiedy pomyśle, że mnie to czeka po studiach, to mnie trafia. ggg – A kto powiedział, że musi cię to czekać? Możesz zrobić tyle innych rzeczy. ggg – Na przykład? ggg – Na przykład wyjechać stąd. ggg Moje słowa musiały podziałać jak zbliżające się do nerwu wiertło dentysty, bo jej harmonijnie ukształtowana twarz nagle nabrała surowego wyrazu.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 24gg g
g
g ggg – Łatwo powiedzieć – powiedziała spuszczając oczy i kręcąc na palcu kosmyk włosów. ggg – Jeśli nie masz z kim, to ja się piszę – zażartowałem. ggg Zerknęła na mnie badawczo i znowu jej wzrok umknął mojemu spojrzeniu. ggg – Nie wytrzymałbyś ze mną – odparła podchwytując flirtujący ton. ggg– Ej, nie takie rzeczy się w wojsku robiło. Lepiej powiedz, że nie nadawałbym się do tej roli. ggg – Może tak, może nie. Kto to wie. ggg– Ale ci się zrymowało. gggŚmiech pozwolił nam obojgu na utęsknioną chwilę rozluźnienia i szansę zmiany tematu. ggg – To co cię tu naprawdę przygnało z naszego „dalekiego wschodu”? – spytałem później, kiedy sączyliśmy koniak w Jamie Michalika. ggg – Sama naprawdę nie wiem – odparła po namyśle. – Zawsze ciągnęło mnie do czegoś innego, niż to co mam i to jest chyba mój życiowy problem. A Kraków, musisz przyznać, to coś zupełnie innego niż nasz kresowy zaścianek: to przygoda, poezja, sztuka... ggg – No to w takim razie czemu wybrałaś ścisły kierunek studiów? – wtrąciłem. ggg – Marzyć też trzeba według jakichś reguł – odparła. – Inaczej na zawsze pozostaną niespełnionymi mrzonkami. Nie powiesz mi chyba, że zamierzasz resztę życia spędzić w Białej Podlaskiej, albo w jakiejś wsi nad Bugiem – spytała patrząc na mnie badawczo. ggg – Czemu nie? – odparłem po namyśle. – Reymontowi i Kraszewskiemu nie przeszkadzało na Podlasiu, to może i mnie się jakoś uda.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 25gg g
g
g ggg Rozmowa przestała się kleić, więc sprawnie wróciłem na bezpieczny grunt przygód z działalności handlowej. Moje oświadczenie wprost, że według niektórych jestem narkomanem oddaliło Monikę od jej problemów. Uśmieliśmy się oboje, kiedy opowiadałem historię o tym, jak właścicielka kwatery chciała wyrzucić mnie i kumpla, kiedy zastała nas przy wstrzykiwaniu mu insuliny. ggg Przyznałem się też do podświadomych homoseksualnych skłonności, na co wskazywał fakt, że kilkakrotnie zdarzyło mi się otrzymać niedwuznaczne oferty. Ostatnia wydarzyła się na dworcu kolejowym w Tatabanya, gdzie dotarłem nad samym ranem po lunatycznym marszu przez obce miasto. Sam słuchałem swoich własnych słów z niedowierzaniem. Obudziło mnie dopiero szczekanie psa, gdy w półśnie przełaziłem przez jakieś ogrodzenie i cudem udało mi się odnaleźć drogę do dworca. gggCzego Monice nie zdradziłem, to przyczyny koczowania na klatce schodowej jakiegoś bloku, czego późniejszy marsz przez sen był rezultatem. Miałem wrażenie, że moje romantyczne perypetie, które to poprzedziły, zabrzmią jak tania przechwałka. Kto wie, może właśnie gdybym opowiedział jej wszystko, nasza znajomość potoczyłaby się innym torem. gggCzerwcowy wieczór otulił Stare Miasto i Planty ciepłym, pełnym świateł i zapachów mrokiem, kiedy niespiesznym krokiem zmierzaliśmy w stronę pętli autobusowej przy Dworcu Głównym. ggg – W wakacje będę się pewnie trochę nudzić w domu – oznajmiła stając przy otwartych drzwiach czekającego na odjazd autobusu – Może się jakoś spotkamy, jeśli oczywiście znajdziesz dla mnie trochę czasu – dodała uśmiechając się. ggg – No nie wiem, może coś się da zrobić – odparłem pozorując mimiką przeglądanie harmonogramu zajęć. – Nie może, tylko na pewno – dodałem przerywając jej śmiech. – Tym razem twoja kolej zadzwonić.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 26gg g
g
g ggg W odpowiedzi pokiwała głową. Warkot silnika, ktory przywołał nas do rzeczywistości sprawił, że pocałunek w policzek odebrałem jak zwykłe, pożegnalne „cześć”. Dopiero gdy hałas ucichł za zakrętem, przyłożyłem rękę, by wieczorna bryza nie zdmuchnęła za szybko zostawionej na policzku obietnicy. ggg Zastałem dziadka w trakcie przeglądu technicznego Jawy. ggg – A! Dobrze żeś przyjechał – rzucił podnosząc się z kolan ze święcą zapłonową w ręku. – Jużem myślał, że się nie doczekam. ggg Niecodziennie emocjonalna reakcja na moje pojawienie się zaskoczyła mnie i dała do myślenia. ggg– A skąd to się tu wzięło? – spytałem wskazując na kask milicji drogowej zwisający z kierownicy. ggg Wzruszenie ramion i nieszczera niedbałość grymasu twarzy dały mi więcej pytań niż odpowiedzi. ggg– Mietek skądś przyniósł – odparł dziadek pociągając nosem i unikając mojego wzroku. gggOdwrócony do mnie tyłem przy oknie pilnie przyglądał się świecy. Niespodziewanie odłożył trzymany pod światło przedmiot, odwrócił się, złapał mnie za ramiona i patrząc mi w oczy powiedział: – Tomek, posłuchaj co ja tobie powiem. Tak jak wioślarze uratowali Kraków od najazdu ze wschodu, tak my teraz uratujem Polskę. ggg Zmarszczyłem brwi usilnie starając się zrozumieć znaczenie tych słów. Mgliście przypomniałem sobie, że kilka dni temu podzieliłem się z dziadkiem świeżo usłyszaną legendą o krakowskim Lajkoniku. ggg Na wyjaśnienia nie musiałem długo czekać. Siedząc w wiklinowym fotelu z narastającym niedowierzaniem słuchałem planu uratowania kraju i Europy od militarnego konfliktu, jaki miał według dziadka niewątpliwie nastąpić w dzień wyborów.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 27gg g
g
g gggDomniemany dramat polegał na międzynarodowym spisku, którego celem było odwrócenie upadku komunizmu poprzez zbrojną interwencję wzorem wydarzeń w Czechosłowacji w sześćdziesiątym ósmym roku. Inspiratorem spisku miał być Czauczesku w porozumieniu z innymi wstecznymi siłami Wschodniego Bloku. ggg Do takiego właśnie wniosku doprowadziły dziadka wiadomości zagranicznych rozgłośni radiowych i innych niezależnych źródeł, potwierdzone moim niecodziennym spotkaniem w Krakowie. Wiadome mu było, że pierestrojka wymyka się spod kontroli jej autorowi. Zagorzały zwolennik jej przyspieszenia, Jelcyn, po dwóch latach politycznego wygnania został niedawno wybrany do zreformowanego rosyjskiego parlamentu. gggPodejrzenie, że stara breżniewowska gwardia starałaby się powstrzymać bieg wydarzeń wydało się uzasadnione. Jednak to, że działali w zmowie z rumuńskim przywódca przyjąłem sceptycznie. Według dziadka wyborcze zwycięstwo opozycji w Polsce, na które się zanosiło, byłoby dla nich przysłowiowym ostatnim gwoździem do trumny, do wbicia którego za wszelka cenę nie chcieli dopuścić. ggg – A co się mają bać naszych wyborów? – rzuciłem retoryczne pytanie. – Nikt oprócz Polaków jak dotąd nie odważył się, żeby coś zmienić, to czemu ma być inaczej po wyborach. ggg – Oj, ty taki durny jak kołek od płota. Oni wszystkie cichutko sobie siedzą i czekają, aż ktoś inny głowę nadstawi. Jak my Polaki pierwszy krok zrobim, to Czechy, Niemcy i cała reszta poleci za nami jak kurwy za dewizowym turystą. Nie rozumiesz tego? ggg – No a czemuż ten cały spisek miałby się wydarzyć właśnie w sam dzień wyborów? – spytałem. – Każdy inny moment jest równie dobry.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 28gg g
g
g ggg – Ty taki mądry jak i twój ojciec. Szkoły skończył i myśli, że wszystkie rozumy zjadł. – Dziadek z wyraźna przyjemnością wykorzystał moment na przytyk do zięcia. – Zaskoczenie! Nie pojmujesz? Każdy myśli, że już w domu, przy pierzynie i babie. Wybory wygrane, demokracja, nie ma się czym martwic! A oni – sru, właśnie w ten dzień na nas. ggg – No dobrze, tylko skąd jesteś taki pewny, że ten ruski generał będzie jechał do Legnicy, żeby przejąć dowództwo w dzień przed wyborami. ggg – Bo w radiu mówili. ggg – Na którym programie? Chyba nie na Trójce? – zadrwiłem. ggg – Oj, nie na żadnej Trójce, durny. – Dziadek skrzywił się jakby jadł cytrynę. – Na krótkofalówce. ggg – Aha, na krótkofalówce. To trzeba było tak od razu mówić. Sam Kulikow pewnie rozmawiał przez radio z Czauczesku, że o siódmej rano trzeciego czerwca taki a taki generał będzie przekraczał granicę w Terespolu w drodze do Legnicy, żeby tam przejąć dowództwo Północnej Grupy Armii Radzieckiej. ggg – No normalnie ciebie tylko po łbie strzelić. – Dziadek aż przymknął oczy i pokręcił głową ledwie wytrzymując z moim niedowiarstwem. – Ruską mowę tylko słyszę od tygodnia, człowieku. ggg – No i co z tego? Gadali i gadają: wojsko, straż graniczna. Nie słyszałeś tego przedtem, boś nie słuchał, tak jak nie słyszysz tykania zegara zanim go nie zobaczysz na ścianie. ggg – Słyszałem jak się umawiali po rusku. ggg– Miliony ludzi miedzy Bugiem i Kamczatką mogło się na coś tam umawiać. ggg – Tak? Tylko nie każdy o przejeżdżaniu granicy w Brześciu trzeciego czerwca. ggg – A co powiesz na kierowców ruskich TIR-ów albo turystów – zripostowałem szybko.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 29gg g
g
g ggg – No ja jeszczem nie słyszał, żeby jaki turysta mówił do drugiego: tak toczno, towariszcz gienierał – odparował dziadek. ggg Ciągle nie byłem przekonany. Kto byłby na moim miejscu, jeśli w grę wchodziłoby ni mniej ni więcej tylko uprowadzenie wysokiego funkcjonariusza Armii Czerwonej? gggRadio nie byłoby najlepszym środkiem do przekazywania tego typu informacji – pomyślałem. – Z drugiej jednak strony sam przejazd przez granicę nie musiał być tajny. Prokomunistyczna konspiracja mogła mieć formę współczesnego Konia Trojańskiego. gggInny słaby punkt dziadkowej teorii spisku stanowiła pewność, że Legnica jest główną kwaterą Grupy Północnej, co opierało się na mocno zadawnionych wiadomościach. Czasy Marszałka Rokossowskiego dawno minęły i centrum dowodzenia mogło być gdzieś indziej, w związku z czym spiskowcy mogli wybrać inne przejście graniczne. ggg Wątpliwy wydał mi się również element ryzyka, jakie podejmowaliby konspiratorzy, nieproporcjonalny z niewielką szansą sukcesu przywrócenia socjalistycznego ładu. Nawet sam opór Polaków, którzy posmakowali wolności i nie chcieliby jej na nowo stracić mógłby pokrzyżować plany. ggg – A ty myślisz, że co? Że u nas brakuje starych pryków tam na górze? Nawet sam Jaruzelski może być w zmowie. ggg– No a jak już nas opanują, to co dalej? – dopytywałem się. ggg– Jak to co? Niemców i Czechów za mordy, ultimatum dla Gorbaczowa i po ptokach. Wtedy nawet Jelcyn nie poradzi. ggg Dałem za wygraną, nie tyle przekonany, ile zrezygnowany. Plan co prawda opierał się na wątpliwych założeniach i wymagał więcej zbiegów okoliczności niż fabuła “Doktora Żiwago”, ale jasne było, że z moim udziałem czy bez nic nie mogło odciągnąć dziadka Wacka od jego wykonania. ggg Musiałem też przyznać, że fascynował mnie udział w akcji, która potencjalnie mogła mieć globalny wydźwięk i której podobne oglądałem do tej pory jedynie na ekranie telewizora lub w kinie. Dreszcz przebiegł mnie po skórze na samą myśl, że mogłem stać się częścią historii.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 30gg g
g
g gggZ drugiej jednak strony żołądek kurczył mi się, kiedy myślałem o konsekwencjach niepowodzenia. Mógłbym wtedy jedynie liczyć na łaskawość prawa wobec wspólników pomyleńca. ggg ggg – Wstawaj. Już czas – dobiegł mnie głos w ciemności pokoju jak wezwanie zza światów. ggg Pomarańczowy Fiat 126 dziadka z pełnym bakiem paliwa stał gotowy do drogi, a termos z kawą czekał na siedzeniu. “Człowiek, który tak drobiazgowo planuje przestępstwo, może nie być uznanym za niepoczytalnego”, przyszło mi do głowy ostrzeżenie pośród innych chaotycznych myśli. ggg Przyspieszony kurs używania krótkofalówki poprzedniego wieczora nie natchnął mnie całkowitym zaufaniem do rosyjskiego, topornego urządzenia leżącego obok na podłodze. Styki prowizorycznej instalacji elektrycznej łączącej go z akumulatorem zwisały spod deski rozdzielczej. ggg Mozolnie doczłapałem na drugim biegu do asfaltu i pierwszych zabudowań Krętów. Tuż za wsią zatrzymałem się i nalałem sobie kubek kawy, która smakowała dokładnie tak jakbym ją sam robił. A może rzeczywiście sam ją wczoraj zrobiłem – pomyślałem niedowierzając rzeczywistości, która z każdą minutą stawała się coraz bardziej niewiarygodna. ggg Pustka wokoło i rozgwieżdżone niebo wzmogły uczucie niesamowitości. Nieczęsto zdarzało mi się w samotności podróżować samochodem nocą. Blada łuna nad horyzontem zaczęła rozcieńczać nocne ciemności, kiedy objechawszy Terespol skręciłem w lewo w stronę przejścia granicznego. Na całe szczęście nikt za mną nie jechał, mogłem więc zwolnić do żółwiego tempa i spokojne znaleźć odchodzącą w bok polną drogę, albo dogodną przerwę między kępami przydrożnych zarośli.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 31gg g
g
g ggg Z uczuciem rosnącego napięcia pomyślałem, że jeśli pojadę za daleko i znajdę się blisko przejścia granicznego, zwrot w tył może wydać się podejrzany służbom granicznym. Kto wie czy ktoś tam nie ma stałej roboty, żeby obserwować drogę dojazdową przez porządną wojskową lornetkę. Światła przejścia zamajaczyły w dali, kiedy z ulgą dostrzegłem ostrzegawczy znak drogowy oznajmiający skrzyżowanie. ggg Asfalt odchodził w prawo, w lewo zaś pomiędzy grupkami wysokich krzewów znikała polna droga, w którą skwapliwie skręciłem. Po kilku minutach prób i przymiarek, znalazłem dogodne miejsce, które z jednej strony dawało dobry punkt obserwacyjny na przybyłych do Polski, a z drugiej pozwalało z wiarygodnością odgrywać rolę kierowcy zepsutego samochodu. ggg Narastająca częstotliwość przejeżdżających w stronę granicy aut wielokrotnie przewyższała ruch w przeciwnym kierunku, co wydało mi się dziwne i nabrało sensu dopiero, kiedy uzmysłowiłem sobie, że wielu polskich turystów jechało tranzytem na południe, a wracało innymi przejściami. Poza tym nienawykli do obywatelskich swobód przyjaciele zza Buga nie kwapili się tak jak my do międzynarodowych wojaży. gggUśmiechnąłem się na widok pełnego autokaru, zadając w myśli sarkastyczne pytanie jakie to zabytki i kurioza w ZSRR tak ciągną naszych wycieczkowiczów. Przy pogłębiającej się inflacji złoto i zachodnia waluta stały się najbardziej pożądana lokatą kapitału dla zaradnych rodaków. Podczas gdy ja stawiałem na zielone, dla wielu innych wycieczka do Związku Radzieckiego po wyroby jubilerskie była bardziej atrakcyjną metodą. ggg Siedząc cierpliwie wewnątrz Malucha z otwarta klapą silnika, z nudów obserwowałem nadjeżdżające w stronę granicy auta. Z dreszczem emocji pomyślałem, ze każdy zachodni samochód potencjalnie mógł być skradziony i przemycany dalej na wschód na sfałszowanych papierach. ggg Ciemnoniebieski Polonez z milicyjnym kogutem zmroził mi krew w żyłach. Kiedy samochód zrównał się ze mną, lornetka bezpiecznie leżała pod siedzeniem, a ja gramoliłem się na zewnątrz by stworzyć pozory prób naprawy samochodu, o mechanice którego wiedziałem mniej więcej tyle ile kura o uprawie pszenicy.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 32gg g
g
g gggJuż miałem wracać do środka, gdy Polonez, który początkowo minął mnie bez zatrzymania, ku mojemu przerażeniu zatrzymał się i na wstecznym ruszył w moją stronę. No to mam ciepło – pomyślałem, ale mimo paniki uzmysłowiłem sobie chłodno, że jak dotąd nie złamałem żadnego prawa i jeżeli rolę pechowego kierowcy odegram dobrze do końca, wszystko może zakończyć się szczęśliwie. ggg Poczęstowałem dziadkowego Malucha kopniakiem w koło w momencie, gdy mundurowy milicjant drogówki na przednim siedzeniu zrównał się ze mną. Odwróciłem się udając zaskoczenie i ulgę. ggg – Cholerny grat nie chce zapalić – powiedziałem z głębokim uczuciem niezadowolenia. – Z nieba mi panowie spadliście. Nikt się nie chciał zatrzymać. Od Rosjan to już nie wymagam, ale żeby nasi... Może panowie pomogą i zawiadomią jakiegoś mechanika w Terespolu. ggg Oficer zmierzył mnie surowym wzrokiem. Poczucie urażonej dumy prawdopodobnie przeważyło inne względy, odsuwając na dalszy plan opcję sprawdzenia samochodu i moich dokumentów. ggg – Co ty mi tu głowę zawracasz? Co ty myślisz, że my jesteśmy od naprawiania samochodów. Gdybyśmy tak mieli każdemu kierowcy pomagać, to.... No! – dokończył stanowczym tonem, nie znalazłszy odpowiedniej puenty. – Żeby mi tu po tobie do południa śladu nie było – zawyrokował i dał kierowcy znak do odjazdu. ggg Z trudnością udało mi się powstrzymać lornetkę od drżenia, kiedy wróciłem do obserwacji ruchu od granicy, przeklinając gliniarzy, dla których arogancja była nadal obowiązująca formą odnoszenia się do obywateli. Z drugiej jednak strony pomyślałem, że gdyby byli grzeczniejsi to jeszcze niewiadomo jak by się moje spotkanie z nimi skończyło. Na cale szczęście żaden rosyjski samochód nie przyjechał w czasie krótkiego zajścia.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 33gg g
g
g ggg Dochodziła ósma, kiedy w polu widzenia zamajaczył czarny samochód. Następne sekundy rozwiały wszelkie wątpliwości. Charakterystyczne „lotniskowce” na głowach dwóch mężczyzn na tyle samochodu nie dały się pomylić z nakryciami głowy członków żadnych innych sił zbrojnych. ggg Nie tracąc czasu uruchomiłem krótkofalówkę i wysłałem zaszyfrowana wiadomość oznajmiając, że ciotka Leokadia właśnie się pakuje i za moment będzie w drodze. ggg– Zawracaj i leć do domu – usłyszałem znajomy, choć mocno zniekształcony głos w eterze. ggg Nawiązując kontakt radiowy straciłem Wołgę z oczu i nawet nie zauważyłem, kiedy mnie minęła. Dla upewnienia się wysiadłem i z pobocza drogi obserwowałem majestatycznie oddalającą się radziecką limuzynę. Na tle jadących w przeciwną stronę bardziej nowoczesnych aut wyglądała anachronicznie, podobnie jak czapki dwóch oficerów w jej wnętrzu prawie wypełniające przestrzeń tylnej szyby. ggg Czerwona Łada pędząca z zawrotną prędkością od granicy omalże nie roztrzaskała dziadkowego Fiata i mnie w środku, kiedy po kilku minutach wypełzałem na drogę. Znużenie po niedospanej nocy spowodowało, że źle oceniłem jej prędkość z daleka. Kiedy doszedłem do siebie i znalazłem się na szosie, zarówno Wołga jak i Łada znikły z pola widzenia. Nie dostrzegłem ich też, gdy znalazłem się na skrzyżowaniu z główną drogą z Terespola do Białej Podlaskiej. gggWbrew ustaleniom zamiast skręcić w prawo i niepostrzeżenie wrócić do domu, powodowany złym przeczuciem i ciekawością ruszyłem w drugą stronę. Po około kwadransie znalazłem się w lasach koło Małaszewicz. Kierując się detalami zapamiętanymi z przygotowań poprzedniego wieczora, zignorowałem dwie przecznice odchodzące w lewo do stacji przeładunkowej i skręciłem dopiero w trzecią.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 34gg g
g
g ggg Z mieszaniną ulgi i podniecenia spostrzegłem znajomą czerwoną Ładę, która na łeb na szyję mknęła w moim kierunku z przeciwnej strony. Kiedy przejechała obok, zdążyłem dostrzec w jej wnętrzu czterech młodych mężczyzn o zasępionych, surowych twarzach. gggPo następnych kilku sekundach jazdy z niedowierzaniem dostrzegłem w dali jaśniejący obiekt, ktory wkrótce okazał się być płomieniem. W pierwszej chwili przyszło mi do głowy, że ktoś po prostu rozpalił ognisko na środku szosy. Płomienie strzelające na połowę wysokości otaczających drzew świadczyły jednak, że nie była to część harcerskiej zabawy. ggg Kiedy dotarło do mojej świadomości, co oznaczają płomienie, instynkt samozachowawczy natychmiast przejął kontrolę i kazał zawrócić Malucha. O ile do tego momentu trzymałem się strzępków nadziei, że w ostatniej chwili dziadek Wacek poszedl po rozum do głowy, to widok płonącej Wołgi pozbawił mnie ostatnich złudzeń. ggg Zaparkowane przed szopą WSK-a i Jawa ciągle promieniowały ciepłem silników i zapachem benzyny, kiedy znużony i w podłym stanie ducha dotarłem do domu. Z wewnątrz usłyszałem dźwięk znajomych, rozweselonych głosów. W smugach papierosowego dymu ujrzałem trzech uczestników imprezy jak gości “Wesela” Wyspiańskiego nad ranem. gggDekadencki śmiech podsycany krążącą szklanką wódki nie oznaczał jednak apatii, ale wręcz przeciwnie – euforię. Stach przepijał właśnie do siedzącego na warsztacie i dyndającego nogami Mietka. Dziadek Wacek rozparty w fotelu zanosił się od śmiechu, którego nie zakłóciło moje wejście. ggg – O, Tomaszek przyjechał – zawołał na mój widok. – Gdzieś się podziewał, chłopczyno? Jużeśmy na milicję mieli dzwonić – zawołał wywołując następną falę zaraźliwego śmiechu. ggg– Gdzie byłem? Ano widziałem coście narobili. Z tego może być niezła afera – powiedziałem na serio.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 35gg g
g
g ggg – Coś widział? Gdzie? – spytał dziadek poważniejąc. ggg – No tam w lesie. ggg – A ty coś tam robił? Tożem ci mówił jechać prosto do domu. ggg – Jakieś bandziory jechały za Wołgą od granicy. Bałem się, że może się wam coś stać. ggg – Cała trójka wymieniła pytające spojrzenia. ggg – Myśmy żadnych bandziorów nie widzieli – zaprzeczył Mietek. ggg– Bo zawrócili jak zobaczyli wasze ognisko – wyjaśniłem. ggg – Niezłe było, co? – usłyszałem dziecięcą przechwałkę. – To na pewno byli ludzie od Borysa, ale po nas nie trzeba poprawiać – dodał dziadek dumnie i pociągnął znacząco nosem. – Mietek, polej no wnuczkowi dla kurażu, bo się chłopak całkiem rozsypie. Jakiś taki roztrzęsiony. ggg Kieliszek wódki rzeczywiście podniósł mnie na duchu. ggg– To co naprawdę zrobiliście z ruskimi oficerami? – spytałem już spokojniej, gotowy na każdą odpowiedź. ggg – My? A cośmy z nimi mieli zrobić? Nic! – odparł dziadek wzruszając niedbale ramionami. – Ale ruskich generałów w gaciach tom jeszcze nie widział – rzucił i na nowo stracił powagę zarażając śmiechem całą resztę, włącznie ze mną. ggg ggg Następnego dnia po rannej mszy, razem z dziadkiem i babcią pojechałem do Zatulina, by oddać swój głos w wyborach, których wynik zaskoczył chyba tylko nielicznych. ggg Niedospanie i kac przytępiły moje zmysły i ledwie dopuściły do świadomości myśl o warkocie wojskowych helikopterów i czołgów, lub odgłosu strzałów, które być może miałyby miejsce, gdyby nie nasza udana akcja w małaszewickim lesie poprzedniego dnia. ggg Do międzynarodowego konfliktu szczęśliwie nie doszło – czy to z naszą pomocą czy bez – i kraj dał wzór innym członkom socjalistycznej rodziny jak pokojowo obalać komunizm. Przykład został szybko podchwycony przez sąsiadów. Rumunom przemiana wyszła mniej pokojowo, na co tamtejszy dyktator chyba dobrze sobie zasłużył.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 36gg g
g
g ggg W optymistycznym nastroju, jaki zapanował w kraju po wyborach, uwadze społeczeństwa uszło niejedno wydarzenie, które prasa wychwyciła i komentowała. Mało kto zauważył na przykład dwie wzmianki w lokalnych gazetach na temat wydarzeń w przeddzień wyborów: jedna o wypadku samochodowym w lesie w Małaszewicach, a druga o trzech Rosjanach podejrzanych o perwersyjne praktyki seksualne. gggW pierwszym przypadku doszczętne spalenie pojazdu uniemożliwiło jego identyfikację, w drugim zaś polska milicja niezwłocznie porozumiała się z jej odpowiednikiem po drugiej stronie granicy i przekazała podejrzanych radzieckim władzom śledczym. ggg Za niepisaną zmową milczenia nikt z wtajemniczonych nie wracał w rozmowie do akcji w przeddzień wyborów. Ze zdziwieniem odnotowałem własny brak zainteresowania. Zapewne podświadomie dla własnego dobra starałem się zamazać wydarzenie w rejestrze pamięci. Raz tylko długo po wydarzeniu Mietek przy piwie przytoczył rzeczywisty przebieg wypadków. gggKiedy ja o świcie obserwowałem przejście graniczne, cała trójka dojechała na miejsce na motorach i przebrała się w zdobyte Bóg jakim sposobem milicyjne mundury. Mietek ze Stachem zostali na posterunku, a dziadek na Jawie wrócił do głównej drogi z Terespola do Białej, gdzie z krótkofalówką oczekiwał na mój sygnał, a potem na nadjeżdżającą Wołgę. ggg Kiedy auto nadjechało, skierował je w boczną drogę w las tłumacząc to pasażerom objazdem. Dogonił samochód, kiedy Mietek i Stach legitymowali oficerów. Przez brak żądanych dokumentów, mężczyźni zostali zmuszeni do opuszczenia pojazdu, rozbrojeni, rozebrani do podkoszulków i kąpielówek i puszczeni na wolność.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 37gg g
g
g gggMundury razem z dokumentami zostały wrzucone do wnętrza Wołgi, która polana benzyną zapłonęła jak pochodnia, co widziałem już sam na własne oczy. Miejsce znajdowało się niedaleko skrętu drogi, która łączyła się z inną leśną przecinką, co pozwoliło „partyzantom” na bezpieczny, niedostrzeżony nawet przeze mnie odwrót. ggg ggg Monika dotrzymała słowa. Odwiedziłem ją w słoneczną, wrześniową niedzielę. Długi spacer nad Bugiem i wieczór przy nastrojowej muzyce i stłumionym świetle dały początek dobrze zapowiadającej się historii, która jednak nie miała szczęśliwego zakończenia. ggg Nasze sporadyczne randki w Krakowie jedynie wzmogły moje zadurzenie, pozostawiając jej rolę biernego obiektu adoracji. Krótkie okresy spotkań, które były dla mnie szczytem szczęścia, przemieniały się w dręczące tygodnie oczekiwań, wątpliwości i frustracji. Z goryczą ale też i z ulgą dowiedziałem się wreszcie, że zjawił się ktoś inny w jej życiu. ggg Dzisiaj kiedy wiem, że tak czy inaczej Monika znalazłaby drogę do lepszego życia za oceanem, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że spełniłem dla niej rolę wygodnego mostu, po którym bezpiecznie przedostała się na brzeg swoich marzeń. gggChoć odtrącenie boli, życzę jej powodzenia wierząc, że taki obrót spraw był dla nas obojga najlepszy. Jestem chyba typem rośliny, która przyjmuje się jedynie w klimacie i glebie, w jakich wyrosła. Nie wyobrażam sobie egzystencji gdzie indziej niż tam, gdzie się urodziłem i zapuściłem korzenie. gggPosada nauczycielska i pomoc przy gospodarstwie, odpowiedzialność za które niepostrzeżenie przechodzi w moje ręce, skutecznie wypełniają mi czas i zaspokajają ambicje. Uczestniczenie w życiu człowieka, którego operujący na innej częstotliwości umysł nigdy nie odpoczywa, z pewnością dostarczy mi jeszcze wielu przygód, których być może na próżno szukałbym na obczyźnie. Kto wie czy to właśnie nie jego marzenie o motolotni, która już wkrótce odbędzie swój próbny lot, nie zaważyło głównie na mojej decyzji pozostania w Krętach.
g
g
g g ggggggggggggggggggggggStrona 38gg g
g
g ggg Najbliższa przyszłość nie wygląda obiecująco. Nawet opatrznościowy Prezydent nie jest w stanie dokonać cudów i przyśpieszyć tempa zmian w kraju. Powolności przemian towarzyszy korupcja i inne niesprawiedliwości, które u wielu powodują tęskne spojrzenie wstecz. gggPół darmowa wyprzedaż majątku narodowego jako koszt pokojowej rewolucji – majątku nierzadko przechodzącego w ręce przedstawicieli byłego reżimu – rodzi zrozumiale niezadowolenie. Nadzieję jedynie można mieć, że następne pokolenie będzie w stanie przejść nad tym i innymi przewinieniami do porządku dziennego i bez uprzedzeń korzystać z nowoczesnego ustroju, który obecna generacja zbuduje. ggg W czasie którejś z późniejszych wizyt w Krakowie mój wzrok przykuła maskotka Lajkonika na straganie z pamiątkami. Zastanawiałem się na ile legenda stała się źródłem inspiracji dla dziadka Wacka i czy w rzeczywistości uratowało to nasz kraj i Europę od konfliktu. ggg Dziadek skromnie nie przechwala się i nie przypisuje sobie rangi narodowego bohatera. Utrzymuje jedynie pól żartem, pól serio, że podobnie do topienia Marzanny na wiosnę, skakania przez ognisko w Noc Świętojańską i pochodu Lajkonika w Boże Ciało – palenie czarnej Wołgi czwartego czerwca powinno stać się narodową tradycją.

g g

g

g

g

g g g ggggggggggggggggggggggStrona 39gg g g

RobertPanasiewicz
© Robert Panasiewicz 2007
g
g
Współpraca techniczna: Stanisław Lipko